Transfer, o którym w siatkarskim świecie było głośno od kilku tygodni, stał się faktem. Nikola Grbić, trener, który zdobył z Grupą Azoty ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle Ligę Mistrzów odchodzi z klubu. Serb w przyszłym sezonie obejmie Sir Sicoma Monini Perugia. W rozmowie z WP SportoweFakty wyjaśnia powody swojej decyzji oraz mówi o tym, jak zareagowała na nią drużyna.
Arkadiusz Dudziak, WP SportoweFakty: Dlaczego zdecydował się pan na przenosiny do Sir Sicoma Monini Perugia?
Nikola Grbić, były trener Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle: Z powodów rodzinnych. To była droga do tego, żebyśmy zostali razem jako rodzina. Gdybym pozostał w ZAKSIE, to oni wróciliby do Serbii, a ja bym przebywał w Polsce.
ZOBACZ WIDEO: Obawy przed bańką w Lidze Narodów. "Vital Heynen na pewno ma przygotowany plan B"
Nie jest trenerowi żal opuszczać ZAKSĘ po takim sukcesie?
Oczywiście, jest mi ogromnie żal. Ta decyzja była bardzo ciężka. Jednak zdecydowałem się na to wszystko tylko dla mojej rodziny, żadne inne rzeczy nie miały na to wpływu.
A jaka była reakcja drużyny na pańskie posunięcie?
Dzień po finale Ligi Mistrzów mieliśmy wspólną kolację. Wtedy im to powiedziałem. Byli bardzo rozczarowani, ale zrozumieli, że ta decyzja nie miała nic wspólnego z nimi, ani z klubem, siłą ekipy czy większym pieniądzem. Podjąłem ją dlatego, żeby być razem z moją rodziną.
Jak ważnym etapem w pańskiej karierze są te dwa lata w ZAKSIE?
Ten czas jest ekstremalnie ważny z wielu powodów. Jako doświadczenie trenerskie to było coś fantastycznego. Znalazłem przyjaciół, znakomitych współpracowników i po prostu rewelacyjnych ludzi. Te przyjaźnie będą trwały do końca życia. Ten sukces, który osiągnęliśmy, zwiąże nas na stałe. Zapisaliśmy się w historii i dzięki temu będę związany z ZAKSĄ do końca życia.
Jakie będzie miał trener wspomnienia z ZAKSĄ?
Przecudowne. Naprawdę dla mnie odejście z tego klubu było ciężką decyzją. Kiedy zadzwoniono do mnie z Perugii, rozmyślałem 10 dni o tym, czy w ogóle podjąć z nimi jakiekolwiek negocjacje. Przecież miałem umowę z ZAKSĄ. Niektórzy zawodnicy podpisali kontrakty z kędzierzyńską ekipą z mojego powodu, z powodu naszego sposobu pracy w tym klubie.
Czynnikiem decydującym o moim odejściu wcale nie jest to, że to Perugia, klub z ligi włoskiej zaoferował mi większe pieniądze i objęcie silniejszej ekipy. Jedyną przyczyną była rodzina. Oczywiście, gdybym nie otrzymał dobrej umowy, to bym nie podpisał z nimi kontaktu, ale to nie był powód mojego odejścia z Kędzierzyna-Koźla.
Chciałem być razem z rodziną. Podczas sezonu 2019/2020 ja pracowałem i żyłem w Polsce, a moi najbliżsi zostali w Weronie. Teraz moi synowie mają 14 i 10 lat i nie chciałem, żebyśmy byli więcej rozdzieleni. Kiedy pojawiła się okazja, żeby znowu być razem, to był to czynnik decydujący.
Podczas tego sezonu jednak pańska rodzina już była w Polsce. Jak odnaleźli się w tych trudnych warunkach spowodowanych koronawirusem?
Wcale nie było łatwo się odnaleźć. Nikt z nas nie mówi po polsku. Znaleźli się w kraju, w którym nie znają języka. COVID nie pomógł, ponieważ oni praktycznie cały czas musieli siedzieć w domu, mieli nauczanie online. Nie mieli możliwości się socjalizować, ani nawiązać kontaktu z innymi ludźmi. Żona nie miała z kim wyjść na kawę.
Cała ta sytuacja w tym roku nie była dla nas w ogóle łatwa. Kiedy doszliśmy do porozumienia, żeby podpisać kontrakt z ZAKSĄ, dogadaliśmy się z żoną, że wróci z dziećmi do Serbii, ponieważ tam będą mieli wszystko.
Prezes zespołu z Perugii Gino Sirci bardzo chciał, żeby to właśnie pan objął stery klubu. Mnóstwo mówił o panu w mediach, przyjechał nawet na finał Ligi Mistrzów do Werony.
Tak było. Od momentu, w którym odniesie się taki sukces tak jak my, czyli wyrzuciliśmy z Ligi Mistrzów Lube oraz Zenit Kazań, to podnosi się wartość poszczególnych graczy i trenera. Kiedy zrobi się taki wynik to normalne, że różne ekipy zaczynają się tobą interesować. Oni już do mnie dzwonili w poprzednich latach, żebym objął zespół. Jednak trenerem Perugii zostaję dopiero teraz.
Czy wpływ na pańską decyzję miało to, że pracował pan już w klubie kilka sezonów temu?
Zdecydowanie tak, ale bardziej ze względów rodzinnych niż na mnie. W tym mieście mamy wielu przyjaciół, moje dzieci mają tam znajomych i będą chodzić do włoskiej szkoły. Gdyby chodziło o jakiś inny klub, to raczej nie podjąłbym takiej decyzji. Wracamy jednak do miejsca, w którym wcześniej byliśmy. Nie zaczynamy od zera i to było jednym z głównych powodów.
Wydaje się, że w następnym sezonie Perugia będzie dużo silniejsza niż w tym. Sam prezes mówił o transferach Matthew Andersona i Simone Giannelliego. Jakie cele zostały postawione przed drużyną?
Oczekiwania są takie, żebyśmy zdobyli wszystkie możliwe trofea tak, jak to miało miejsce w ZAKSIE. Kiedy w drużynie ma się takich graczy to normalne, że oczekiwania są ekstremalnie wysokie. Jednak również Trento, Piacenza, Modena oraz Lube będą chciały zdobywać trofea. To normalne w lidze włoskiej.
Czytaj więcej:
Kolejne roszady u wicemistrzyń Polski. Developres SkyRes pożegnał trzy zawodniczki
Rewelacja TAURON Ligi pozyskała kolejną siatkarkę ŁKS-u