Aleksandar Atanasijević: W Polsce dla wszystkich kibiców jesteś gwiazdą. Gdzie indziej to rzadkość

WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Aleksandar Atanasijević
WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Aleksandar Atanasijević

- U was ludzie kochają siatkówkę. Dla nas właśnie to jest w waszym kraju najpiękniejsze. A PlusLiga w przyszłym sezonie będzie moim zdaniem najsilniejszą ligą w Europie obok Serie A - mówi Aleksandar Atanasijević, nowy zawodnik PGE Skry Bełchatów.

[b]

Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Wracasz do Polski po ośmiu latach. Co sprawiło, że postanowiłeś znowu zagrać w PlusLidze i podpisałeś kontrakt z PGE Skrą Bełchatów?[/b]

Aleksandar Atanasijević, siatkarz reprezentacji Serbii i PGE Skry Bełchatów: Zawsze przed podjęciem takiej decyzji zadaję sobie pytanie, jakie będą w najbliższym czasie moje cele. Za mną osiem wspaniałych lat w Perugii. O klubie, kibicach, atmosferze, o wszystkim, co razem osiągnęliśmy, mogę mówić w samych superlatywach. Jednak w czasie ostatniego sezonu uznałem, że teraz najważniejsze jest dla mnie znalezienie w sobie ognia, który wcześniej miałem. Kiedy grałem w Bełchatowie, nie udało się nam zdobyć mistrzostwa Polski. Teraz chcę to nadrobić i wygrać PlusLigę. Miałem oferty z innych włoskich klubów, ale uznałem, że na tę chwilę najlepszą opcją jest dla mnie powrót do Skry. Obiecano mi, że w przyszłym sezonie drużyna będzie zdecydowanie silniejsza, niż w poprzednim.

Wiesz już, z kim będziesz grał w Bełchatowie?

Wiem, że zostaje Grzegorz Łomacz, Mateusz Bieniek i Karol Kłos. Będę też ja, więc wystarczy do tego dołożyć dwóch mocnych obcokrajowców i można się bić o wszystko. Ostatni tytuł mistrzowski Skra zdobyła trzy lata temu, jednak jestem przekonany, że w przyszłym sezonie będziemy mieli duże szanse, żeby go odzyskać.

Jak wspominasz Skrę, w której grałeś już w latach 2011-2013?

Kiedy przyjechałem do Bełchatowa, byłem bardzo młody. To było mój pierwszy zagraniczny klub. Prezes Konrad Piechocki dał mi szansę występów w czołowej europejskiej drużynie i bardzo mu za to dziękuję. Dużo zyskałem na grze w Skrze i teraz chcę dać temu klubowi coś w zamian. A najlepsze, co możesz dać klubowi, to trofea. W Pluslidze nie będzie o nie łatwo. Uważam, że w przyszłym sezonie będzie obok Serie A najsilniejszą ligą na świecie. ZAKSA wygrała Ligę Mistrzów, Resovia się zbroi, Jastrzębie też. Czekają nas fantastyczne rozgrywki. Dla mnie to bardzo dobrze. Grając dużo meczów przeciwko wymagającym rywalom sam będę robił postępy.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Jest moc. Nietypowy trening Wildera

Chciałem cię zapytać, czy uważasz, że liga jest teraz silniejsza niż wtedy, gdy z niej wyjeżdżałeś. Jednak to, co powiedziałeś, nie pozostawia wątpliwości.

Bez dwóch zdań rozgrywki stoją teraz na wyższym poziomie. W polskich klubach jest coraz więcej bardzo dobrych obcokrajowców. Takich jak Ben Toniutti. W przyszłym sezonie dojdzie jeszcze kilku świetnych siatkarzy, jak Tine Urnaut, Stephan Boyer czy Jan Kozamernik. Wiele razy grałem przeciwko nim i wiem, jak trudno jest ich pokonać. Gra w Polsce będzie dla mnie dużym wyzwaniem. Chcę pokazać, że jestem na nie gotowy.

Wymieniłeś tych, przeciwko którym grałeś, a nie wspomniałeś o jednym graczu, z którym rozegrałeś wiele spotkań w reprezentacji Serbii. Transfer Urosa Kovacevicia do PlusLigi to duże zaskoczenie, przede wszystkim dlatego, że nie trafił do topowego klubu, a do średniaka z Zawiercia.

Uros to w tej chwili jeden z najlepszych przyjmujących na świecie. Myślę, że zdecydował się na ten klub ze względu na trenera Igora Kolakovicia, który przez kilka lat prowadził naszą drużynę narodową. Uros wie, jak Igor pracuje, że to wspaniały trener. Chce z nim popracować w pierwszym roku w Europie po powrocie z Chin.

Byliście ze sobą w kontakcie przed podpisaniem kontraktów? Dyskutowaliście, czy warto grać w PlusLidze?

Rozmawialiśmy. Obserwowaliśmy, co się dzieje na rynku, jak silne stają się polskie drużyny. Według mnie one mogą być teraz najsilniejsze na świecie. Widzieliśmy, co osiągnęła ZAKSA w Lidze Mistrzów, grając młodymi polskimi siatkarzami. Jak dla mnie to największa niespodzianka w klubowej siatkówce w ostatnich 20 latach.

Serbowie przeważnie bardzo dobrze odnajdują się w polskich klubach. To dlatego, że łatwo się wam odnaleźć w naszym kraju? Nasza mentalność, styl życia odpowiadają wam?

My jesteśmy tacy, że gdziekolwiek pojedziemy, chcemy po prostu wygrywać i grać tak, żeby wszyscy widzieli, że dajemy z siebie wszystko. A Polskę lubimy dlatego, że ludzie kochają u was siatkówkę. To jest w waszym kraju najpiękniejsze. Prawie na każdym meczu są pełne trybuny, a takich kibiców, jak mają polskie kluby, w innych ligach ze świecą szukać. Fani traktują cię jak gwiazdę. Nie tylko twojej drużyny, innych też. Gdzie indziej rzadko się to zdarza. Cieszę się, że znowu doświadczę takiego podejścia do siatkówki.

W Perugii traktowano cię jak gwiazdę, i to wielką. Byłeś jednym z ulubieńców kibiców. Trudno ci było opuścić to miejsce?

To była najtrudniejsza decyzja, jaką kiedykolwiek podjąłem. Kocham Perugię, klub, kibiców, miasto. To mój drugi dom i pozostanie nim już na zawsze. Postanowiłem jednak poszukać nowych wyzwań, nowych rzeczy do wygrania. Osiem lat to bardzo długo. Gdybym miał wymieniać rok po roku, jak wyglądały nasze sezony, miałbym kłopot. Sporo wygraliśmy, ale to nie sprawiło, że straciłem motywację. Chcę po prostu pokazać, że w innym miejscu jestem w stanie grać tak samo dobrze.

Mówisz, że teraz czujesz się świetnie, ale ostatni sezon nie był dla ciebie łatwy.

Zgadza się. Nie spodziewałem się, że tak się potoczy. Na szczęście problemy zdrowotne już za mną i teraz już tylko ode mnie zależy, czy pokażę, że to jak wyglądały ostatnie miesiące w Perugii nie było moją winą. I że jestem tym samym zawodnikiem, jakim byłem w poprzednich latach.

We Włoszech w dwóch ostatnich sezonach twoim trenerem był Vital Heynen.
Selekcjoner reprezentacji Polski to wielki oryginał. Jego metody są skuteczne, ale nie wszystkim się podobają. Tobie odpowiadały?

Jego treningi są bardzo ciekawe, choć nietypowe i trzeba do nich przywyknąć. Potrzebowałem na to trochę czasu. Przyznaję, że moja osobista relacja z Vitalem nie była najlepszą, jaką można sobie wymarzyć między trenerem a zawodnikiem. Mamy z Vitalem różne charaktery, ale nigdy się nie kłóciliśmy. Współpracowaliśmy i razem zapisaliśmy się w historii klubu, zdobywając kilka ważnych trofeów.

Prezydent Perugii Gino Sirci to też nietuzinkowa postać. W porównaniu z nim Konrad Piechocki wydaje ci się pewnie bardzo spokojnym i przewidywalnym człowiekiem.

Tak, są całkowicie inni. O Gino mówią, że jest szalony, ale nie dla mnie. To świetny gość, który kocha swój klub i robi dla niego wszystko. Bez niego siatkówka w regionie Umbria by nie istniała. Zbudował wielki klub i bardzo się tym przysłużył włoskiej siatkówce. Konrad ma dużo większe doświadczenie, jest prezesem w Bełchatowie od wielu lat i wykonuje tam wspaniałą pracę. Uważam, że trudno o lepszego człowieka na takim stanowisku. Zawsze spokojny, zawsze stara się pomagać zawodnikom. Kiedy z tobą rozmawia, to nie jako przełożony, a jako przyjaciel. Przede wszystkim jest osobą, która chce ci pomóc, a dopiero potem prezesem klubu.

Zanim przyjedziesz do Bełchatowa, weźmiesz udział w Lidze Narodów. Dla reprezentacji Serbii, której zabraknie na igrzyskach olimpijskich w Tokio, turniej w Rimini to główna impreza sezonu?

Nie, najważniejsze są dla nas mistrzostwa Europy, które we wrześniu odbędą się w Polsce. W VNL zagramy bez Nemanji Petricia, Aleksandra Okolicia, kilku innych zawodników, którzy mają problemy zdrowotne i potrzebują czasu, żeby się wyleczyć. Niemniej jednak Liga Narodów jest dla nas bardzo ważna. Przed nami trudne mecze, Polacy, Rosjanie czy Brazylijczycy przyjadą do Rimini w bardzo mocnych składach. Ja nie mogę się doczekać na start rozgrywek, bo pod względem fizycznym czuję się świetnie. Dla mojego ciała to najlepszy czas, odkąd pamiętam. Jestem w stanie robić rzeczy, których nie byłem w stanie wykonywać przynajmniej przez ostatnie siedem, osiem lat.

Boli was, że nie zagracie na igrzyskach nie dlatego, że brakuje wam jakości, tylko z powodu systemu kwalifikacji, który jest krzywdzący dla Europy?

Niestety, system jest jaki jest. Nas zabraknie w Tokio, a wystąpią tam zespoły słabsze od nas, które miały łatwiejszą drogę, bo nie musiały walczyć o awans w Europie. Miałem okazję grać na igrzyskach osiem lat temu w Londynie i wiem, jak piękna jest to impreza. Przykro mi, że w tym roku nie spełnimy naszych olimpijskich marzeń, ale nic już z tym nie zrobimy. Koncentrujemy się na tym, co możemy wygrać.

Myślę, że skoro twojej drużyny zabraknie na igrzyskach, to jesteś w stanie obiektywnie ocenić, kto będzie w Tokio najmocniejszy. My wierzymy, że to Polacy wywalczą złoto.

Polska ma znakomity zespół, nie ma co do tego żadnych wątpliwości. I to nie jeden, a trzy! O przyszłość nie musicie się martwić. Moim zdaniem z Wilfredo Leonem w składzie jesteście najsilniejsi. Ale musicie mieć się na baczności. Brazylia też pojedzie do Japonii z wielkimi celami, tak samo Rosja, USA, Włochy. Czeka nas bardzo ciekawa walka o medale. Zobaczymy, kto pokaże najlepszą formę, komu dopisze szczęście. To szczęście jest potrzebne, bo różnice pomiędzy siedmioma, ośmioma topowymi zespołami są niewielkie. Jeśli jednak patrzeć na składy, na organizację gry, na zaangażowanie zawodników, to Polska zasługuje na złoto bardziej niż jakakolwiek inna drużyna.

Czytaj także:
Polki jadą do Rimini z poczuciem bezpieczeństwa. "Chcę, abyśmy w końcu zaczęły normalnie żyć"
Liga Narodów. Koronawirus u rywali Polaków

Komentarze (0)