Tuż przed ostatecznym głosowaniem z kandydowania na prezesa PZPS wycofali się Ryszard Czarnecki i Jacek Kasprzyk. Ten drugi, były już sternik związku, i tak pozostał w zarządzie. Polityka PiS, który pełnił funkcję wiceprezesa, na próżno szukać na liście.
"Jeżeli zaczniemy na chłodno analizować, jak zakończyły się wybory w PZPS, to chyba jedynym celem zamieszania w federacji było wysadzenie z karuzeli Ryszarda Czarneckiego. Kury, która momentami znosiła złote jajka i uratowała finansowanie wielu klubów" - napisał w "Przeglądzie Sportowym" Łukasz Kadziewicz.
Poza pomocą w pozyskiwaniu sponsorów, Czarnecki pomógł choćby sprowadzić Brazylijczyków czy Irańczyków, którzy mieli problemy z uzyskaniem wjazdu do naszego kraju tuż po pandemii. "Efekt wyborów to pozbycie się polityka, zabezpieczenie środków na zbliżające się mistrzostwa świata i pomoc kilku klubom" - wyliczył były siatkarz.
Kadziewicz jest zaskoczony też, że Sebastian Świderski nie zdecydował się na audyt. "Byłem pewny, że skoro rozpoczyna grę na bramki, na które jeszcze nie grał, będzie chciał wiedzieć, czy i jakie trupy czają się na niego w szafie" - czytamy.
Na razie, poza powołaniem Aleksandry Jagieło do spraw związanych z kobiecą kadrą, a także Tomasza Palucha, na próżno szukać nowych twarzy. "W tym całym wielkim zamieszaniu widzę na razie osobę, która usiadła na krześle, ale otoczyła się ludźmi, którzy wielokrotnie budując pozytywny obraz polskiej siatkówki, zdaniem prokuratury, nie zawsze działali fair. Moim zdaniem Sebastian Świderski zaczyna grać w bardzo ryzykowną grę" - zakończył były gwiazdor siatkówki.
Czytaj też:
Zaskakująca kandydatura na selekcjonera polskich siatkarek. Dawno nie pracował jako trener
Wielki powrót po ogromnym pechu w poprzednim sezonie
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co za strzał najpiękniejszej golfistki na świecie!