Zareagował na wybuch rakiety w Polsce. Jest o nim coraz głośniej

Getty Images / Daniel Kopatsch / Na zdjęciu: Fatih Arda Ipcioglu
Getty Images / Daniel Kopatsch / Na zdjęciu: Fatih Arda Ipcioglu

W swoim sportowym życiu musiał przejść naprawdę wiele. Jednak nie poddał się i teraz zbiera tego owoce, pobijając rekord za rekordem. Historia Turka może robić ogromne wrażenie.

25-letni Fatih Arda Ipcioglu stał się prawdziwą nadzieją tureckich skoków. Jego starty w tym
sezonie umieściły go na 40. miejscu w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Taki wynik z pewnością można traktować jako spore zaskoczenie, zważywszy na jego "egzotyczne" pochodzenie.

Polscy kibice mogą kojarzyć Turka nie tylko z udziału w rywalizacji o Kryształową Kulę, ale i z gestu, jaki wykonał po tragicznym zdarzeniu w Przewodowie. W dzień spadnięcia rakiety na polską wieś złożył Polakom kondolencje. "#Poland Składam wyrazy szczerego współczucia" - napisał na swoim Twitterze.

Kłody pod nogi

Ipcioglu niemal od początków swojej kariery musiał mierzyć się z licznymi trudnościami. Będąc jeszcze nastolatkiem, doznał fatalnej kontuzji, która mogła przekreślić jego dalszą przygodę z tą dyscypliną.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: przypatrz się dobrze! Wiesz, kto pomagał gwieździe tenisa?

Podczas jednego z treningów (w 2013 roku) turecki skoczek zaliczył bardzo groźny upadek. Do tego stopnia, że złamał dwie nogi.

- Wszystko zdarzyło się na jednej ze skoczni w Słowenii. Wylądowałem praktycznie na jednej nodze, uderzyłem w bandy i upadłem. Miałem poczucie, że moje nogi się nie ruszają, ale kości w środku już tak. Wiedziałem, że stało się coś bardzo poważnego - opowiedział na łamach "Przeglądu Sportowego".

- Byłem młodym człowiekiem, który nie mówił po angielsku, a tu trafiłem pierwszy raz w życiu do szpitala, do tego w obcym kraju i spędziłem w nim dużo czasu. Rodzice bardzo martwili się wtedy o moje zdrowie, a ja poważnie myślałem o tym, by nie wracać już na skocznię - dodał.

Ostatecznie nie zrezygnował i dalej próbował walczyć o swoje marzenia. Niestety zaledwie rok później życie rzuciło mu drugą kłodę pod nogi, wykorzystując do tego pogodę.

W głównym ośrodku treningowym tureckiej kadry, czyli Kiremitliktepe, doszło do osunięcia ziemi. Było ono na tyle silne, że znacząco zniszczyło znajdujące się w kompleksie skocznie.

- Przetrwaliśmy to jeżdżąc po Europie, najczęściej do Słowenii - tłumaczył zawodnik w rozmowie z TVP Sport.

Lepsze dni

Po niełatwych początkach, kariera Ipcioglu wyszła na prostą. W 2018 roku jako pierwszy zawodnik z Turcji pojechał na igrzyska olimpijskie. Nie odnotował on jednak wówczas dobrych startów, odpadając z konkursów już na etapie kwalifikacji.

Skoczek nie spoczął na laurach i po trzech latach ponownie zapisał się w historii skoków w swoim kraju. W Oberstdorfie jako pierwszy Turek zdobył punkty Pucharu Świata, awansując do pierwszej serii.

Z kolei dwa miesiące później odnotował niemały sukces na IO w Pekinie, kiedy to w dwóch konkursach znalazł się w pierwszej czterdziestce. Zmagania na chińskim obiekcie Snow Ruyi zakończył kolejno na 36. i 40. miejscu. Nikt z jego rodaków nie dokonał tego wcześniej.

Niedoceniani

Mimo pobijania ciągle to nowych rekordów przez 25-latka, skoki w Turcji nadal borykają się z "niedocenieniem finansowym". Reprezentantom tego kraju pozostają treningi głównie zimą, ponieważ to właśnie wtedy mogą oni szkolić swoje umiejętności w ojczyźnie. Latem ośrodek Kiremitliktepe na to nie pozwala, a innych obiektów w tym państwie po prostu nie ma.

Na zbyt małą liczbę oddanych skoków Ipcioglu skarżył się podczas wrześniowej rozmowy z portalem fluege.de. Zdradził, że wówczas zdążył jedynie polecieć do Słowenii po narty. Jadąc na igrzyska do Pekinu, miał mieć na swoim koncie jedynie 550 prób, z kolei światowa czołówka powyżej tysiąca.

- Po Pekinie odbyły się wybory władz. Dla nas kluczowe, żeby federacja zaczęła nas dostrzegać i szanować. Niestety, na stanowisku pozostała ta sama ekipa. To nie tak, że nie ma na nas pieniędzy. Z ich strony brakuje chęci, zainteresowania i decyzyjności. A nie słów "później", "jutro", "niedługo" i innych pustych obietnic. Zaczęliśmy przygotowania później niż trzeba, ale i teraz jest problem z utrzymaniem harmonogramu - powiedział w tym samym miesiącu dla TVP Sport.

Jego "nie ogranie" zauważalne jest podczas aktualnego sezonu. Turek nie bierze udziału we wszystkich konkursach, a gdy już startuje, to trudno mówić o jakiejkolwiek regularności w osiąganych przez niego wynikach. Ciężko oprzeć się wrażeniu, że jego spory potencjał nie jest w pełni wykorzystywany.

Bezcenne. Tak Stoch zareagował na decyzję jury
Kosmos! Żyła i Kubacki latali pięknie, ale co zrobił Granerud?!