Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Nie mogę zacząć tej rozmowy inaczej niż od pytania o zdrowie twojej żony. Jak ona się teraz czuje?
Dawid Kubacki: Biorąc pod uwagę to, przez co przeszła, teraz jej stan jest obiecujący. Przed nami jeszcze spory kawałek drogi, ale lekarze wykonali ogromną pracę, żeby pomóc Marcie i teraz mówią, że parametry pracy jej serca w krótkim czasie bardzo szybko się poprawiły, co rzadko się zdarza. Są już blisko ogólnie przyjętej normy. Rehabilitacja przynosi zauważalne efekty. Rzeczy, które jeszcze kilka dni temu były dla żony problematyczne, teraz nie są. To będzie jednak długotrwała rehabilitacja, nawet jak już wrócimy do domu, wciąż będzie przed nami wiele pracy. Najważniejsze jednak, że w ogóle możemy się nad tym zastanawiać.
Bardzo dziękuję lekarzom ze szpitala, w którym przebywa Marta, za otoczenie jej doskonałą opieką. Jestem też ogromnie wdzięczny naszej rodzinie, która w tym trudnym czasie jest dla nas oparciem. Dzięki temu, że najbliżsi zajęli się opieką nad naszymi dziećmi, ja mogę być przy Marcie i ją wspierać.
ZOBACZ WIDEO: To nowy bohater kadry. Padły słowa o transferze
Od kiedy wróciłeś z Norwegii, cały czas jesteś w szpitalu przy żonie?
Nie cały czas, ale większość. W ubiegłym tygodniu przez dwa i pół dnia byłem w domu. Spędziłem trochę czasu z dziećmi, zabrałem je na kontrolne wizyty u lekarzy. Wiem, że są pod doskonałą opieką i pewnie nawet nie zauważają nieobecności mamy i taty, ale - z drugiej strony - rodzica nikt nie zastąpi, dlatego bardzo chciałem chociaż trochę z nimi pobyć.
Czy w tym momencie widać już gdzieś na horyzoncie moment, w którym twoja żona wróci do domu?
Tak. Nie stanie się to na dniach, jest raczej kwestią tygodni. Ale nie miesięcy i to jest dla nas budujące. Mamy nadzieję, że czwartą rocznicę ślubu, którą będziemy mieli 1 maja, poświętujemy już w domu.
W ostatnim czasie wielkim wsparciem byli dla ciebie nie tylko najbliżsi, ale też całe środowisko skoków narciarskich.
Zdecydowanie tak. Pierwsze dwa, trzy dni po tym, jak Marta trafiła do szpitala, były dla mnie tak ciężkie, że trudno było mi zebrać myśli. Jedyne, co mi się udało, to napisanie w mediach społecznościowych informacji wyjaśniającej, dlaczego się wycofałem, żeby uciąć w ten sposób wszelkie plotki. Po zamieszczeniu tego posta popłynęła w naszym kierunku wielka fala wsparcia. Zapewnienia o modlitwach za naszą rodzinę, niezliczone propozycje pomocy. Mnóstwo osób z Polski i spoza Polski deklarowało, że jeśli tylko czegoś będziemy potrzebowali, oni pomogą, jak będą umieli. Te słowa otuchy pomogły mi przetrwać najtrudniejsze chwile. Jak trudne one były przekonałem się dopiero po tygodniu, kiedy przestałem działać na adrenalinie. Wyglądałem wtedy jak siedem nieszczęść. Nie wszystkim jeszcze podziękowałem za ich dobre serce, ale postaram się to zrobić.
Anżemu Laniskowi pewnie już podziękowałeś za jego gest z niedzieli, gdy "zabrał" cię na podium klasyfikacji generalnej Pucharu Świata i symbolicznie przyjął medal za trzecie miejsce również w twoim imieniu?
Kiedy zobaczyliśmy z Martą, jak Anże wchodzi na podium, trzymając w rękach moją podobiznę, popłakaliśmy się oboje. Emocje były ogromne. Jak potem w internecie pojawiła się fala zdjęć i wiadomości dotyczących tego obrazka, oglądając je i czytając miałem ściśnięte gardło.
Znam Anżego na tyle dobrze, że wiem, że ten gest nie był na pokaz. Był szczery, wykonany z potrzeby serca, z chęci wyrażenia tego, co czuje. Anże powiedział, że "zabrał" mnie na podium, bo zasłużyłem, żeby na nim stanąć. Moim zdaniem on też zasłużył. Wywalczył je sobie świetną postawą przez cały sezon, absolutnie nie stanął na nim dlatego, że ja nie mogłem startować w kilku ostatnich konkursach. On w tych konkursach był bardzo mocny i niewykluczone, że wyprzedziłby mnie nawet, gdybym w Lahti i w Planicy wystąpił. Tym bardziej doceniam jego gest, tak jak i całe wsparcie, które dostałem w ostatnim czasie od niego i od całej rodziny skoków narciarskich.
Dyrektor Pucharu Świata Sandro Pertile też zachował się z klasą. W niedzielę przed drugą serią w Planicy, w swoim ostatnim meldunku w sezonie, przekazał, że cała rodzina skoków jest z tobą i z twoją żoną. Wcześniej chciał ponoć odwołać tradycyjny sobotni piknik pod skocznią.
Tę drugą wiadomość przekazał mi Kamil Stoch. Sandro pytał go, co z piknikiem w Planicy, który zwykle odbywa się w sobotę po zawodach drużynowych. To takie nasze wewnętrzne święto. Każdy przywozi jakieś tradycyjne specjały ze swojego kraju czy regionu, możemy wtedy wspólnie się zrelaksować, cieszyć się, że przetrwaliśmy sezon w dobrym zdrowiu i razem przeżywaliśmy fajne emocje.
Pertile i jego współpracownicy zastanawiali się, czy tego pikniku nie odwołać, bo świętowanie w czasie, gdy w mojej rodzinie dzieją się złe rzeczy, byłoby nie na miejscu. Na szczęście do zawodów Planicy stan Marty się polepszył, wszystko było na dobrych torach, więc powiedziałem Kamilowi, że piknik nie powinien być odwołany. Za jego pośrednictwem poprosiłem tylko o odgórny przykaz od Sandro, żeby wszyscy wypili za zdrowie Marty. Jeśli mnie posłuchali, to już chyba mamy odpowiedź na pytanie, dlaczego tak szybko się jej poprawia.
Pod skocznią w Planicy była też specjalna tablica z życzeniami powrotu do zdrowia, na której podpisywali się członkowie "rodziny skoków narciarskich". Widziałeś ją?
Tak. To była inicjatywa chłopaków z firmy Manner, z którą współpracuję. Tablica miała być niespodzianką i mieliśmy ją zobaczyć dopiero po tym, jak zostanie nam wysłana. Media podjęły jednak temat i zobaczyliśmy ją jeszcze tego samego dnia, w którym pojawiła się pod skocznią. Bardzo miła inicjatywa. Takie gesty bardzo podnoszą nas na duchu i dają nam siłę.
Oglądając konkursy w Planicy zastanawiałeś, jaki to był dla ciebie sezon? Czy sport nie jest teraz wśród rzeczy, wokół których krążą twoje myśli?
Kiedy Marta przetrwała najgorsze, a jej stan się poprawił, w głowie pojawiło się miejsce na normalność, a dla mnie są nią skoki narciarskie. Oglądaliśmy zawody razem, żeby wprowadzić do sytuacji, w której się znaleźliśmy, element tej normalności. Wtedy pojawiały się myśli o tym, co wydarzyło się w trakcie sezonu. Sportowo to był najlepszy sezon w karierze. Wiele świetnych wyników, fajnych konkursów, pozytywnych emocji. Zwycięstwa i długa seria miejsc na podium w pierwszej części sezonu, wyjątkowy dla mnie konkurs Turnieju Czterech Skoczni w Bischofshofen, w czasie którego wiedziałem, że właśnie na świat przychodzi moja córka. Ale było też dużo lekcji i trudnych momentów. Trudny był dla mnie początek mistrzostw świata w Planicy, gdy do końca nie wiedziałem, czy wystartuję w konkursie na normalnej skoczni. No i potem ta najtrudniejsza sytuacja... Najważniejsze jednak, że najgorsze za nami. A co do Planicy, to obserwując loty na Letalnicy, pomyślałem sobie, że fajnie byłoby tam startować. Są jednak rzeczy ważne i są rzeczy ważniejsze. Wierzę, że będę mógł się normalnie przygotowywać do przyszłego sezonu i jeszcze powalczę o Kryształową Kulę.
Pozostaje nam tylko życzyć twojej żonie jak najwięcej zdrowia, a tobie - powrotu do pracy.
Bardzo dziękuję. Co do mojego powrotu, to nie złożę na tę chwilę żadnej deklaracji, ale wierzę, że będą możliwości, żebym nadal mógł rywalizować w zawodach Pucharu Świata. Być może będę potrzebował indywidualnego planu treningowego, być może jakiejś innej formy dostosowania się do naszej sytuacji rodzinnej. Jeśli możliwości będą, zapału do pracy na pewno mi nie zabraknie.