Już piątkowe treningi i kwalifikacje, a także sobotnia seria próbna pokazały, że Piotr Żyła przyjechał do Engelbergu w naprawdę dobrej formie. Wiele wskazywało na to, że będzie liderem naszej reprezentacji podczas rywalizacji na Gross-Titlis-Schanze (HS140).
- Piotr skakał najrówniej z naszych zawodników, patrząc na piątkowe i sobotnie skoki w Engelbergu. Nawet mimo tego upadku w piątkowej serii treningowej, kolejne próby też były na naprawdę dobrym poziomie. Był naszym najjaśniejszym punktem na ten konkurs i po pierwszej serii wszystko wskazywało na walkę nawet o pierwszą dziesiątkę - mówi w rozmowie z nami Rafał Kot.
W pierwszej serii Żyła oddał skok na 130 m, zaś w drugiej pofrunął o 7 metrów dalej i dzięki temu przez dłuższy czas piął się w górę klasyfikacji (na półmetku był 19.). Wyprzedził go dopiero Andreas Wellinger, który wylądował na 140. metrze.
ZOBACZ WIDEO: Paweł Nastula powalczy o medal?! Tym razem nie jako zawodnik
To oznaczało, że Polak zakończy sobotni konkurs na co najmniej 12. miejscu. I wtedy jak grom z jasnego nieba spadła na nas przykra informacja o dyskwalifikacji...
- Oglądając ten konkurs w telewizji słyszałem komentarz Igora Błachuta i Michała Korościela o tym, że ten "dziubek" w kombinezonie Piotrka jest dość wyraźny. Tutaj już zapaliła się lampka, a chwilę później okazało się, że Piotra zdyskwalifikowano - zaznacza Kot.
Owy "dziubek" to nic innego jak zbyt duża warstwa materiału w okolicach brzucha. No i tu pojawia się pytanie - czy dało się tego uniknąć?
- Jak doskonale wiemy, Piotr jest dość roztrzepanym, chaotycznym zawodnikiem i nie możemy wykluczyć, że, podobnie jak w zeszłym sezonie, zawalił i po prostu źle stanął na tych pomiarach. A teraz, przez to, że kombinezony są szyte na limicie, trzeba się odpowiednio ponapinać, żeby wymiary się zgadzały. Więc może dało się uniknąć tej dyskwalifikacji... - przyznaje nasz rozmówca.
Na ten moment nie poznaliśmy jeszcze szczegółów, które sprawiły, że 37-latek został zdyskwalifikowany. Natomiast możemy być pewni, że jeśli błąd leży po stronie Żyły, ten na pewno się do niego przyzna.
To tyle jeśli chodzi o negatywy. Pozytywnie w sobotnim konkursie zaprezentowało się trzech reprezentantów Polski - Kamil Stoch, Aleksander Zniszczoł i Paweł Wąsek. Wszyscy zakończyli zmagania w drugiej dziesiątce - Stochowi udało się to pierwszy raz w tym sezonie. I tak: Kamil ukończył zawody na miejscu 18., lokatę wyżej sklasyfikowano Olka, zaś Paweł zajął 11. pozycję z niewielką stratą do lidera klasyfikacji generalnej PŚ Piusem Paschke, wynoszącą 1,6 pkt.
- W końcu mieliśmy trzech skoczków w drugiej dziesiątce. Wcześniej to było bardzo mocno rozstrzelone - jedni byli blisko pierwszej dziesiątki, a na przykład Kamil Stoch był klasyfikowany ciągle pod koniec trzeciej. Także nasi zawodnicy wykonali mały krok do przodu i to dobry prognostyk przed Turniejem Czterech Skoczni - mówi z optymizmem Rafał Kot.
Sobotni konkurs padł łupem Jana Hoerla. Na drugim miejscu uplasował się Daniel Tschofenig, zaś na najniższym stopniu podium stanął zawodnik gospodarzy - Gregor Deschwanden.
Na niedzielę zaplanowano kwalifikacje i drugi konkurs indywidualny w Engelbergu. Kwalifikacje rozpoczną się o godzinie 14:30, zaś konkurs o godzinie 16:00. Relację tekstową LIVE z obu wydarzeń przeprowadzi portal WP SportoweFakty.