[b]
[/b]Marzec układał się znakomicie dla Jastrzębskiego Węgla, który wygrywał mecz za meczem. Mistrz Polski w ćwierćfinale Ligi Mistrzów odprawił z kwitkiem włoskie Cucine Lube Civitanova. W PlusLidze podopieczni Andrea Gardiniego wykorzystali spadek formy Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle i wyprzedzili rywali w tabeli.
W półfinale trafiły na siebie dwie polskie drużyny i do domowego starcia z kędzierzynianami drużyna z Jastrzębia podchodziła w roli faworyta. Ku zdziwieniu kibiców, na boisku rządziła tylko Grupa Azoty ZAKSA, która bez żadnych problemów rozprawiła się z rywalami w trzech setach i zdecydowanie przybliżyła się do finału.
Problemy Jastrzębskiego Węgla
- Na pewno u nas nie było dzisiaj tego życia, które jest zazwyczaj. Gdzieś to przeziębienie, samopoczucie gorsze na pewno to wpłynęło, ale to nie umniejsza kapitalnej gry Kędzierzyna po raz kolejny przeciwko nam - mówił po spotkaniu Łukasz Wiśniewski w wywiadzie dla Polsatu Sport (więcej TUTAJ).
ZOBACZ WIDEO: Piękna miss Euro wbiła szpilkę gwiazdorowi Szwecji
Przed półfinałowym starciem pięciu zawodników Jastrzębskiego Węgla musiało zmagać się z konsekwencjami wirusa, w tym przynajmniej dwóch z podstawowego składu - Tomasz Fornal i Jakub Popiwczak. Pierwszy z nich mimo to zagrał na przyzwoitym poziomie. Tego samego nie można powiedzieć o libero jastrzębian, który nie dokończył spotkania.
- Było to ważne, nie możemy kłamać. We wtorek trenowaliśmy wraz z ośmioma chłopakami z Akademii Talentów, bo pięciu zawodników nie było w stanie trenować. To nie najlepszy sposób, by się przygotować do meczu. To nie jest jednak żadne alibi. Mamy dobrą ławkę, musimy znaleźć rozwiązanie - mówił w wywiadzie dla WP Sportowe Fakty Benjamin Toniutti (więcej TUTAJ).
Sytuacja mistrzów Polski tylko się pogarsza
Jastrzębski Węgiel kłopoty zdrowotne odczuł jeszcze bardziej w starciu ligowym, w którym wystąpił praktycznie rezerwowy skład. Po raz kolejny mistrz Polski przegrał na własnym parkiecie z Grupą Azoty ZAKSĄ 0:3 i praktycznie stracił szanse na zwycięstwo fazy zasadniczej PlusLigi (więcej TUTAJ).
We wtorek okazało się, że jastrzębianie mają jeszcze większe kłopoty. Wirus dopadł również szkoleniowca, Andrea Gardiniego. Szkoleniowiec w rozmowie z Super Expressem przyznał, że mimo problemów zdrowotnych przeprowadził poranny trening.
- Założyłem maseczkę, nie chciałem pogarszać sytuacji.
- Mam nadzieję, że do czwartku coś się w zespole poprawi, chociaż gdy niektórzy wracali po chorobach, to zmogło innych. To się ciągnie od pewnego czasu, możliwe, że złapaliśmy tego samego wirusa, co zespół Projektu Warszawa, który też miał kłopoty zdrowotne. A potem było coraz gorzej. Nie jestem w stanie przewidzieć, w jakim składzie wyjdziemy do gry przeciwko Zaksie, ale od razu podkreślam, że nie chcę szukać usprawiedliwień, po prostu takie bywa sportowe życie - przyznał Włoch.
Już w czwartek mistrz Polski po raz trzeci z rzędu zmierzy się z Grupą Azoty ZAKSĄ. Tym razem stawka będzie większa niż poprzednie spotkanie, bowiem wynik meczu zadecyduje o tym, która z drużyn powalczy o zwycięstwo w Lidze Mistrzów.
Przeczytaj także:
Choroba trapi mistrzów Polski. "To żadne alibi"
Co spowodowało taką dysproporcję w polskim półfinale Ligi Mistrzów? "Sam chciałbym znać odpowiedź na to pytanie"