"Zabawa w policjanta i złodzieja". Ekspert odniósł się do dyskwalifikacji Zniszczoła

PAP/EPA / CHRISTIAN BRUNA / Na zdjęciu: Aleksander Zniszczoł
PAP/EPA / CHRISTIAN BRUNA / Na zdjęciu: Aleksander Zniszczoł

Aleksander Zniszczoł został zdyskwalifikowany w drugiej serii konkursu drużynowego mistrzostw świata w lotach. - To zabawa w policjanta i złodzieja - mówi WP SportoweFakty ekspert TVN Jakub Kot.

Kontrolerzy sprzętu nie byli pobłażliwi dla zawodników podczas całego weekendu mistrzostw świata w lotach narciarskich. W konkursie indywidualnym doskonale przekonali się o tym m.in. Ren Nikaido czy Halvor Egner Granerud. Ten drugi został zdyskwalifikowany jeszcze na górze skoczni - przed oddaniem swojej próby. I w ten sposób zakończył udział w mistrzostwach.

O surowości kontrolerów przekonał się też Aleksander Zniszczoł. Polak bardzo dobrze zaprezentował się i w zawodach indywidualnych, i w drużynowych. Niestety po jego drugim skoku w niedzielnej rywalizacji kibice zobaczyli komunikat o jego dyskwalifikacji. Powód? Nieprzepisowy rozmiar kombinezonu w okolicach brzucha.

Po zawodach Zniszczoł stanął przed kamerą TVP Sport, jednak nie miał nic do zarzucenia kontrolerom sprzętu. Przyznał, że taka jest dziś natura skoków i trzeba być na to gotowym. Jakub Kot, były skoczek, aktualnie ekspert TVN, przyznał, że nie można mówić o przekombinowaniu przez sztab. To trwająca od lat walka o każdy detal, każdy centymetr, który na koniec może mieć duży wpływ na rezultat.

- Odkąd pamiętamy, odkąd kombinezony, narty, te wszystkie detale mają znaczenie, to wszyscy najlepsi skoczkowie jadą na limicie. Ja pamiętam taką dyskwalifikację Graneruda, kiedy skakał w swojej najlepszej formie i wygrał w Rasnovie. A po niej trener Alexander Stoeckl powiedział, że okej, zdarzyło się, ale oni dalej tak będą robić, czyli szyć kombinezony na limicie. Bo jeżeli zrobią krok w tył, nie będą mogli rywalizować z najlepszymi - mówi Kot.

- I tak naprawdę wszystkie najlepsze nacje - Niemcy, Austriacy, Polacy, Słoweńcy - balansują na limicie, bo tylko tak możesz wygrać. To jest taka troszkę zabawa w policjanta i złodzieja, żeby się nie dać złapać, bo wiemy, że czasami przy odrobinie szczęścia uda się przejść tę kontrolę - dodał.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: można im pozazdrościć. Bajeczny urlop dziennikarki i piłkarza

Kot podkreśla też, że każdy drobny detal może mieć wpływ na to, czy kombinezon będzie mieścił się w dopuszczalnym limicie. A objętość w okolicach brzucha może być zależna od czynników tak prozaicznych jak jedzenie i picie.

- Gdyby pan nie zjadł dobrego obiadu czy wypił mało wody, nagle robi się trzy centymetry mniej w brzuchu. A nie sposób uszyć kombinezon przepisowy co do centymetra, każdy szuka rezerw i tego, gdzie można byłoby jeszcze przykombinować - przyznaje były skoczek.

Ekspert o kulisach kontroli skoczków. Wskazuje na problem

W pojedynczych zawodach Pucharu Świata startuje 50 zawodników. W przypadku niedzielnych zawodów drużynowych MŚ było ich 36 (dziewięć ekip na starcie). Oczywistym jest, że kontroler nie jest w stanie sprawdzić każdego z zawodników. Jak więc wygląda proces wybierania skoczków do kontroli?

- To jest tak, że przed zawodami on sobie może losowo wybrać zawodników. Tak po prostu, maszyna losująca wybiera ci numerek - na przykład 8, 15, 40. Daje tę listę wolontariuszom, którzy wiedzą, kogo mają przyprowadzić i on tych kontroli dokonuje. Sam kontroler na zawodach najwyższych rangi ma podgląd na zawody. Widzi zawodnika na belce i jeżeli on sam uzna, że warto go sprawdzić, bo wydaje mu się, że kombinezon gdzieś odstaje, to tak samo może - mimo że on nie był brany pod uwagę wcześniej. Kontrolę przechodzą też najlepsi zawodnicy w zawodach - tłumaczy.

Według Kota problemem jest fakt, że na dole skoczni pracuje tylko jeden kontroler. Aktualnie tę funkcję pełni Christian Kathol. A to sprawia, że po pierwsze może sprawdzić tylko wąskie grono zawodników, a po drugie - te kontrole nie mogą być dokładne.

- Tu jest problem, zapewne chodzi też o budżet FIS przeznaczony na kontrolerów i na te pomiary. Zresztą też widzimy, że jeżeli najlepsi zawodnicy od razu mają szereg aktywności - ceremonię kwiatową, medalową. Telewizja też goni z transmisją. Wiadomo więc, że kontroler na szybko coś sprawdzi, ale nie jest w stanie zweryfikować wszystkich elementów. Odrobina szczęścia dla skoczków jest tu wskazana - tłumaczy Kot.

- Temat na pewno nie jest łatwy i parę dyskwalifikacji już mieliśmy w tym sezonie. Natomiast wydaje mi się, że cały czas zawodnicy i sztaby troszkę uciekają przed FIS-em, a FIS troszeczkę próbuje ich gonić. Nie są to fajne czasy dla skoków - podsumowuje.

Piotr Szarwark, WP SportoweFakty

Czytaj także: Sensacyjna decyzja Graneruda. Wiadomość już gruchnęła

Źródło artykułu: WP SportoweFakty