23-letni Tomasz Pilch miał być przyszłością skoków narciarskich. Siostrzeniec Adama Małysza miał nawet podpisany kontrakt z Red Bullem, co miało pomóc mu w rozwoju kariery. To już jednak przeszłość. Pilch nie przebił się do pierwszej kadry. Incydentalnie startował w zawodach Pucharu Świata i czterokrotnie zdobywał punkty.
Życiowym wynikiem jest 12. miejsce w konkursie w Rasnovie, ale do Rumunii nie przyjechało wtedy wielu czołowych skoczków świata. Fani wciąż liczą, że Pilch udowodni, że ma duży potencjał i będzie cieszył swoimi wynikami.
Obecnie 23-latek współpracuje z trenerem kadry narodowej Thomasem Thurnbichlerem. Jednak jeszcze nie tak dawno temu myślał o zakończeniu kariery.
ZOBACZ WIDEO: "Cudowna dziewczyna". Tymi zdjęciami Brodnicka zachwyciła
- Był taki moment, chciałem rzucić sport. Największe chwile zwątpienia przyszły w czasie zawodów w Pucharze Kontynentalnym w Garmisch-Partenkirchen na początku stycznia tego roku. Pomyślałem, że trzeba mieć za co żyć. Pojawiały się myśli: po co mi te skoki - powiedział polski skoczek.
- Stwierdziłem jednak, że nie mogę skończyć przygody ze sportem w takim momencie, kiedy jestem w takim dołku - dodał Pilch.
Słabsze wyniki w ostatnich latach były spowodowane problemami zdrowotnymi. Skoczek wyznał, że zmagał się z nawracającymi chorobami. Przeszedł badania na odporność i po usłyszeniu diagnozy przechodzi leczenie. Wróciła u niego energia, zaczął się wysypiać i to od razu wpłynęło na lepsze samopoczucie.
- Ciągle źle się czułem, a to powodowało, że trudno było mi wykonywać treningi na sto procent. Wystarczyło, że było zimniej, a ja od razu miałem problemy. A przecież zimą nie jest trudno o niskie temperatury. To było już męczące, bo od razu łapały mnie różne choroby - powiedział.
Czytaj także:
Co za wieści! Gwiazdor skoków wraca do rywalizacji
Skandalu w skokach ciąg dalszy. "Nie spodobało się na Zachodzie"