Zespół IŁCapital Legionovii Legionowo w trzech setach pokonał wiceliderki tabeli Tauron Ligi, drużynę E.Leclerc Moya Radomka Radom. Tym samym przerwał serię trzech porażek i zatarł słabe wrażenie, jakie pozostało po meczach z policzankami i łódzkimi "Budowlanymi".
- Zacznę od tego, że nie wkalkulowałyśmy porażki z Chemikiem. Po takich spotkaniach nie jest łatwo rano wracać do hali. Trenowałyśmy intensywnie, ale miałyśmy kilka pomniejszych problemów, z którymi borykałyśmy się w ostatnich dwóch tygodniach. Cieszę się, że w meczu z radomiankami cały zespół spisał się bez zarzutów i zrealizowałyśmy przygotowaną taktykę - powiedziała po spotkaniu najbardziej wartościowa zawodniczka spotkania, Izabela Lemańczyk.
Do ciekawej sytuacji doszło w końcówce drugiego meczu, kiedy bardzo długą wymianę atakiem zakończyła Srna Marković, a obie ekipy przygotowywały się już do zmiany stron. Wtedy jednak o challenge poprosił Alessandro Chiappini, zmieniając dalsze losy meczu.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: takiego widoku zupełnie się nie spodziewała. "Co one robią?"
- Szczerze mówiąc wydaje mi się, że żadna z dziewczyn tego nie zgłaszała, a przynajmniej ja tego nie widziałam. Myślę, że sztab zadecydował o tym, aby sprawdzić to dotknięcie siatki. Czy blefowali czy rzeczywiście to dostrzegli - tego już nie wiem. Koniec końców dobrze, że się na to zdecydowali, bo być może odmienili losy meczu. Rywalki po wygraniu tej partii dostałyby wiatru w żagle. Ostra walka i długie wymiany w końcówce drugiego seta mogły się podobać - oceniła libero legionowianek, Izabela Lemańczyk, która w piątek przyjmowała zagrywkę rywalek aż 16 razy i robiła to bardzo precyzyjnie.
Od tego momentu w IŁCapital Arenie Legionowo dominowały gospodynie, których gra napędzana była skutecznością Olivii Różańskiej czy Aleksandry Gryki. Ta ostatnia weszła w "buty" nieobecnej Lauren Barfield.
- Jest nam przykro, że Lauren z nami nie ma i jej również pewnie jest smutno z tego powodu. Niczego nie można być w sporcie pewnym, ale czułyśmy, że mamy kontrolę w tym spotkaniu. Im większa była przewaga tym bardziej koncentrowałyśmy się nad tym, żeby nie wypuścić jej z rąk. Wiemy, jakie to było dla nas ważne, aby przerwać tę serię - dodała krakowianka.
Największym pozytywnym zaskoczeniem tego sezonu są chyba opolskie wilczyce. Beniaminek ma już na rozkładzie obie drużyny z Mazowsza oraz zespół ze Świecia.
- Te kilka kolejek pokazało nam już, że naprawdę wszystko może się wydarzyć. Nie jest to kwestia motywacji, każdy chce ugrać jak najwięcej. Wydaje mi się, że w przypadku opolanek zespołowość i wola walki sprawiły, że dziewczyny bardzo dobrze weszły w sezon. Zobaczymy, czy uda im się utrzymać tę formę, bo gra na równym poziomie przez dziesięć miesięcy jest dużą sztuką. Dzięki takiej postawie beniaminka liga na pewno jest ciekawsza - przyznała Lemańczyk.
Zobacz również:
Nie ma już niepokonanych drużyn w TAURON 1. Lidze
Antyreklama siatkówki w Katowicach. Dobra seria trwa dalej