Nowy rozdział w życiu Artura Szalpuka. Zmienił klub i sposób myślenia

- Miałem takie okresy, że sam potrafiłem się mocno zdołować. Byłem osobą, która tworzyła w głowie ogromnie dużo scenariuszy, również tych niedobrych dla mnie. Dziś myślę już inaczej - mówi Artur Szalpuk, mistrz świata w siatkówce z 2018 roku.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Artur Szalpuk WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Na zdjęciu: Artur Szalpuk
Trzy lata i dwa tygodnie temu miał u stóp cały siatkarski świat. Jako 23-latek zdobył złoty medal mistrzostw świata. I to nie jako statysta. W drużynie Vitala Heynena, która napisała we włoskim Turynie bajkową historię, był podstawowym zawodnikiem. Jednym z głównych autorów pięknego scenariusza.

Wtedy wydawało się, że to dopiero początek wielkiej kariery siatkarza z Warszawy, że lada chwila stanie się jednym z najlepszych graczy na świecie, a filarem reprezentacji Polski będzie przez długie lata. Jednak, jak powiedział starszy kolega po fachu Szalpuka, złoty medalista olimpijski sprzed 45 lat Ryszard Bosek, życie lubi toczyć się inaczej, niż zakładamy.

"Łatwiej się wspinać, niż bronić miejsca na szczycie"

W kolejnych trzech sezonach, dwóch w barwach PGE Skry Bełchatów i jednym w drużynie VERVA Warszawa Orlen Paliwa, "Szalupy" spisywał się poniżej oczekiwań, momentami wyraźnie. Trochę brakowało mu zdrowia, trochę szczęścia, ale chyba przede wszystkim właściwego podejścia mentalnego.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: spariodowała grę w tenisa. Padniesz ze śmiechu!

- Przekonałem się, że dużo łatwiej jest się wspinać, niż bronić miejsca na szczycie - mówi nam Szalpuk. - W pewnym momencie bardzo chciałem udowodnić sobie i innym, że zasługuję na tytuł mistrza świata. Sam nie wiem, dlaczego, bo przecież udowodniłem to na boisku. Ale głowa już to do siebie ma, że czasem pojawiają się w niej głupie myśli. Ja miałem takie okresy, że sam potrafiłem się mocno zdołować. Tworzyłem w głowie ogromnie dużo scenariuszy, również tych niedobrych dla mnie. To przeszkadzało mi w skupianiu się na tym, co najważniejsze, na pracy i rozwoju.

Igrzyska znowu uciekły

Dziś 26-letni przyjmujący wie, że miał złe podejście do sportu. Czasu już jednak nie cofnie i nie zmieni tego, że po trzech chudych latach, biorąc pod uwagę jego możliwości, szybko odpadł z walki o miejsce w drużynie na igrzyskach olimpijskich. Choć dla trenera Heynena Szalpuk był jednym z najbardziej zaufanych żołnierzy, Belg skreślił go z listy kandydatów jako jednego z pierwszych. Już w połowie maja, przed tym, jak w czasie Ligi Narodów w Rimini rozpoczęła się ostateczna selekcja.

Igrzyska uciekły mu sprzed nosa po raz drugi, ale tym razem odrzucenie nie bolało go tak bardzo, jak pięć lat wcześniej, gdy do ostatniej chwili liczył na bilet do Rio de Janeiro, a jego pominięcie przez Stephane'a Antigę było niespodzianką. Heynen od początku grał z nim w otwarte karty i nie dawał dużych szans na wyjazd do Japonii. I dlatego kiedy ogłosił swoją decyzję, "Szalupie" łatwiej było się z nią pogodzić. Choć to nie znaczy, że łatwo.

Nie mógł patrzeć na łzy kolegów

Pierwsze od lat dłuższe letnie wakacje, choć niechciane, bardzo mu pomogły. Jeden z bohaterów mistrzostw świata 2018 wykorzystał je na wyczyszczenie głowy. Zaraz po tym, jak wrócił ze zgrupowania, jego dziewczyna Ola kupiła bilety do Barcelony. Potem pojechali jeszcze do Paryża i na Seszele. Poza podróżami były też praca na siłowni, częsta gra w "plażówkę" i długie spacery z ukochanym psem Luną.

Występy polskiej reprezentacji na igrzyskach w Tokio oglądał, choć nie dostosowywał do nich swojego planu dnia. Ćwierćfinał z Francją wyłączył po dwóch setach, musiał iść na trening. Kiedy w czasie zajęć sprawdził w telefonie końcowy wynik, wyraźnie posmutniał. Jeszcze bardziej, kiedy na zdjęciach i materiałach wideo widział smutne twarze swoich kolegów. - To było dla mnie najbardziej przykre. Byłem i jestem bardzo zżyty z tymi chłopakami, w końcu spędziliśmy razem mnóstwo czasu i wiele razem przeżyliśmy. Dlatego trudno było mi patrzeć na ich zapłakane twarze, na to jak nie mogą powstrzymać emocji - opowiada.

Kierunek bardzo nieoczywisty

Po przedłużonych wakacjach i po igrzyskach Szalpuk otworzył nowy rozdział w karierze. Po raz pierwszy podpisał kontrakt z zagranicznym klubem. Wybrał nieoczywisty kierunek. Sam przyznaje, że nawet bardzo nieoczywisty. Dodaje jednak, że kiedy dostał propozycję z ukraińskiego Epicentra-Podolany Horodok, długo się nie zastanawiał.

- Pod względem finansowym oferta wyraźnie się wyróżniała na tle innych, które mi przedstawiono. Wiedziałem też, że projekt jest bardzo ambitny, a w klubie będzie polski sztab szkoleniowy, trener Mariusz Sordyl i trener przygotowania fizycznego Andrzej Zahorski. To mnie przekonało, żeby zaryzykować i pojechać w nieznane.

Szalpuk nie czaruje rzeczywistości. Przyznaje, że liga ukraińska pod względem sportowym nie należy do najmocniejszych w Europie, że leży raczej na peryferiach klubowej siatkówki. Nie traktuje jednak pobytu w zaledwie 15-tysięcznym Gródku - tam siedzibę ma jego ekipa - jak zesłania. - Sam chciałem tu przyjechać i zamierzam wyciągnąć z gry tutaj ile się tylko da. Jestem w kraju, w którym siatkówka nie jest tak popularna, jak w Polsce, ale myślę, że to dla mnie dobrze. Dzięki temu mam duży luz, głowa może odpocząć i to też jest fajne.

Cel: Wygrać wszystko

Mniejsze zainteresowanie siatkówką nie oznacza jednak, że w klubie nie będzie presji wyniku. Główny sponsor klubu, Epicentr - sieć 86 marketów budowlanych, w których można kupić też m.in. artykuły sportowe, ogrodnicze czy zoologiczne - na ukraińskim rynku jest mocarzem i plany wobec swojej drużyny też ma mocarstwowe. W ciągu dwóch lat zespół awansował z II ligi do najwyższej klasy rozgrywkowej, a w pierwszym sezonie w Superlidze zajęła 2. miejsce. W kolejnym wicemistrzostwo nikogo nie zadowoli.

Teraz nowa ekipa Szalpuka ma wygrać wszystko na Ukrainie i zajść najdalej jak się da w Challenge Cup, trzecich do ważności europejskich rozgrywkach pucharowych. Żeby te plany udało się zrealizować, nie tylko zbudowano polską kolonię, ale też ściągnięto do Gródka połowę kadry Ukrainy, m.in. Jurija Semeniuka, Dmytro Wijeckiego, Maksyma Drozda czy Hordena Browę. I stworzono warunki do pracy, które reprezentant Polski ocenia jako bardzo komfortowe.

- Byłem pozytywnie zaskoczony tym, co zastałem na miejscu. Warunki do treningów są bardzo dobre. Hala nie jest duża, na tysiąc osób, ale mamy ją na wyłączność. Na stałe jest na niej rozłożony terafleks, co nie wszędzie jest regułą. W miesiąc w hali stworzono nam siłownię, również do wyłącznego użytku. Mamy też prywatną saunę i prywatny basen z zimną wodą.

Pierwsze dwa mecze ligowe Epicentr wygrał z łatwością 3:0. Z zespołami, które według Szalpuka w polskiej Pluslidze nie miałyby czego szukać. W całym sezonie jego zespołowi może zagrozić tylko aktualny mistrz kraju, Barkom Każany Lwów, choć i jemu będzie trudno.

Wdraża nowe podejście. Do siatkówki i życia

Na mecze o mistrzostwo jeszcze przyjdzie czas. Na razie nowy zawodnik ekipy z Gródka nie wybiega tak daleko w przyszłość. Nie myśli też o tym, co komu musi udowodnić, nie kreśli w głowie niepomyślnych scenariuszy. - Teraz już wiem, że to złe podejście. I myślę inaczej: Do tego, na co mam wpływ, podchodzę ze stuprocentowym zaangażowaniem. A tym, na co wpływu nie mam, staram się nie przejmować.

Kiedy Szalpuk mówi te słowa, w jego głosie słychać pozytywne nastawienie. Niemal czuć, że z optymizmem patrzy w przyszłość i cieszy się swoim nowym spojrzeniem na świat. W pokonaniu własnej głowy pomogła mu półroczna współpraca z psychologiem oraz książki, które zaczął czytać w wyniku tych spotkań. Z wszystkich, po które sięgnął, najbardziej zapadła mu w pamięć biografia Andre Agassiego.

- Psycholog pomógł mi zrozumieć dużo rzeczy. Przede wszystkim to, że zamiast rozmyślać o rzeczach, które nie zależą ode mnie, lepiej skupić się na tu i teraz. Na tym, co mogę zmienić albo robić lepiej. Jeszcze nie zawsze mi się udaje, ale właśnie w taki sposób staram się teraz podchodzić zarówno do siatkówki, jak i do życia. Każdego dnia koncentrować się na wykonywaniu dobrej, solidnej pracy. Zobaczymy, dokąd mnie to zaprowadzi.

Czy do odgrywania ważnej roli w siatkarskiej reprezentacji Polski? O tym, by odbudować pozycję z 2018, Szalpuk też nie myśli. Zdaje sobie sprawę, że na przyjęciu konkurencja w naszej drużynie narodowej jest ogromna, a grając na Ukrainie będzie mu trudno się przebić. - Co jednak nie oznacza, że mam kadrę w nosie i nie zamierzam o nią walczyć. Jeżeli zagram bardzo dobry sezon i dostanę się do kadry, będę przeszczęśliwy. Jeśli nie, zrozumiem decyzję trenera. I pewnie wyruszę w kolejne ciekawy podróże.

Czytaj także:
Dobry start drużyn Artura Szalpuka i Michała Filipa
Dobry początek sezonu w wykonaniu Bartosza Bednorza. Polak najlepszy w zespole

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×