Jedna rzecz w skokach narciarskich ostatnio była pewna. W pierwszej serii zawodnicy skakali według kolejności Pucharu Świata, zaczynali ci z najsłabszym dorobkiem punktowym, by na koniec skakali najlepsi. I gdy wydawało się, że w tej tradycji FIS nic nie będzie zmieniał, Sandro Pertile przedstawił pomysł po którym można złapać się za głowę.
W wywiadzie dla TVP Sport dyrektor Pucharu Świata zdradził, że rozważany jest pomysł wymieszania zawodników w pierwszej serii konkursów indywidualnych. Skoki narciarskie miałyby czerpać z biegów narciarskich, gdzie w rywalizacji ze startu indywidualnego najlepsi w "generalce" PŚ startują między słabszymi (szczegóły TUTAJ).
To nie jest dobry pomysł. Więcej, jeśli FIS rzeczywiście go wprowadzi, od dyscypliny odwrócą się kolejni kibice, a nawet tym najwytrwalszym będzie już trudno znaleźć argumenty na obronę skoków jako atrakcyjnego widowiska sportowego.
ZOBACZ WIDEO: Mróz, wichura, a on wspinał się w takim stroju. Hit sieci!
Już teraz coraz więcej konkursów, przez możliwość zmiany belki w trakcie zawodów, jest antyreklamą dyscypliny. Gdyby teraz wymieszać w pierwszej serii skoczków i np. po słabszym zawodniku od razu wpisać na listę startową Dawida Kubackiego albo Halvora Egnera Graneruda, można być pewnym, że między ich skokami doszłoby do zmiany belki startowej. I taki obrazek widzielibyśmy zapewne kilka razy.
To doprowadziłoby do jeszcze większego chaosu niż teraz. Po takich zmianach nie mielibyśmy czterokrotnego obniżania rozbiegu w jednej serii jak w niedzielę w Sapporo, ale co najmniej dwa razy tyle. Dyscyplina stałaby się jeszcze bardziej nieczytelna dla kibiców. Nie ma to żadnego sensu.
Nie warto zmieniać czegoś, co jest dobre. Układ listy startowej pierwszej serii konkursów Pucharu Świata w skokach jest akurat jednym z niewielu aspektów w tej dyscyplinie do których nie można mieć zastrzeżeń. Zmian trzeba szukać gdzie indziej.
Przede wszystkim trzeba spróbować usprawnić przeliczniki, które tak bardzo denerwują kibiców i nie pozwalają skokom zyskać nowych fanów. Potrzebny jest, nawet kosztem wydłużenia zawodów, bardziej spłaszczony korytarz wietrzny, by uniknąć takiej loterii jak w niedzielnych konkursach w Zakopanem i Sapporo.
Przed sezonem FIS wprowadził więcej punktów za wiatr w plecy, ale i tutaj jest jeszcze pole do manewru. Przy obecnym sprzęcie skoczków różnica między nawet minimalnymi podmuchami w plecy a pod narty jest tak duża, że bonifikata za wiatr w plecy powinna być dwukrotnie wyższa niż odejmowane punkty za wiatr.
Ciekawy jest natomiast pomysł Stefana Krafta, jednego z najlepszych obecnie skoczków narciarskich na świecie. Chodzi o dodatkowe punkty dla skoczków do klasyfikacji Pucharu Świata za miejsce w czołówce kwalifikacji. Pomysł Krafta, który również cytował serwis TVP Sport, rzeczywiście uatrakcyjniłby dyscyplinę i wydłużył emocje związane z weekendem Pucharu Świata o jeden dzień.
Obecnie w piątki, gdy zazwyczaj odbywają się treningi i eliminacje, najlepsi zawodnicy nie zawsze skaczą na sto procent. Ich próby tego dnia znacząco różnią się od tych już podczas konkursów. Gdyby mieli walczyć już w kwalifikacjach o punkty Pucharu Świata, nikt by się nie oszczędzał.
I taki pomysł rzeczywiście może pomóc w zatrzymaniu kibiców przy skokach. Na pewno jednak nie rewolucja w liście startowej pierwszej serii. Kartka z tym planem jak najszybciej powinna trafić do kosza, dla dobra dyscypliny.
Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także: Świetna wiadomość dla Kubackiego przed lotami. Granerud musi uważać