[b]
Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Zastałem pana w Gruzji. Co pana tam sprowadziło?[/b]
Andrzej Grzyb, menadżer siatkarski specjalizujący się w rynku rosyjskim: Mam ranczo w Kachetii. To historyczny, górski region, ze stolicą w Telawi, mieście, którego korzenie sięgają epoki brązu. Razem z żoną planowaliśmy przenieść się tutaj na emeryturę. Żona zmarła, ale dokończyłem nasz projekt. Zbudowałem dom i winnicę. Teraz zabrałem tutaj część ukraińskiej rodziny, którą mam pod opieką. Spędziliśmy tutaj katolicką Wielkanoc, spędzimy też prawosławną.
Jak Gruzini podchodzą do napaści Rosji na Ukrainę? Sami byli ofiarami jej agresji w 2008 roku, więc antyrosyjskie nastroje są pewnie jeszcze wyraźniejsze, niż w Polsce.
Właśnie nie do końca, co mnie zaskoczyło. Zwykli Gruzini rzeczywiście są bardzo życzliwi dla ukraińskiej sprawy, na ulicach powiewają żółto-niebieskie flagi, ale już parlamentarzyści postępują bardzo zachowawczo. Boją się, że jeśli przyjmą bardziej zdecydowaną antyrosyjską postawę, Rosja zaatakuje ich kraj jeszcze raz. Co ciekawe, prezydent Salome Zurabiszwili, która zwykle była bardzo ugodowa w swojej polityce, teraz pokazała charakter. Pojawiła się w parlamencie i wygarnęła posłom, że nie mają jaj i boją się ruskich.
ZOBACZ WIDEO: "Królowa jest jedna". Wystarczyło, że wrzuciła to zdjęcie
Nie ma się co Gruzinom dziwić. Są niewielkim państwem, które ma długą granicę z Rosją i nie jest w NATO.
Zachowują się tak, jak w 2008 roku, kiedy wybrali rozsądne rozwiązanie i oddali Rosjanom sporne terytoria. Gdyby tego nie zrobili, Gruzji mogłoby już nie być. W prywatnych rozmowach chwaliłem ich za to, że nie wybrali wtedy drogi eskalacji, która byłaby samobójstwem. Teraz postępują podobnie, jak 14 lat temu. Starają się nie drażnić Rosji.
Ludzie martwią się, co będzie z turystami, z których tu się żyje. Większość z nich to właśnie Rosjanie. Przed pandemią do czteromilionowej Gruzji przyjeżdżało rocznie nawet do dziewięciu milionów turystów, z czego dwie trzecie Rosjan. Wszyscy liczą na to, że sytuacja się uspokoi, albo że przynajmniej przyjadą ci Rosjanie, którzy chcą uciec. Teraz przyjeżdża ich sporo. Przed powrotem do Polski chcieliśmy pojechać do Batumi na trzy dni, ale okazało się, że apartamenty, w których zwykle się zatrzymujemy, są wynajęte na miesiąc do przodu. A przecież jesteśmy poza sezonem.
Rosjanina traktuje się tu jak każdego innego turystę. Oni tu nie patrzą, skąd ktoś przyjechał. Byle przyjechał i zostawił pieniądze.
Czy Lech Kaczyński faktycznie jest w Gruzji traktowany jak bohater?
Oj, jest. Polaków przyjmuje się bardzo serdecznie również dzięki postawie prezydenta Kaczyńskiego w 2008 roku. Są mu wdzięczni za to, że nie bał się Rosjan i przyleciał do Tbilisi, gdy trwała wojna. Są ulice, skwery imienia Lecha Kaczyńskiego czy Lecha i Marii Kaczyńskich. W miejscu, w którym zatrzymujemy się w Batumi, widok z najpiękniejszych apartamentów jest na park Kaczyńskich.
Ma pan w Gruzji wielu znajomych, ale w Rosji na pewno więcej, zwłaszcza w środowisku siatkarskim. Czy przeniesienie mistrzostw świata w siatkówce mężczyzn z Rosji do Polski mocno zabolało Rosjan?
Tych związanych z siatkówką boli to bardzo, mimo że spodziewali się decyzji o odebraniu im turnieju. Zainwestowali w mistrzostwa duże pieniądze, liczyli też na duży zarobek. Mówię tutaj raczej o osobach, które są dookoła rosyjskiej siatkówki, niż o niedoszłych miastach-gospodarzach. Ludzie, z którymi mam kontakt, są bardzo niezadowoleni, bo padły im biznesy, które rozkręcali wokół turnieju. Dla zwykłych Rosjan ma to mniejsze znaczenie, bo siatkówka nie jest dla nich pierwszoplanowym sportem. Większą popularność mają piłka nożna, hokej, koszykówka, sporty zimowe, chyba nawet piłka ręczna. Przeciętnego kibica zdecydowanie bardziej zabolało odebranie finału Ligi Mistrzów, który miał się odbyć w Sankt Petersburgu. Ponowne doprowadzenie do organizacji tego wydarzenia w Rosji może się już nigdy nie udać.
Jak na decyzje FIVB reagują wielkie postaci rosyjskiej siatkówki?
Wypowiedzi rosyjskich mistrzów są dla mnie przykre. Władimir Alekno, trener, który doprowadził Rosję do olimpijskiego złota w 2012 roku w Londynie, poparł Władimira Putina i przytoczył jego słowa, że świat bez Rosji i sport bez Rosji nie ma sensu. Ale po nim można było się tego spodziewać. On od lat jest w komitecie doradczym Putina. Jednak już wypowiedzi ludzi z rosyjskiej federacji czy menadżera męskiej kadry Siergieja Tietiuchina są dla mnie niespodzianką. Myślałem, że będą woleli milczeć, niż opowiedzieć się za władzą. Jest to tym bardziej przykre, że kilka znaczących postaci w rosyjskim związku to Ukraińcy.
Alekno cieszył się sporą sympatią wśród polskich kibiców siatkówki. Sprawiał wrażenie serdecznego rosyjskiego niedźwiedzia, tymczasem okazuje się, że ten niedźwiedź chodzi na łańcuchu Putina.
Po igrzyskach w Londynie Alekno dostał propozycję, żeby wejść do 50-osobowego komitetu doradczego Putina, w którym znajdują się specjaliści z różnych dziedzin. Zgodził się i został doradcą prezydenta do spraw sportu. W kolejnym roku na paradzie z okazji Dnia Zwycięstwa, 9 maja, stał już niedaleko Putina. Dzięki takim plecom był nie do ruszenia w Zenicie Kazań. Ma w klubie przepiękny gabinet. Taki, jakiego nie mają prezesi bogatych klubów. Z pełnym wyposażeniem i ogromnym portretem Putina.
Alekno szedł pod rękę z władzą, a jednocześnie korzystał z dobrodziejstw Zachodu. Inwestuje za granicą, jedno z jego dzieci uczy się w USA. Mojego syna zawsze prosił, żeby mu przywiózł szwajcarski ser, bo mają na niego embargo. Jedną nogą stał w "ruskim mirze", drugą w świecie zachodnim. Przyszedł jednak taki moment, że musiał wybrać, który z nich jest dla niego ważniejszy. Sądzę, że zachował się jak polityk, który wie, że w Rosji wiatr wieje stale z jednej strony i postanowił trzymać się tego kierunku. Gdyby postanowił iść pod wiatr, straciłby bardzo dużo.
W mistrzostwach świata mężczyzn Rosję zastąpi Ukraina, chyba że, o czym napisano w liście z FIVB do prezesa ukraińskiej federacji Mychajło Melnika, do tego czasu Rosjanie zostaną przywróceni do gry przez "kompetentne organy". Czy pańskim zdaniem jest choćby minimalna szansa na ten drugi scenariusz?
Nie ma na to żadnych szans. Ukraina na pewno zagra w mistrzostwach i mam nadzieję, że na jej meczach trybuny polskich hal będą pełne. A rosyjską reprezentację na międzynarodowej imprezie w jakiejkolwiek dyscyplinie zobaczymy moim zdaniem nie wcześniej, niż za pięć lat. Proputinowskie wypowiedzi ludzi sportu tylko wydłużą czas dyskwalifikacji. Gdyby nie one, może za dwa czy trzy lata ktoś dopuściłby Rosję do startu. Kiedy jednak od osób takich jak Alekno czy Tietiuchin słyszy się o poparciu dla wojny czy pogardzie dla Ukraińców, nie ma mowy o szybkim powrocie Rosjan.
Może ci ludzie nie robią tego, bo chcą, tylko dlatego, że muszą?
Niektórzy pewnie tak. Sekretarz generalny siatkarskiej federacji nie ma wyboru, musi mówić, że Rosja będzie się ubiegać o odszkodowanie za odebranie mistrzostw świata. Są jednak i tacy, którzy spokojnie mogliby milczeć, a tego nie robią. Nikt nie przykłada im pistoletu do głowy i nie każde mówić tego, co chce władza. Raczej jest podejście w rodzaju: Siedź cicho i daj propagandzie robić swoje.
Czy pańscy rosyjscy znajomi obawiają się, że świat nigdy im nie wybaczy tego, co zrobili w Ukrainie?
Myślę, że nie, bo oni nie wiedzą, co się tam dzieje. Nie mają dostępu do prawdziwych obrazów z wojny. Widzą tyle, ile pokażą im reżimowe media. Nawet jak dostają od nas informacje, trudno im je zrozumieć, bo są osaczeni przez putinowską propagandę. Póki co czekają, aż wojna się skończy i mają nadzieję, że z czasem sytuacja w sporcie wróci do normy. A póki co zajmą się swoimi rozgrywkami. Propaganda będzie robiła swoje, duże firmy będą wspierać kluby finansowo - choć w mniejszym wymiarze - żeby pokazać na zewnątrz, że nie wydarzyło się nic złego.
Czytaj także:
Już wszystko jasne. Sprawdź terminarz reprezentacji Polski
Błyszczy w klubie i jest nadzieją kadry siatkarzy. "Zdawałem sobie sprawę, że od tego nie da się uciec"