Finał zapewniony - relacja z meczu Polska - Chiny

Drugiego dnia Memoriału Huberta Jerzego Wagnera rozgrywanego w Łodzi Polacy pokonali 3:1 reprezentację Chin. W porównaniu z czwartkowym spotkaniem biało-czerwoni zagrali w odmienionym składzie. Tym samym coraz bardziej krystalizuje się skład na mistrzostwa Europy.

Kinga Popiołek
Kinga Popiołek

Polska - Chiny 3:1 (25:21, 25:18, 20:25, 25:19)

Polska: Grzegorz Łomacz, Daniel Pliński, Michał Ruciak, Jakub Jarosz, Łukasz Kadziewicz, Zbigniew Bartman, Krzysztof Ignaczak (libero) oraz Paweł Woicki, Piotr Nowakowski, Marcel Gromadowski, Bartosz Kurek, Marcin Wika
Chiny: Jiao Shui, Bian Hongmin, Zhong Weijun, Jiang Kun, Cui Jianjun, Liang Chunlong, Ren Qi (libero) oraz Shen Qiong, Runming Li

Bez Pawła Zagumnego, Marcina Możdżonka i Piotra Gruszki, ale za to z Grzegorzem Łomaczem oraz Łukaszem Kadziewiczem przystąpili reprezentanci Polski do spotkania przeciwko Chinom. Dzięki temu jeszcze kilku zawodników ma szansę powalczyć o miejsce w składzie na wrześniowe mistrzostwa Europy.

Polacy dobrze rozpoczęli spotkanie od ataków Zbigniewa Bartmana oraz Jakuba Jarosza, do tego punkt zdobyty zagrywką zanotował na swoim koncie Daniel Pliński i… do akcji wkroczyli Chińczycy, a rywalizacja rozpoczęła się od początku. Gra punkt za punkt trwała do stanu 6:6, wtedy to biało-czerwoni odskoczyli na dwa oczka, a po przerwie technicznej pojedynczy blok Michała Ruciaka dał im kolejny punkt przewagi. Polacy nie potrafili jednak utrzymać przewagi, jaką roztrwonili w trakcie trzech najbliższych piłek. Ponownie miała miejsce wyrównana walka, nawet na moment to Chińczykom udało się objąć prowadzenie, ale od drugiej przerwy technicznej stroną prowadzącą byli już tylko podopieczni Daniela Castellaniego. W końcówce partii boleśnie dał się we znaki rywalom Bartman, a ostatni punkt podarował Polakom Jiang Kun.

Druga partia od początku do końca była zdominowana przez gospodarzy, którzy ani na chwilę nie dali sobie wydrzeć prowadzenia. Chińczycy mogli jedynie próbować dotrzymać kroku rozpędzonym Polakom. O ile początkowa, niepozorna przewaga teoretycznie była w ich zasięgu o tyle wydarzenia, jakie miały miejsce w połowie partii skutecznie podcięły skrzydła przedstawicielom Azji. Chińczycy zdobywali pojedyncze punkty co jakiś czas, natomiast Polacy punktowali seriami. Najszczęśliwsza i decydująca o wyniku seta seria miała miejsce od stanu 13:10 dla biało-czerwonych. Błąd popełnił Jiang Kun, a następnie w polu zagrywki stanął Zbigniew Bartman zdobywając od razu dwa punkty bezpośrednio tym elementem. Skuteczna zagrywka przyjmującego reprezentacji pozwalała na wyprowadzanie skutecznych akcji, a na tablicy wyników wkrótce widniała przewaga ośmiu punktów, 19:11. Wiadomo już było, że rywale nie będą w stanie się podnieść, toteż polskie orły pewnie dowiozły kilkupunktową przewagę do końca.

O tym, co wydarzyło się po wznowieniu gry, najlepiej byłoby zapomnieć. Jednak wiele niepokoju jest w trzecim secie spotkania, zwłaszcza po dwóch wcześniej wygranych partiach. Srogie lanie sprawili Chińczycy graczom Castellaniego. Szczególnie skutecznie zaczęli grać na siatce, co do tej pory nie było ich mocną stroną, a wręcz przeciwnie. Polacy popełniali błąd za błędem co zaowocowało wkrótce wynikiem 2:8. Sytuacja zaczęła wyglądać coraz bardziej nieciekawie, gdyż po przerwie Azjaci kontynuowali swoją dobrą passę wprowadzając coraz większą konsternację w polskiej ekipie. Fatalnie zaprezentował się Marcin Wika, który od początku partii zastąpił Michała Ruciaka. Dopiero w końcówce partii coś drgnęło u biało-czerwonych. Jednak było za późno na odmianę losów tego seta.

Rozpędzeni po dobrej końcówce trzeciego seta Polacy kontynuowali swoją normalną grę z pierwszych dwóch odsłon tego spotkania. Bardzo dobrze rozpoczął Marcel Gromadowski, który na początku trzeciego seta zmienił Jakuba Jarosza. Dynamiczne ataki tego młodego atakującego nie pozostawiały zbyt wiele do powiedzenia reprezentacji Chin. Ponownie świetną serią zagrywek popisał się Zbigniew Bartman, wówczas Polacy nie tylko odrobili straty względem rywali, ale również wyszli na prowadzenie. I nie oddali go już do końca spotkania, chociaż momentami wkradało się do gry trochę nerwowości.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×