Nieuczciwi sędziowie, wstyd właściciela i wielka feta. Jak Płomień Milowice został najlepszym klubem w Europie

Newspix / Lukasz Laskowski / PressFocus/NEWSPIX.PL / Na zdjęciu: Ryszard Bosek
Newspix / Lukasz Laskowski / PressFocus/NEWSPIX.PL / Na zdjęciu: Ryszard Bosek

42 lata temu doszło do największego sukcesu w historii polskiej klubowej siatkówki. Płomień Milowice został najlepszym zespołem w Europie. W drodze do złota musiał się jednak zmagać z wieloma trudnościami, w tym nieuczciwością sędziów.

Aż do 2000 roku siatkarska Liga Mistrzów funkcjonowała jako Puchar Europy Mistrzów Klubowych. Tylko raz fani siatkówki nad Wisłą mogli się cieszyć ze zdobycia tytułu najlepszego zespołu Starego Kontynentu. Miało to miejsce w 1978 roku, ale droga do trofeum nie była usłana różami.

Droga do Final Four

W pierwszej rundzie zawodnicy Płomienia dość łatwo ograli Panathinaikos Ateny. Znacznie trudniejsze zadanie czekało ich w ćwierćfinale, bowiem ich przeciwnikiem było włoskie Federlazio Rzym. Pierwsze spotkanie polska ekipa zagrała na wyjeździe i wcale nie było ono przyjemne.

Nie tylko jednak z powodu całkiem wysokiego poziomu włoskiej drużyny, ale także z powodu arbitrów, którzy często podejmowali niezrozumiałe decyzje. Zespół z Rzymu zwyciężył wtedy 3:1. - Można spokojnie powiedzieć, że sędziowie pomagali gospodarzom - mówi były przyjmujący Ryszard Bosek. U siebie gracze Płomienia zwyciężyli jednak 3:0, co dało im awans do najlepszej czwórki rozgrywek.

ZOBACZ WIDEO: Bartłomiej Dąbrowski docenił klasę Chemika Police. "Wykonali fantastyczną robotę"

- Włosi koniecznie chcieli wygrać. Nawet właściciel tego klubu wstydził się za to, co sędziowie z nami zrobili wtedy w trakcie spotkania. Chodziło nam o to, żeby na wyjeździe wygrać tylko seta, bo wiedzieliśmy, że u siebie zwyciężymy 3:0. Było to trudne. Później w Sosnowcu zespół z Rzymu robił dużą zadymę, że to my ich oszukujemy. Takie były wtedy czasy - dodał były zawodnik Płomienia.

Droga po złoto i huczne powitanie

Final Four odbywał się w dniach 17-19 lutego w Bazylei. Płomień Milowice na inaugurację bez najmniejszych problemów ograł Boronkay Stambuł. Dzień później zmierzył się z Starlift Blokkeer Rijswijk. Holendrzy postawili Polakom trudniejsze warunki, ale i tak to drużyna z naszego kraju mogła się cieszyć ze zwycięstwa 3:1.

Ostatnią przeszkodą był czechosłowacki klub Aero Odolena Voda. Przed Final Four byli faworytami do zdobycia trofeum, lecz w pierwszym meczu dość nieoczekiwanie ulegli Holendrom 0:3. Na starcie z Płomieniem zachowali jednak pełną mobilizację i prowadzili nawet 2:1. Siatkarze z Zagłębia byli w stanie jednak odwrócić losy meczu, pokonali rywali po tie-breaku i mogli cieszyć się ze zdobycia trofeum.

- Czechosłowacy w tym czasie byli faworytami. Aero Odolena Voda to był klub sponsorowany przez zakłady lotnicze. Mieli mocny skład i prawdopodobnie liczyli na to, że to oni wygrają całe rozgrywki. Jednak na tym poziomie to już każdy mecz był ciężki, nie tylko ten z Odoleną Vodą - skomentował Bosek.

Po powrocie do kraju siatkarzy czekało wiele spotkań z najważniejszymi ludzi w państwie. Ich sukces był szeroko fetowany. - Jak na tamte warunki powitano nas bardzo dobrze. Byliśmy w ministerstwach, w końcu teoretycznie byliśmy wtedy górnikami. Dostaliśmy dodatkowe premie. Wtedy Płomień miał wielu kibiców, nawet górnicy pracujący na dole się interesowali wynikami. My ten sukces odczuliśmy mocno - dodał były siatkarz.

Ich sukcesu w polskim sporcie przez wiele lat nie był w stanie powtórzyć nikt. Udało się to dopiero piłkarzom ręcznym Łomży VIVE Kielce w 2016 roku, kiedy to wygrali Ligę Mistrzów. W siatkówce kilkukrotnie polskie kluby grały w finale rozgrywek, ale ani razu nie udało im się wygrać.

- Jak się jest młodym, to bardzo cieszy się z wyniku. Dopiero później zaczęliśmy sobie zdawać sprawę, że bardzo trudno stać się najlepszą klubową drużyną Europy. Trzeba pamiętać, że w tamtym czasie zespoły bazowały tylko na zawodnikach krajowych, dopiero Włosi zaczęli to zmieniać. Drużyny się budowało zupełnie inaczej. Kiedy kluby zaczęły robić się coraz bogatsze, to zorientowaliśmy się, jak trudno taki sukces zrobić - przyznał były przyjmujący.

Droga górniczego klubu do bycia najlepszym w Europie

Płomień Milowice jako klub wielosekcyjny powstał w 1929 roku. W latach 60. zdecydowano się jednak postawić na jedną dyscyplinę - siatkówkę. Istniała drużyna mężczyzn oraz zespół kobiet. Władze patronującej klubowi kopalni Milowice nie szczędziły funduszy, żeby w Sosnowcu (bo Milowice to dzielnica tego miasta) powstał ośrodek siatkarski z prawdziwego zdarzenia.

- Wszystkie zakłady pracy miały wtedy swoje drużyny, a także np. milicja. U nas dyrektor był wielkim fanem siatkówki, więc stworzył sobie zespoły. Legia miała bardzo dobry klub wielosekcyjny. Wiadomo że teoretycznie tylko byliśmy górnikami. W przypadku Legii bycie żołnierzem też było tylko na papierze - wyjaśnił były siatkarz.

- Muszę przyznać, że gdy trafiłem z Warszawy do Płomienia to byłem bardzo sceptycznie nastawiony, bo wtedy mi się wydawało, że to głęboka prowincja. Bardzo szybko się jednak przekonałem, że błędu nie zrobiłem, bo to był na tamte czasy klub wyjątkowy. Pod względem organizacyjnym wszystko stało na najwyższym poziomie, włącznie z odnową biologiczną. Nie mogliśmy też narzekać na pensje - dodał Bosek, który do Płomienia trafił z AZS-AWF Warszawa. W klubie z Sosnowca przyjmujący spędził siedem sezonów.

Płomieniowi udało się zbudować klasowe drużyny. Oba zespoły przeżywały najlepszy swój okres w latach 70. i na początku lat 80. Kobiety pięciokrotnie zostały mistrzyniami kraju, a panowie powtórzyli ich sukces dwa razy. Oprócz Boska, w drużynie grali mistrz olimpijski Włodzimierz Sadalski, a także m.in. Waldemar Wspaniały i Wiesław Gawłowski.

- Tu chodzi także o całą otoczkę dookoła nas i wszystkich wspaniałych ludzi. Nie było na co narzekać. To był modelowy klub pod każdym względem. Gdy hala była za mała, to dyrektor powiększył trybuny, żeby więcej osób mogło przychodzić. Mam cudowne wspomnienia także z tym miejscem, tam poznałem moją żonę, urodziły mi się dzieci, miałem wielu przyjaciół. Te czasy wspominam z rozrzewnieniem. Ci, co jeszcze zostali, co roku wciąż się spotykają, To była wielka rodzina, żeńskiego i męskiego zespołu siatkówki - dodał były przyjmujący.

Czy ZAKSA powtórzy sukces Płomienia?

Zawodnicy Grupa Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle mają szansę powtórzyć sukces Płomienia Milowice. Już w sobotę 1 maja w Weronie zagrają z Itas Trentino w finale Ligi Mistrzów. Jak szansę polskiego zespołu ocenia Ryszard Bosek?

- Szanse są wyrównane. To dosyć podobne zespoły. ZAKSA może trochę lepsza technicznie, Trento ma większą siłę uderzenia. We Włoszech siatkówka oparta jest na zagrywce. Oni znają kędzierzynian i wiedzą, ze jeżeli nie będą dobrze zagrywać, to będą mieli kłopot. Jeżeli serwis Trento nie będzie na wysokim poziomie, to polski klub ma dużą szansę by osiągnąć sukces. ZAKSA trochę później skończyła sezon ligowy, co może być zaletą, ale to dwa równe zespoły, więc faworyta nie ma - zakończył były siatkarz.

Czytaj więcej:
Plebiscyt WP SportoweFakty. Dream Team Tauron Ligi 2020/2021! Prawdziwe rakiety! Kto zostanie najlepszą atakującą?
Twórca sukcesów Grupy Azoty Chemika Police odchodzi

Komentarze (2)
kip
29.04.2021
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
42 lata temu po tie-breku. Niech mnie ktoś oświeci do ilu zdobytych punktów się wtedy grało w tie-breku. Żenada. 
Louis von Cyphre
29.04.2021
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
"lecz w pierwszym meczu dość nieoczekiwanie ulegli Holendrom bez straty seta." ??????