[b]
Arkadiusz Dudziak, WP SportoweFakty: Dla większości kibiców sportów zimowych jest pan postacią mocno anonimową.
[/b]
Tomasz Grzywacz, nowy dyrektor sportowy PZN: Fakt, że nie piszą o mnie we wszystkich portalach, ani nie jestem na pierwszych stronach gazet, nie oznacza, że jestem osobą kompletnie anonimową. Sam wywodzę się z narciarstwa alpejskiego. Co prawda nigdy nie byłem jakimś wybitnym zawodnikiem, ale za to od samego początku znacznie lepiej i pewniej czułem się w sferze metodologii treningowej. W 1996 roku zdobyłem pierwsze uprawnienia szkoleniowe i dalej podążałem tą drogą zdobywając kolejne stopnie instruktorskie i trenerskie. Na początku lat dwutysięcznych, wraz z dwoma innymi alpejczykami, założyłem klub narciarski w Warszawie, który obecnie jest jednym z większych.
Mój kontakt ze sportami zimowymi na tym się nie kończy. Od 2015 r. w ramach pracy w Zespole Metodycznym Instytutu Sportu - Państwowego Instytutu Badawczego byłem opiekunem merytorycznym wszystkich zimowych sportów olimpijskich, czyli: biathlonu, bobslei i skeletonu, curlingu, łyżwiarstwa figurowego, łyżwiarstwa szybkiego (krótkiego i długiego toru), hokeja na lodzie, narciarstwa i snowboardu oraz sportów saneczkowych, a ostatnio także narciarstwa wysokogórskiego, które weszło w poczet programu Zimowych Igrzysk Olimpijskich. Zespół Metodyczny to, jak mawiał mój były szef (jego koordynator), to zbrojne ramię Ministerstwa Sportu i Turystyki, opiniujące działalność wszystkich polskich związków sportowych, które są współfinansowane z budżetu państwa czy FRKF-u (Funduszu Rozwoju Kultury Fizycznej).
Zespół Metodyczny dla potrzeb Departamentu Sportu Wyczynowego ministerstwa dokonuje także ocen założeń przedstartowych na główne imprezy mistrzowskie sezonu oraz po ich zakończeniu przygotowuje ocenę startu naszych reprezentantów. Trenerzy/eksperci zespołu metodycznego wspierają tym samym DSW MSiT merytorycznie przy podejmowaniu kluczowych i strategicznych decyzji związanych z działalnością polskich związków sportowych i ich dalszym dofinansowaniem. Także proszę mi wierzyć, że dla środowiska sportów zimowych nie jestem osobą anonimową, a gdybym nią był to raczej nie miałbym większych szans w konkursie na dyrektora sportowego PZN, niewątpliwie największego i najbardziej prestiżowego związku reprezentującego sporty zimowe.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: plaża na Florydzie, a tam Polka. Zachwytom nie ma końca
Skąd pomysł na zostanie dyrektorem sportowym PZN?
Cóż zawsze lubiłem wyzwania, szczególnie te zawodowe. Ze środowiskiem narciarskim związany byłem od zawsze, a jak wspomniałem powyżej, ostatnich siedem lat mojej pracy to jeszcze bliższy kontakt z tym środowiskiem, gdyż jako opiekun merytoryczny PZN-u w zespole metodycznym uczestniczyłem, choć pośrednio, w większości jego działań od poziomu seniorskich kadr narodowych, po szkolenie młodzieżowców i juniorów, a także szkolenie w Szkołach Mistrzostwa Sportowego.
Skąd zatem pomysł, by zmienić barwy? Wydaje mi się, że mam już na tyle dużo doświadczeń, które chciałbym przekazać gdzieś dalej, a jednocześnie na tyle niewiele lat, że chce mi się podejmować wyzwania i mieć ambitne cele. Związek jest w bardzo dobrej kondycji, ma bogate tradycje i duży potencjał rozwojowy, któremu chciałbym pomóc. Jak ktoś mądry kiedyś powiedział: nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być jeszcze lepiej. I taką właśnie widzę swoją rolę w tej misji, pomaganie nowym władzom PZN-u w pomnażaniu możliwości rozwojowych.
Jak wyglądał sam proces rekrutacji?
W czerwcu zostały wybrane nowe władze PZN-u w postaci prezesa i zarządu, a nową koncepcją władz było unowocześnienie i uporządkowanie systemu szkolenia, poczynając od tych najmłodszych a skończywszy na kadrach seniorskich. Ogłoszono otwarty konkurs na dyrektora sportowego PZN, z czego jednym z kluczowych wymagań było przedstawienie koncepcji pracy pionu sportowego. Do konkursu zgłosiło się podobno pięciu kandydatów. Jak się okazało moja koncepcja pracy i wstępna strategia dalszego rozwoju była, dla przedstawicieli zarządu, najbardziej sensowna i zbliżona do ich oczekiwań.
Miał pan już rozmowę na temat swojej roli z Adamem Małyszem?
Tak, rozmawialiśmy już niejednokrotnie, nie tylko z prezesem, ale także z sekretarzem generalnym związku. Omówiliśmy bieżące kwestie i priorytetyzację zadań. Rola dyrektora sportowego to głównie organizacja i koordynowanie działań całego pionu sportowego i całego procesu szkolenia we wszystkich sportach reprezentowanych w FIS.
Jako priorytety określiliśmy między innymi opracowanie nowej strategii rozwoju sportów narciarskich i snowboardowych, bo dotychczasowa właśnie się kończy, wzmocnienie szkolenia i jego prestiżu w Szkołach Mistrzostwa Sportowego, opracowanie i wdrożenie systemu kształcenia, doszkalania, certyfikowania i licencjonowania trenerów PZN oraz zajmowanie się bieżącą dokumentacją projektów finansowanych przez Ministerstwo Sportu i Turystyki.
A jaką nowy prezes PZN ma wizję na pańską funkcję?
To trzeba by się zapytać samego prezesa, choć funkcje i obowiązki dyrektora sportowego określa zasób kompetencji i obowiązków, które zostały przypisane do tego stanowiska. Sama strategia organizacji pracy pionu sportowego oraz systemu szkolenia to pewna misja, która została mi powierzona zgodnie z przedstawioną przeze mnie w konkursie autorską koncepcją. Pomysły te okazały się zbieżne z wizją prezesa, sekretarza generalnego, jak i całego zarządu, co bardzo mnie cieszy i chyba dobrze wróży na przyszłość.
Czy zmiany dotkną w jakiś sposób kadrę skoczków? W ostatnich latach z napływem talentów do zawodów Pucharu Świata mieliśmy problem.
Wszystkie grupy mają dużą autonomię. Trenerzy główni w poszczególnych sportach przedstawili swoją koncepcję, a moim zdaniem jest pomoc w przyjętych do realizacji programów szkoleniowych. Rzeczywiście większość naszych mistrzów nie jest najmłodsza, ale jesteśmy też ograniczeni ilością kwot startowych na Pucharach Świata. To od trenera głównego zależy, kto pojedzie i wystartuje. Wiadomo, że trzon grupy startującej w Pucharze Świata jest względnie trwały, choć jak pokazały ostatnie tygodnie i decyzje trenera Thomasa Thurnbichlera, który dobrał sobie m.in. na konsultacje do kadry A - Kacpra Juroszka, (ten znajduje się w kadrze B - przyp. red.) są możliwe zmiany.
I jak się wydaje szkoleniowiec jest zadowolony z jego postępów. Reprezentacja ma potencjał, żeby się rozwijać. Na pewno ta kadra nie będzie tak szeroka jak za czasów Michala Doleżala, kiedy to testowano i wprowadzano rotacyjnie do startów w PŚ kilkunastu zawodników. Chciałbym tu jednak podkreślić, iż posiadanie ograniczonej kwoty startowej w PŚ jest pewnym problemem rozwoju skoków narciarskich. Młodzi zawodnicy właściwie muszą czekać na swoją kolej, albo nagle wyróżnić się wynikami na tyle dobrymi i stabilnymi by wyeliminować w wewnętrznej konkurencji któregoś z zawodników kadry A, co nie jest proste.
Jak więc zamierza pan unowocześnić szkolenie?
Wiele ostatnio się zmienia w sporcie na najwyższym poziomie, ale także na niższym szczeblu szkoleniowym i tutaj jest w mojej ocenie jest najwięcej do zrobienia. Trzeba przywrócić silną pozycję i prestiż Szkół Mistrzostwa Sportowego, do których powinna być skierowana młodzież o największym potencjale, ale także powinni pracować tam najlepsi trenerzy. Ci, którzy mają doświadczenie, ale także otwartość na zmiany, nowinki technologiczne wspomagające szkolenie i są w stanie kompleksowo zaopiekować się młodzieżą, która powinna być objęta efektywnym szkoleniem stacjonarnym.
Trudno prowadzić szkolenie i liczyć ich optymalny rozwój, nie mając tych zawodników cały czas pod kontrolą. Celowo nie stawiam w tej wypowiedzi za cel osiągnięcie wyniku sportowego, gdyż w młodszych grupach wiekowych nie on jest najważniejszy. Prowadząc wieloletnie badania, a następnie pisząc dysertację doktorską na temat "Metabolizm energetyczny chłopców w wieku okołopokwitaniowym - wpływ treningu fizycznego", dobrze wiem, że biologia ma swoje prawa. Błędem jest oczekiwanie szybkich wyników i skupianie się tylko na nich w młodszych grupach wiekowych.
Ważne, by SMS-y miały wysoki prestiż sportowy oraz edukacyjny, by efektywnie zasilały zaplecze kadry narodowej a najlepsze wyniki były osiągane w wieku seniorskim. Są sporty, w których szkolenie w SMS-ach jest dobrze poukładane i z ich doświadczeń chcemy tez brać przykład. Uważam, że nasz system szkolenia w SMS-ach wymaga pewnych korekt. Chciałbym też, żeby związek jak i rada trenerów, którą przyszłościowo chciałbym powołać, miały większy wpływ na programy szkolenia i ich realizację, bo to PZN je dotuje.
Istotne jest także szkolenie kadr trenerskich. Zauważamy po 2013-2014 roku, kiedy uwolniono zawód trenera, że z kadrami szkoleniowymi jest coraz gorzej. Nawet jeśli ktoś chce to nie bardzo ma jak i gdzie rzetelnie podwyższać swoje kwalifikacje. Dobry trener to nie tylko wiedza i umiejętności, ale przede wszystkim kompetencje społeczne. Chcemy stworzyć nowy kompleksowy system szkolenia i certyfikowana trenerów, ale także dać możliwość podnoszenia kwalifikacji osobom posiadającym już uprawnienia trenerskie poprzez kursy, szkolenia czy praktyczne warsztaty. Mam przy tym swoje osobiste marzenie, by ich jakość była tak wysoka, by sami trenerzy chcieli/marzyli o tym, by na nie się dostać, a nie by kogokolwiek do takich rzeczy trzeba było przymuszać.
Jak pan zamierza wykorzystać doświadczenie z narciarstwa alpejskiego do rozwoju tej dyscypliny? Po wynikach Maryny Gąsienicy-Daniel w końcu pojawił się spory potencjał, także sponsorski, który szkoda by było zmarnować.
Sukcesy Maryny to wierzchołek góry lodowej. Oczywiście, podobnie jak w przypadku skoków narciarskich jej wyniki to lokomotywa pociągowa dla całej dyscypliny. I trzeba jej i sztabowi szkoleniowemu oddać hołd. Trzeba też podkreślić, że na niższych szczeblach także widać już potencjał rozwojowy. Mamy program "Polski Mistrz", w który zaangażowała się jedna ze spółek skarbu państwa. Stworzono możliwości do tego, by trenujący alpejczycy mieli gdzie startować, co wcześniej było mniejszym lub większym problemem.
Czysto demograficznie i statystycznie można powiedzieć, że narciarstwo alpejskie ma bardzo duży, choć jak dotąd nie do końca wykorzystany potencjał. Nawet dane GUS wskazują, że narciarstwo alpejskie jest najbardziej popularnym zimowym sportem uprawianym (choć często amatorsko) wśród Polaków. Dla mnie to wręcz niewiarygodne, że w 38-milionowym kraju nie mogliśmy wcześniej wypracować więcej takich sukcesów, jak ostatnio Maryny. Wynikało to oczywiście z różnych problemów, w tym znanych nieporozumień wewnątrzśrodowiskowych. Mam nadzieję, że moja praca pozwoli zakopać wszelkie topory wojenne i porozumieć się całemu środowisku dla dobra tej dyscypliny.
PZN-owi przez ostatnie kilka lat zarzucano mocną skokocentryczność, a w zasadzie skupienie się tylko na męskich skokach, a inne dyscypliny były pobocznie traktowane. Jak zmienić to, by napływ młodzieży i sponsorów pojawił się w pozostałych dyscyplinach?
Słyszałem zarzuty od dziennikarzy i opinii publicznej, że PZN to tak naprawdę Polski Związek Skoków Narciarskich, ale osobiście się z tym nie do końca zgadzam. Obserwując przez ostatnie lata poziom finansowania różnych grup szkoleniowych muszę przyznać, że taka etykieta nie do końca jest prawdziwa. Nie ma co ukrywać, że w ślad za sukcesami sportowymi pojawiają się finanse. Grupy szkoleniowe, które je przynoszą, muszą mieć zabezpieczenie finansowe, organizacyjne i szkoleniowe na najwyższym poziomie.
Niewątpliwie "koniem pociągowym" ostatnich lat w PZN-ie była grupa skoczków narciarskich i ich sukcesy. Przez to pewnie była traktowana priorytetowo i słusznie. Dopóki dalej będzie tak skuteczna w zdobyczach medalowo-punktowych w klasyfikacji olimpijskiej w najważniejszych imprezach mistrzowskich to dalej tak będzie. Nie ma co z tym dyskutować. To są twarde prawa rynku. Ministerstwo i sponsorzy oceniają nas po wynikach i trzeba mieć tego świadomość.
To swoiste koło zamachowe całego systemu potrzeb i zabezpieczenia związku, a w tym także możliwości szkoleniowych na niższych poziomach. Kadra męska A skoczków od lat nie ma na co narzekać, a dodatkowo w ślad za ich sukcesami poszły dodatkowe środki na poszukiwanie talentów na miarę naszych mistrzów. Dzięki wsparciom spółek skarbu państwa można było organizować dodatkowe projekty szkoleniowe i wewnętrzną ligę w postaci choćby pucharu Lotos Cup, ale także dofinansować trenerów w klubach czy mniejszych ośrodkach szkoleniowych oraz zakupy sprzętu dla dzieci, które chciały trenować.
Nie do końca było też tak, że PZN największy strumień finansów kierował tylko na skoki mężczyzn. Przykład choćby naszej multimedalistki Justyny Kowalczyk pokazuje, że gdy pojawiły się znaczące sukcesy, to jej i jej grupie szkoleniowej także niczego nie brakowało. W przeliczeniu na jednego zawodnika myślę, że jej dofinansowanie było większe niż w przypadku skoczków. Były też konkurencje, w których wyników nie było i wsparcie finansowe ze strony związku było mniejsze. Jednak jak udowodnili snowboardziści alpejscy czy team Maryny Gąsienicy-Daniel, udało się pokazać potencjał przy skromniejszych warunkach dofinansowania i uzyskać miejsca punktowane na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich. Tym samym udało się wzbudzić atencję związku, by ten potencjał wzmacniać. Ze wstępnych rozmów z władzami związku, wynika iż wsparcie rozwojowe dla wszystkich dyscyplin sportowych w PZN to jedno z zadań, którego mam dopilnować.
W wieku juniorskim Monika Skinder i Izabela Marcisz wygrywały medale mistrzostw świata, ale przejście do seniorek nie było dla nich łatwe. Co zrobić, by to przejście im ułatwić, żeby odnosiły sukcesy?
Na igrzyskach olimpijskich sztafecie sprinterskiej zajęły 9. miejsce, więc pokazały, że potencjał jest, mimo, iż Izabela Marcisz lepiej prezentuje się w biegach dłuższych. Każdemu bym życzył takiego debiutu na igrzyskach. W biegach narciarskich, jak i innych sportach wytrzymałościowych, wyniki nie przychodzą tak szybko. Zazwyczaj to końcówka lat 20., początek lat 30., kiedy osiąga się najlepsze rezultaty. Biegi to jedyny sport w FIS, który ma kategorię młodzieżowca, a w innych sportach od razu z wieku juniora przeskakuje się do wieku seniora. Obie panie w ubiegłym sezonie właściwie jeszcze tego pełnego przejścia nie dokonały, bo rocznikowo były jeszcze w kategorii młodzieżowca. Nadchodzący sezon to będzie raczej taki ciężki rok pełnej inicjacji seniorskiej, choć to Monika jest o rok młodsza od Izy.
Oczywiście nie ma co ukrywać, że trudno jest rywalizować juniorom i młodzieżowcom, nawet najlepszym, z seniorami. Dziewczynom przychodzi się mierzyć nagle z zawodniczkami o stażu treningowych większym o 7-8 lat, co samo z siebie daje większy efekt adaptacyjny i wynikowy. Obie nasze zawodniczki osiągały bardzo dobre wyniki w zawodach juniorskich, ale to tylko cel pośredni, a najistotniejsze z punktu widzenia związku są ich wyniki seniorskie. Ważne jest zatem to, by w tym trudnym okresie wchodzenia w rywalizację seniorską dać im jak największe wsparcie i jak najbardziej pomóc. Te pierwsze lata są bardzo trudne. Wśród zawodników i zawodniczek w tym wieku obserwuje się często rezygnację z dalszego uprawiania sportu i dotyczy to wielu nacji, nie tylko naszych reprezentantów. To naprawdę ciężki moment gdy sportowiec nagle z pozycji lidera czołówki światowej, juniorskiej czy młodzieżowej, staje się tłem dla rywalizacji doświadczonych seniorów. To bardzo frustruje, bo każdy z nich wie, ile pracy, potu i zdrowia kosztuje trening na najwyższym poziomie, a na efekty trzeba będzie poczekać.
Wracając do Izy i Moniki, mam nadzieję, że obie panie myślą o karierze sportowej w sposób długofalowy, przynajmniej takie wiadomości do mnie docierały. Mogę tutaj obiecać, że będziemy je wspierać, by odnosiły podobne sukcesy w rywalizacji seniorskiej.
Pan jest też koordynatorem zespołu, który składa się z osób zajmujących się poszczególnymi sportami. Są już wybrani jego członkowie?
Tak, obecnie rola dyrektora sportowego PZN to tak naprawdę funkcja nadkoordynatora wszystkich koordynatorów. W pewnym sensie zastałem już tą strukturę, która tak naprawdę jest zgodna z moją koncepcją pracy pionu sportowego. W związku są powołani koordynatorzy dla poszczególnych dyscyplin/sportów, którzy zostali mianowani przez władze jeszcze zanim zostałem wybrany na dyrektora sportowego.
Przyznam szczerze, że nie mam z tym większego problemu. Wydaje mi się, że mamy dobry kontakt i szanujemy się wzajemnie. Przez ostatnie lata miałem okazje współpracować z nimi wszystkimi, co prawda w innych okolicznościach i zależnościach niż obecnie, np. podczas wizytacji kontrolnych czy przy ocenach startów w Ministerstwie Sportu i Turystyki, ale nie zmienia to faktu, że udało się nam poznać dużo wcześniej. Dogadujemy się, mamy wspólną koncepcję i cel. Początki współpracy zazwyczaj są trudne, bo chciałoby się jak najwięcej zmienić, w jak najkrótszym czasie i pokazać swoją efektywność i skuteczność.
Ja jednak jestem zwolennikiem dobrej atmosfery i miękkiej zmiany. Związek niewątpliwie czeka ewolucja, ale nie rewolucja. Ludzie zazwyczaj boją się gwałtownych zmian, dlatego chciałbym wszystkich uspokoić, że będziemy stopniowo przechodzić do innych koncepcji organizacji i zarządzania pracy oraz szkolenia. Chcemy dać więcej autonomii trenerom głównym poszczególnych grup szkoleniowych szczególnie na poziomie kadrowym, ale będzie to także się wiązało z większą odpowiedzialnością za przyjęte koncepcje szkoleniowe, organizację i realizację planów, gospodarność finansową i w końcu za same wyniki sportowe.
Na koniec, chciałbym podziękować prezesowi, sekretarzowi generalnemu jak i całemu Zarządowi PZN za zaufanie jakim mnie obdarzono, szansę i możliwość realizacji koncepcji, która zdecydowanie wydaje się być naszą wspólną, zgodną i spójną (dopisek dodany przez rozmówcę w autoryzacji - przyp. red.).
Czytaj więcej:
Mistrz Polski zakończył występ w Lidze Mistrzów. Zabójcza kontra rozstrzygnęła mecz
Skandaliczne słowa rosyjskiego sportowca do rywalek. "Niech nie otwierają ust"