Kuriozum w wyniku Kubackiego. Nie tak to powinno wyglądać [OPINIA]

Twitter / Eurosport / Mina Dawida Kubackiego po skoku w 1. serii
Twitter / Eurosport / Mina Dawida Kubackiego po skoku w 1. serii

Tak skoki narciarskie nie zdobędą kolejnych kibiców, a odwrócą się od nich także ci, którzy są z dyscypliną od lat. W dwóch skokach Dawid Kubacki skoczył aż 13 metrów dalej niż czwarty w zawodach Kobayashi. W miejscach dzieliły ich aż cztery lokaty.

Po raz kolejny mogliśmy się przekonać jak niedoskonale działają przeliczniki w skokach narciarskich. Niestety, w sobotni wieczór przekonaliśmy się na przykładzie Dawida Kubackiego.

Nie dziwię się minie, jaką w pierwszej serii po próbie na 218,5 metra zrobił wicelider Pucharu Świata. Polak skoczył tyle samo co Ryoyu Kobayashi. Skakali w odstępie kilkudziesięciu sekund. Nasz reprezentant miał odjęte dwa punkty za podmuchy pod narty, a Japończyk dodanych ponad 7 za teoretyczne podmuchy w plecy.

Tymczasem warunki na skoczni, co podkreślali skoczkowie po zawodach i dziennikarze obecni na miejscu, nie były tak niestabilne, by w przeciągu kilkudziesięciu sekund aż tak mocno się zmieniły.

Po prostu po raz kolejny w Pucharze Świata wiatr bardziej z kierunku bocznego, albo odbijającego się od skoczni jednemu zawodnikowi zaliczono jako podmuchy w plecy (Kobayashi), a drugiemu pod narty (Kubacki). Dokładnie wytłumaczył to właśnie Dawid Kubacki na antenie Eurosportu.

- Ten wiatr najprawdopodobniej odbijał się od góry i te czujniki wychwytywały to jako podmuchy pod narty. Zwłaszcza po jednej stronie skoczni, ale ja niestety leciałem po drugiej - przyznał.

Sumując odległości uzyskane przez Kobayashiego i Kubackiego w dwóch sobotnich skokach, Polak uzyskał łącznie aż o 13 metrów więcej niż Japończyk. Tymczasem Azjata zajął w konkursie 4. miejsce, a nasz reprezentant 8. pozycję. Dzieliło ich 6,9 punktu, czyli przede wszystkim błędny przelicznik z pierwszej serii. Nie tak to powinno wyglądać.

- Nie do końca się z tym zgadzam - tak to, co stało się w pierwszej serii w przypadku Kobayashiego i Kubackiego, ocenił Thomas Thurnbichler na antenie Eurosportu. Kubacki też zdawał sobie sprawę, że nie tak powinien wyglądać dla niego przelicznik. - Czuć (skrzywdzony - przyp. red.) się mogę, ale w sumie to nic nie zmienia - podkreślił.

To były wypowiedzi stonowane, ale mieli prawo czuć rozczarowanie. Przeliczniki miały wyrównać szanse, spowodować bardziej sprawiedliwą rywalizację, a na skoczni oglądamy coraz więcej kabaretu a nie zmagań, w których decyduje przede wszystkim odległość i styl lotu skoczków.

W tym sezonie takich sytuacji jak sobotnia Kobayashiego i Kubackiego było już kilkanaście. Działacze FIS po sezonie muszą wreszcie uderzyć pięścią w stół i spróbować odświeżyć system przeliczników. Od kilku lat, poza przyznaniem wyższej rekompensaty za wiatr w plecy, w ogóle nie jest on zmieniany. Tak to nie może dalej wyglądać.

Tak jak skoki potrzebują zmian w ustawianiu korytarza wietrznego na zawody (powinien być bardziej spłaszczony), tak samo zmian potrzebuje system przeliczający średnią siłę i kierunek wiatru i na tej podstawie ustalający przelicznik dla danego skoczka. Jeśli tych zmian nie będzie, z roku na rok skoki narciarskie zamiast zyskiwać tracić będą kolejnych fanów.

Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także:
Kubacki wciąż z szansą na podium. Zobacz klasyfikację Raw Air
Tak wygląda klasyfikacja generalna PŚ po sobotnim konkursie

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co on zrobił?! Genialny rzut z... kolan

Źródło artykułu: WP SportoweFakty