Mówi, co zrobili Rosjanie w Chersoniu. "Nikt w to nie wierzy"

Archiwum prywatne / Anastasiia Baidiuk  / Na zdjęciu: Anastasiia Baidiuk
Archiwum prywatne / Anastasiia Baidiuk / Na zdjęciu: Anastasiia Baidiuk

Anastasiia Baidiuk rozgrywa sezon w lidze węgierskiej, ale swoich bliskich pozostawiła w Ukrainie. - Nigdy nie zapomnę tej chwili, gdy o 5 rano zadzwoniła do mnie mama we łzach - relacjonuje siatkarka, która występowała w polskiej ekstraklasie.

W tym artykule dowiesz się o:

Anastasiia Baidiuk w sezonie 2017-2018 występowała w polskiej ekstraklasie w MKS-ie Dąbrowa Górnicza, rok później reprezentowała barwy WTS-u Włocławek. Na arenie międzynarodowej reprezentuje Azerbejdżan, ale urodziła się w Ukrainie. Obecnie przebywa na Węgrzech i jest zawodniczką tamtejszego Diósgyőri VTK. Jej mama, Irina Fiedczenko, przez osiem lat grała w polskiej lidze, jest trzykrotną medalistka mistrzostw Polski.

- Trudno o koncentrację, bo budząc się, przed czy po treningu sprawdzam co się dzieje w Ukrainie. Siatkówka to jest moja praca, więc staram się jak najmniej pokazywać, że ta wojna jakoś na mnie wpływa. Niestety na Węgrzech nie mówi się o niej tyle co w Polsce. Byłam bardzo pozytywnie zaskoczona tym, że Polacy nam tak pomagają. Tyle ludzi kontaktowało się ze mną, opowiadało mi o pomocy jaką otrzymali, że trudno opisać wdzięczność - mówi w rozmowie z nami.

Piotr Woźniak, WP SportoweFakty: wybuch wojny zastał panią na Węgrzech. W ojczyźnie pozostała jednak rodzina, w jakiej sytuacji znaleźli się teraz pani bliscy?

Anastasiia Baidiuk: Moja rodzina mieszka w Chersoniu, na granicy z Krymem. Jak wszyscy już teraz chyba wiedzą Rosja okupowała Krym od 2014 roku, więc bardzo szybko Rosjanie mogli się tam przemieścić. W ostatnich godzinach Ukraińcy jednak udowadniali, że jest to ukraińskie miasto, wychodzili na demonstracje z niebiesko-żółtą flagą. Pokazywali, że to ich kraj i nie chcą być podlegli Rosji, czy stać się czymś w rodzaju Republiki Ludowej. Ukraina to też mój kraj i mam dokładnie takie samo zdanie, jak ci ludzie. Z tego co wiem to w całej Ukrainie jest źle, ale najtrudniejsza sytuacja panuje właśnie w tych przygranicznych miastach na wschodzie, czy w Kijowie, gdzie pociski spadają z nieba. Wszyscy mamy nadzieję, że to się skończy jak najszybciej.

ZOBACZ WIDEO: Poruszające sceny z kijowskiego metra. Ukraińców odwiedził mer miasta

Rozmawiała pani z rodzicami o ewentualnej możliwości wyjazdu z kraju, choćby na czas wojny?

Nie wiem czy mając taką możliwość by wyjechali, ale nie było takiej alternatywy. Nigdy nie zapomnę tej chwili, gdy o 5 rano zadzwoniła do mnie mama we łzach mówiąc, że Putin wywołał wojnę i że nie ma już tych mniejszych miast, które dzieliły nas od Krymu. To straszne, ale dla cywili nie ma już możliwości ucieczki.

Udaje się wam nadal utrzymywać kontakt?

Do tej pory ten kontakt w miarę udawało mi się utrzymywać. W ostatnich dwóch dniach w mieście wyłączyli sieć. W telewizji nadają wyłącznie rosyjskie kanały, ale nikt w to nie wierzy. To jest taka sytuacja, na którą nigdy nie jesteś gotowy. Wierzyliśmy, że żyjemy w stuleciu, gdzie taka wojna jest niemożliwa.

Mając azerskie obywatelstwo i pochodząc z Ukrainy, nadal czuje się pani Ukrainką?

Zawsze czułam się Ukrainką. Wyjazd do Azerbejdżanu był początkowo związany z szansą na kontynuowanie kariery klubowej. Dostałam szansę reprezentowania tego państwa na arenie międzynarodowej, sportowo jestem im za to bardzo wdzięczna. Myślę, że nie ma też co o tym mówić. Ta decyzja zapadła, gdy miałam 15 lat, byłam jeszcze dzieckiem. Ukraina to mój dom i po zakończeniu kariery chciałabym do niego wrócić.

Anastasiia Baidiuk przy herbie Ukrainy / archiwum prywatne
Anastasiia Baidiuk przy herbie Ukrainy / archiwum prywatne

Jak często odwiedzała pani swoje rodzinne miasto?

Staram się jak najczęściej wracać do Ukrainy. W zeszłym roku grałam w Azerbejdżanie, wybuchła tam wojna o Karabach. Rozgrywki skończyły się więc w styczniu i zostałam tam aż do sezonu reprezentacyjnego. Latem, na sylwestra czy na wigilię jestem w domu.

Niemal do momentu samego wybuchu wojny trudno było uwierzyć w to, że to co dzieje się na naszych oczach jest realne. Jak wyglądały nastroje w pani otoczeniu?

Po drugiej wojnie światowej cały świat powtarzał "oby tylko nie było wojny". Obawialiśmy się tego, że Rosja rozpocznie wojnę po sytuacji w 2014 roku, ale do końca liczyliśmy na to, że w naszych czasach wszystko jest rozwiązywane słowem. Jak się okazało tak nie jest.

Z dnia na dzień nasze codzienne problemy straciły na znaczeniu. Jak mentalnie radzi sobie pani z utrzymaniem koncentracji podczas treningów, meczów?

Trudno o koncentrację, bo budząc się, przed czy po treningu sprawdzam co się dzieje w Ukrainie. Siatkówka to jest moja praca, więc staram się jak najmniej pokazywać, że ta wojna jakoś na mnie wpływa. Niestety na Węgrzech nie mówi się o niej tyle co w Polsce. Byłam bardzo pozytywnie zaskoczona tym, że Polacy nam tak pomagają. Tyle ludzi kontaktowało się ze mną, opowiadało mi o pomocy jaką otrzymali, że trudno opisać wdzięczność.

Zobacz również:
Grupa Azoty Chemik Police odetchnął po wstrząsie
Projekt Warszawa wyszarpał komplet punktów. MKS Ślepsk Malow Suwałki "przespał" końcówki