Całej sprawie bliżej przyjrzał się norweski portal NRK. Tego lata wszyscy skoczkowie zostali zmierzeni skanerem 3D. Skan ten powinien dostarczyć kontrolerom szczegółowe pomiary wszystkich zawodników. Podczas skanowania sportowcy przebywają w bieliźnie, a kiedy dokonywano pomiarów, sportowcy stali w swoich własnych ubraniach.
Wzrost i budowa ciała określają, jak duży jest kombinezon i jak długich nart mogą używać skoczkowie. Kiedy FIS przeprowadził dochodzenie, pojawił się jeden poważny problem.
To za duże majtki, które oznaczały, że skan nie był wystarczająco dokładny. Dlatego FIS musiał przetestować wszystkich sportowców na nowo. Skoczkowie, ubierając bieliznę w zbyt dużych rozmiarach, chcieli sprytnie nagiąć przepisy. Głos w tej sprawie zabrał już przedstawiciel światowej federacji.
ZOBACZ WIDEO: Internauci poruszeni. Tak golfistka ubrała się do symulatora
- Dowiedzieliśmy się, że ktoś nosił bardzo duże majtki - powiedział kontroler Christian Kathol w rozmowie z NRK. - Miałem wrażenie, że różnice będą większe, ale w przypadku około 70 procent pomiary były mniej więcej takie same - dodał.
FIS przyznaje się do słabości nowego narzędzia, które mierzyło skoczków przed sezonem. Po dodatkowych pomiarach już w trakcie sezonu zimowego okazało się, że trzech na dziesięciu skoczków musi dokonać zmian w sprzęcie.
Dlaczego natomiast zawodnicy sprytnie próbują oszukać system? Przypomnijmy, że ubieranie zbyt dużej bielizny sprawia, iż skoczkowie obniżają swój krok. Wtedy też ubierają większy kombinezon, a on sprawia, że powierzchnia nośna podczas lotu jest większa.
Czytaj także:
Nie było litości. Natalia Maliszewska surowo ukarana