Dawid Kubacki mógł podzielić jego losy. I wtedy zaczęłaby się nerwówka [OPINIA]

Getty Images / Na zdjęciu: Dawid Kubacki
Getty Images / Na zdjęciu: Dawid Kubacki

Część ekspertów przekonywała, że Dawid Kubacki powinien pojechać do Rasnova, by zyskać pewność siebie przed mistrzostwami świata. Dobrze się jednak stało, że w sobotę Polak odpoczywał, a nie startował. Mogło to przynieść więcej szkód niż korzyści.

Już w Lake Placid widać było, że Dawid Kubacki wraca do formy, jaką prezentował w pierwszej części sezonu. Na dziewięć ocenianych skoków w Stanach Zjednoczonych, wicelider Pucharu Świata aż siedem oddał na bardzo wysokim poziomie.

Nieco słabiej skakał tylko w pierwszych seriach konkursów indywidualnych i dlatego zamiast na podium kończył zawody na 5. i 7. miejscu. To i tak były jednak bardzo dobre lokaty i przede wszystkim sygnał, że 32-latek wciąż należy do ścisłej światowej czołówki.

Po takim starcie w Lake Placid część ekspertów podnosiła zatem argument, że Thomas Thurnbichler niepotrzebnie wycofał Kubackiego z Pucharu Świata w Rumunii. Stawiali tezę, że Polak miałby duże szanse na zwycięstwo na skoczni K-90 w Rasnovie, a dzięki niemu zyskałby dużą pewność siebie przed mistrzostwami świata w Planicy.

ZOBACZ WIDEO: Tak wygląda w wieku 35 lat. Zdradziła receptę na niesamowitą figurę

Mnie ten argument jednak nie przekonał. Po pierwsze nie mogliśmy wykluczyć scenariusza, że warunki w Rumunii będą zmienne i pechowo trafi właśnie Kubacki. Przy obecnym sprzęcie w skokach, nawet przy tak słabej obsadzie zawodów jak w Rasnovie, gdyby Polak trafił na złe warunki, mogłoby to skończyć się odległym miejscem. Wtedy 32-latek nie pojechałby do Planicy wzmocniony mentalnie, ale z niepewnością co do swojej formy.

Z kolei ewentualne zwycięstwo nie musiałoby wzmocnić Polaka. Kubacki doskonale zdawałby sobie sprawę, nie umniejszając nikomu, z kim wygrałby w Rumunii. Poza Andreasem Wellingerem do Rasnova nie przyjechał żaden ze skoczków z czołowej dziesiątki PŚ. Zwycięstwo na pewno nie smakowałoby tak dobrze, jak w pierwszej części sezonu, gdy Kubacki nie dawał rywalom szans, a w zawodach startowali wszyscy obecnie najlepsi skoczkowie na świecie.

W sobotę Kubacki mógł znaleźć się na miejscu Daniela Andre Tandego. Niedawno Norweg stał na podium w Willingen i wobec takiej a nie innej obsady konkursu w Rumunii obok reprezentantów Niemiec był jednym z faworytów. Jak się skończyło? Ekstremalnie trudnymi warunkami w pierwszej serii, krótkim skokiem i ostatecznie dopiero 23. pozycją. Na pewno takim występem Tande nie zbudował swojej pewności siebie przed Planicą.

Dlatego dobrze się stało, że Kubacki - podobnie jak pozostali Biało-Czerwoni powołani na MŚ w Planicy - w sobotę odpoczywali zamiast rywalizowali w trudnym przez wiatr konkursie w Rasnovie. Do Słowenii pojadą pewni siebie po bardzo udanych treningach w Zakopanem.

A dzięki absencji naszych najlepszych skoczków, w Rasnovie mogliśmy przekonać się, że i młodych polskich zawodników stać już na porządne wyniki. Oczywiście pamiętam o obsadzie, ale nawet w niej 12. miejsce 22-letniego Tomasza Pilcha, 14. lokatę o rok młodszego Kacpra Juroszka i 17. pozycję brązowego medalisty mistrzostw świata juniorów Jana Habdasa warto docenić. To ich życiowe wyniki, które tylko powinny ich wzmocnić na dalszą część kariery.

Po tym konkursie najbardziej rzuca się jednak w oczy dopiero 27. miejsce Macieja Kota. Drużynowy mistrz świata nawet przy takiej obsadzie męczył się wynikowo. Musiał nerwowo zerkać czy w ogóle awansuje do finału. Przy takiej liście startowej i takich dokonaniach w przeszłości Macieja Kota trudno uwierzyć w to, z jakimi trudnościami zmaga się na obecnym etapie swojej kariery.

Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty

Sprawdź także:
Puchar Narodów: Niemcy odrabiają straty
Miejsce Żyły zagrożone. Zobacz klasyfikację Pucharu Świata

Źródło artykułu: WP SportoweFakty