W tę informację o Piotrze Żyle aż trudno uwierzyć. Obok była legenda

PAP/EPA / URS FLUEELER / Na zdjęciu: Piotr Żyła
PAP/EPA / URS FLUEELER / Na zdjęciu: Piotr Żyła

Mało jest zawodników w stawce, którzy na swoim koncie mają tyle samo triumfów w indywidualnych konkursach Pucharu Świata i mistrzostwach świata. Jednym z nich jest nie kto inny jak Piotr Żyła. Mija właśnie 10 lat, jak Polak zszokował w Oslo.

Marzec 2013 roku. W Polsce trwał już szał związany z Piotrem Żyłą. Wszystko za sprawą jego słów w wywiadzie dla TVP po 6. miejscu w konkursie w Wiśle. - Garbik, fajeczka i poleciało - taki przepis na dalekie skakanie wymyślił Żyła, a rozmawiający z nim Sebastian Szczęsny nie mógł powstrzymać śmiechu przed kamerą.

Słowa, wtedy 26-letniego Żyły, stały się hitem internetu. Biły rekordy popularności w mediach społecznościowych. Skoczek stał się sportowym celebrytą, ale w tamtym czasie brylował już nie tylko przed kamerami. Coraz lepiej radził sobie także na skoczni. W Val di Fiemme, na mistrzostwach świata, wywalczył z kolegami brązowy medal w konkursie drużynowym.

Nie minęło kilka dni i Żyła świętował największy sukces w karierze. W Oslo na Holmenkollbakken, uważaną przez wielu za świątynię skoków narciarskich, to właśnie reprezentant Polski okazał się najlepszy. I nie było to zwykłe zwycięstwo, bowiem Żyła swój pierwszy triumf w indywidualnym konkursie Pucharu Świata świętował z legendą dyscypliny, Gregorem Schlierenzauerem.

Już kwalifikacje zwiastowały, że Polaka stać w Oslo na wiele. Żyła zajął w nich 4. miejsce. Dzień później wyspał się, zjadł dobre śniadanie i ruszył na skocznię z przekonaniem, że stać go na wiele. Zaczął od dalekiego skoku 135,5 metra, po którym zajmował na półmetku 3. miejsce. Idealne do ataku w finale.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: poznaj człowieka, który strzela gole w... budowlanych rękawicach

Stał przed szansą największego sukcesu w karierze i już wtedy, jako 26-latek, udowodnił, że nie straszna mu presja. Przy żywiołowym dopingu kilku tysięcy polskich kibiców, mieszkających i pracujących w Norwegii, energicznie odepchnął się od belki startowej i ruszył w dół. Wybił się wysoko, wiatr mu nie przeszkadzał i leciał. Poleciał bardzo daleko.

Wylądował na 133,5 metra i gdy tylko upewnił się, że wykonał dobrze telemark, uniósł ręce w górę. Cieszył się jak dziecko. Chwila niepewności i przy jego nazwisku wyświetliła się... jedynka. Prowadził, ale nie sam... Razem z nim liderem zawodów był Gregor Schlierenzauer, jeden z najlepszych skoczków w historii dyscypliny.

Polak i Austriak już mogli cieszyć się z miejsca na podium, ale na górze pozostało jeszcze dwóch skoczków. Ani Kamil Stoch, ani Robert Kranjec nie byli jednak w stanie wyprzedzić liderów. Stało się. Żyła wygrał swój pierwszy konkurs, a wraz z nim na najwyższym stopniu podium stanął Schlierenzauer. Co za historia! Tak się spełnia marzenia.

Mija 10 lat od tego wydarzenia. W tym czasie Żyła na dobre zadomowił się w światowej czołówce. Trzykrotnie został mistrzem świata, w tym dwukrotnie indywidualnym. Co ciekawe, w co trudno nawet uwierzyć, od pierwszej wygranej w Oslo Żyła jeszcze tylko raz cieszył się z triumfu w Pucharze Świata. 5 lat później wygrał konkurs lotów w Bad Mitterndorf.

W sobotę i niedzielę, po 10 latach od pierwszego triumfu, Żyle może być trudno znów wygrać na Holmenkollbakken. Co prawda przyleciał do Norwegii jako nowy-stary mistrz świata ze skoczni K-95 (w Planicy obronił tytuł), ale pierwszy dzień zmagań w Raw Air 2023 nie był dla 36-latka udany. Skakał słabo w treningach i eliminacjach, w których awans do zawodów wywalczył zaledwie z 44. miejsca.

Początek sobotnich zawodów o 14:40. Transmisja w TVN, Eurosporcie 1 oraz na Pilot WP.

Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także:
To będzie wielki atut Dawida Kubackiego w walce z Granerudem
Szokujący pomysł dla skoków narciarskich. A prawdziwych problemów jest masa [OPINIA]

Źródło artykułu: WP SportoweFakty