W tym artykule dowiesz się o:
Najbardziej nietuzinkowy gracz: Earvin Ngapeth
Earvin Ngapeth i wszystko jasne. Francuz kolejny raz oczarował fanów siatkówki i razem z Antoninem Rouzieriem poprowadził Trójkolorowych do triumfu podczas ME 2015. Kibicom szczególnie zapadnie w pamięć ostatnia piłka finałowego spotkania.
Reprezentant Francji przy stanie 28:27 dla swojej drużyny otrzymał piłkę na lewe skrzydło i atakiem blok-aut zakończył pojedynek. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że dokonał tego... tyłem do siatki. Już przed wyjściem w górę Ngapeth obrócił się do swoich kolegów i uderzając piłkę tzw. hakiem zdobył zwycięski punkt. Trzeba przyznać, że dopisało mu nieco szczęścia, jednak nikt nie odbierze mu tytułu najbardziej nieprzewidywalnego zawodnika świata. Porównania do Zlatana Ibrahimovicia są tutaj jak najbardziej na miejscu.
Najbardziej kontrowersyjny: Vital Heynen
O zagrywkach taktycznych trenera reprezentacji Niemiec głośno było już od pierwszych dni turnieju. Podejrzewano, że Heynen zaplanował, by w ćwierćfinale turnieju zagrać z gospodarzami, Bułgarią. Aby to osiągnąć, Niemcy musieli zająć w grupie trzecie miejsce i wystąpić w barażu o ćwierćfinał. Tym samym uniknęliby rywalizacji z Polską w 1/4 finału.
Największe kontrowersje towarzyszyły spotkaniu Niemców z Holendrami, w którym nasi zachodni sąsiedzi prowadzili już 2:0. Wtedy trener Heynen dokonał rewolucji w składzie, ściągnął z boiska podstawowych siatkarzy, dodatkowo wystawił środkowego Michaela Andrei na pozycji atakującego i Holandia właściwie musiała to spotkanie wygrać.
Plan belgijskiego trenera zadziałał i Niemcy zagrali w ćwierćfinale w Bułgarią. Heynen nie spodziewał się jednak, że gospodarze turnieju zagrają świetne zawody i wyeliminują jego podopiecznych z rywalizacji. Szelmowski plan trenera Niemców spalił na panewce.
Najlepszy wśród weteranów: Wladimir Nikołow
W turnieju na parkietach Włoch i Bułgarii nie brakowało graczy, którzy dawno ukończyli już trzydziesty rok życia. Choć poważnych konkurentów nie brakowało, to wśród najbardziej doświadczonych siatkarzy królował 38-letni Wladimir Nikołow.
Wydawało się, że Bułgar nieuchronnie zbliża się do końca wspaniałej kariery i już nie wróci do wielkiej formy. Jakby na zaprzeczenie powszechnym opiniom Nikołow rozegrał świetny turniej i miał ogromny wpływ na grę swojej kadry. Jak trwoga, to dla Władimira - to hasło wzięli sobie do serca bułgarscy rozgrywający i w trudnych momentach powierzali weteranowi odpowiedzialność za wyniki drużyny. Najważniejsze, że w decydujących chwilach Nikołow nie zawodził i o mały włos nie doprowadził Bułgarów do medalu ME 2015.
Największe nieporozumienie: System challenge
Challenge niemal od początku swojego istnienia budził sporo kontrowersji. Po kilku latach system zbliżył się do ideału. Na Pucharze Świata w Japonii zastosowano rozwiązanie sprawdzone na kortach tenisowych, gdzie tzw. sokole oko od dawna rozstrzyga o kontrowersyjnych sytuacjach. Znacznie poprawiono też system oceny zagrań na siatce.
Niestety, tym tropem nie poszli organizatorzy ME 2015. Przez niemalże cały turniej sędziowie mieli problem z podjęciem decyzji i nawet tak doświadczeni arbitrzy jak Słowak Juraj Mokry, czuli się zagubieni patrząc w monitor systemu challenge. Obraz był bardzo słabej rozdzielczości, co znacząco utrudniało ocenę piłek po bloku. Sporo do życzenia pozostawiało też rozmieszczenie kamer. W meczu reprezentacji Polski sędzia Sonja Simonovska na podstawie obrazu zza boiska miała ocenić czy atak zahaczył o ręce blokujących, co przy słabej jakości realizacji było zadaniem z serii karkołomnych.
Największy zawód: Reprezentacja Polski
Medalu w ME 2015 nie zdobyły takie tuzy jak Rosja czy Bułgaria, jednak największym zaskoczeniem była z pewnością postawa Biało-Czerwonych. Polacy po bardzo dobrym występie w Pucharze Świata wymieniani byli w gronie głównych kandydatów do złotego krążka.
Mistrzowie świata z 2014 roku od początku europejskiego czempionatu nie przypominali drużyny z Pucharu Świata i choć wygrali trzy mecze w grupie, to styl pozostawiał sporo do życzenia, szczególnie w spotkaniu ze Słowenia. Drugi raz Biało-Czerwoni nie uciekli spod topora. Siatkarze trenera Stephane'a Antigi w ćwierćfinale ponownie stoczyli bój ze Słowenią, ale tym razem lepsi okazali się rywale. Sytuacji nie zmienia fakt, że Słoweńcy zostali rewelacją turnieju i sięgnęli po srebrny medal ME 2015 - mistrzom świata takie porażki po prostu nie przystają.
W spotkaniu barażowym o awans do ćwierćfinału spotkały się reprezentacje Estonii i Serbii. Przed pojedynkiem graczom z Bałkanów w ciemno przyznawano zwycięstwo i awans do 1/4 finału. Rzeczywistość okazała się zgoła inna. Estończycy byli o włos od upokorzenia wyżej notowanych rywali.
Siatkarze z nadbałtyckiego kraju prowadzili już 2:0, a w drugiej odsłonie roznieśli Serbów 25:14! Podopieczni Nikoli Grbicia obudzili się w ostatniej chwili i zdołali przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Na szczęście dla serbskich siatkarzy mieli oni w swoich szeregach Aleksandara Atanasijevicia, który zapisał na swoim koncie 20 punktów i poprowadził reprezentację do triumfu 15:13 w tie-breaku. Sensacja była o krok.
Największe zaskoczenie: Reprezentacja Słowenii
Bezdyskusyjnie tytuł ten należy przyznać Słoweńcom. Siatkarze Andrei Gianiego zrobili furorę podczas turnieju i sięgnęli po srebro ME 2015. Zespół pozbawiony gwiazd zaskoczył ekspertów i kibiców, do czasu europejskiego czempionatu największym sukcesem Słoweńców było bowiem zwycięstwo w tegorocznej Lidze Europejskiej.
Podopieczni Gianiego udowodnili, że zwycięstwo w ćwierćfinale z Polską nie było jednorazowym wyskokiem. Klemen Cebulj i koledzy pokazali siłę także w półfinałowym starciu z Włochami, których ograli 3:1. Smaczku dodaje fakt, że wielu słoweńskich graczy występuje lub występowało we włoskiej lidze.
W finale zabrało umiejętności i zimnej krwi w końcówkach, lecz pomimo porażki sukces Słoweńców będzie wspominany przez wiele lat w ich ojczyźnie. Kto wie, może siatkarze wreszcie wyjdą z cienia piłkarzy ręcznych i przedstawicieli innych dyscyplin.
Największy cudotwórca: Andrea Giani
Niewiele zabrakło, by włoski trener, a w przeszłości znakomity siatkarz mógł cieszyć się z piątego złota mistrzostw Europy, tym razem ze Słoweńcami. Wcześniejsze triumfy Giani odniósł jako środkowy reprezentacji Włoch (ostatni raz w 2003 roku).
Po 7 miesiącach pracy włoski szkoleniowiec wprowadził Słowenię niemal na szczyt europejskiej siatkówki. W zespole panowała świetna atmosfera, a Giani z graczy wcześniej uznawanych za solidnych rzemieślników uczynił drużynę groźną dla najlepszych na kontynencie. Złota zdobyć się nie udało, ale wszystko jeszcze przed Włochem i jego siatkarzami. Pytanie tylko czy był to jednorazowy sukces jak w przypadku Hiszpanii w 2007 roku, czy Słoweńcy na stałe dołączą do europejskiej elity.
Najmniej przyjemna podróż: Polacy w drodze do Sofii
Po ostatnim meczu grupowym z Białorusią Biało-Czerwoni na spotkanie w 1/4 finału musieli przenieść się z Warny do Sofii. Organizatorzy zaproponowali lot samolotem o 6 rano, ale na takie rozwiązanie nie zgodzili się Polacy, bowiem oznaczałoby to dla nich pobudkę w środku nocy.
Zdecydowano się na podróż autobusem, która miała trwać nie dłużej jak sześć godzin. Trwała blisko dziewięć. Wszystko przez korki i wypadki na bułgarskich drogach. Na domiar złego kierowca pomylił trasę do hotelu. Zmęczeni Polacy niemal prosto z autobusu udali się na trening w miejscowej hali.
Reprezentanci Suomi wielkiej furory na mistrzostwach Europy nie zrobili, jednak ponownie fińscy kibice udowodnili, że są w stanie wiele zrobić dla swoich ulubieńców. Tym razem licznie przybyli na Półwysep Apeniński.
Finowie rozgrywali spotkania we włoskim Busto Arsizio i mogli czuć się jak u siebie w domu. Fani ze Skandynawii kolejny raz pokazali, ile znaczy dla nich reprezentacja. Finowie zdominowali trybuny we włoskiej hali, pojawiając się w liczbie około 2 tysięcy. Kibice Suomi stanowili ponad połowę wszystkich widzów. Warto przypomnieć, że podczas MŚ 2014 podobny najazd kibiców Suomi przeżywały Katowice.
Najbardziej szalona radość: Reprezentacja Francji
Francuzi z pewnością mieli powód do świętowania, po raz pierwszy w historii zostali bowiem mistrzami Europy. Trójkolorowym nie zabrakło fantazji i w dość nietypowy sposób wyrażali radość ze złotego krążka.
Zaczął Pierre Pujol i to jeszcze będąc w hali. Rozgrywający reprezentacji Francji pojawił się w mixed zone odziany jedynie... w bokserki. Dalsze świętowanie przeniosło się do hotelu - Jenia Grebennikov i jego koledzy pływali w fontannie, a wielu z reprezentantów Francji straciło swoje włosy podczas zbiorowego golenia fryzur.