Podopieczni Slobodana Kovaca pokonali drużynę Projektu Warszawa 3:0, tym samym ponownie włączając się w pogoń za czołówką tabeli PlusLigi. W ostatnich trzech kolejkach bełchatowianie zmierzyli się ze wszystkimi medalistami z ubiegłego sezonu. Mecze z mistrzem oraz wicemistrzem Polski zakończyły się porażkami PGE Skry Bełchatów.
- Trudno to nazwać kryzysem, bo tak naprawdę gładko przegraliśmy jedynie w Jastrzębiu Zdroju. Walcząc z kędzierzynianami rozegraliśmy dobre spotkanie i zabrakło nam jednej czy dwóch piłek, żebyśmy przypieczętowali zwycięstwo. W Arenie Ursynów po raz kolejny udowodniliśmy, że potrafimy grać w siatkówkę. Mam nadzieję, że przypieczętujemy to sukcesem na koniec sezonu - powiedział po spotkaniu w stolicy libero bełchatowian, Kacper Piechocki.
Kluczem do zwycięstwa w Warszawie była dla przyjezdnych zagrywka. Dziewięć asów serwisowych przy zerowym dorobku w tym elemencie siatkarzy Andrei Anastasiego to wynik godny podziwu.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: zobacz skok znanego dziennikarza telewizyjnego. Skok... narciarski!
- Zagrywka na pewno w tym meczu "zrobiła" robotę. To nasz wielki atut. Z tego co kojarzę to wiele dobrego działo się w tym elemencie przy udziale Mateusza Bieńka, ale pozostali również nie odstawali. Liga jest bardzo ciekawa, jest wiele drużyn spoza czwórki, które się wzmocniły. Nie ma faworyta. Myślę, że musimy uzbroić się w cierpliwość i z ocenami poczekać co najmniej do zakończenia rundy zasadniczej - przyznał Piechocki.
Najlepszym zawodnikiem spotkania został wybrany Holender z włoskim paszportem, Dick Kooy. Zdobył 15 punktów, w tym cztery blokiem. Kooy jak na razie doskonale wypełnia lukę, która powstała, gdy zespół opuścił Taylor Sander.
- Dick to fantastyczny zawodnik więc nie dziwi mnie, że po raz kolejny prezentuje się dobrze. Jest niesamowity zwłaszcza w ofensywie. To, że nie ma Taylora to już przeszłość, w ogóle o tym nie myślimy - podkreślił libero PGE Skry Bełchatów.
Zobacz również:
Licznik Joanny Wołosz się nie zatrzymuje. Wspaniała seria zespołu Polki
Brazylijka po ponad 70 latach podąża śladami przodków. "Czuję się jakbym wróciła do domu, którego wcześniej nie znałam"