Tygodnie mijają, a FIS ciągle znajduje się w ogniu krytyki. Zmieniają się tylko przyczyny. Po weekendzie w Oberstdorfie powrócił temat ocen za styl dla skoczków. Pojawiły się zarzuty, jakoby sędziowie faworyzowali niektórych zawodników.
Było widać to na przykładach Piotra Żyły, Stefana Krafta i Andreasa Wellingera. Polak za skok w pierwszej serii na odległość 212 metrów otrzymał od sędziów 54 punkty (cztery noty za 18 i jedna 18,5). Tyle samo otrzymał w kolejnej serii (wszystkie noty po 18). Nasz skoczek wykonał przy tym ładny telemark, czego nie można powiedzieć o rywalach z Niemiec i Austrii.
Wellinger w pierwszej serii wprawdzie oddał skok na odległość 230,5 metrów i próbował wykonać później telemark, ale nie utrzymał równowagi i po chwili zrobił przysiad. Za swoją próbę otrzymał 51,5 punktu (trzy noty po 17, jedna 17,5 i jedna 18,5). Kraft z kolei wylądował na 233 metrze i zachwiał się po oddaniu skoku. Austriak jedynie zamarkował telemark, a sędziowie przyznali mu łącznie 52,5 punktu (dwie noty po 17, jedna 17,5, jedna 18 i jedna 19). Łatwo zatem policzyć, że Żyła dostał tylko 2,5 punktu więcej niż Niemiec i 1,5 punktu więcej niż Austriak.
"Na Zachodzie się nie spodobało"
Kilka lat temu bardzo wysoko oceniano Kamila Stocha. Skoczek z Zębu słynął z wybornej techniki, co było często dostrzegane przez jury i skrupulatnie nagradzane. Teraz podobna łatka przylgnęła do Stefana Krafta. Austriak jednak nie zawsze zachwyca, lecz słabsze próby pod względem stylu niekoniecznie przekładają się na niższe noty.
- Nie ma dwóch zdań. Rzeczywiście sędziowie podświadomie kierują się nazwiskiem i istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że zawodnik, który skacze ładnie, otrzyma wyższą ocenę, nawet jeśli w danej chwili spisze się gorzej. Kamil był bardzo wysoko oceniany, co nie spodobało się na Zachodzie. Zaczęto go krytykować w tamtejszych mediach. Potem sędziowie byli zdecydowanie bardziej surowi i zaczęli zaniżać jego noty. Nazwisko gra rolę, a to doskonały przykład - mówi były sędzia Edward Przybyła w rozmowie z WP SportoweFakty.
Decyduje nie tylko lądowanie
Nie brakuje krytycznych głosów skierowanych w stronę sędziów ze względu na fakt, iż na oceny za styl wpływa odległość. Mogłoby się wydawać, że jest to zupełnie inny element skoku. Rzeczywistość jest natomiast inna. - Wszystko odgórnie regulują przepisy, do których trzeba się stosować. Styl to nie tylko lądowanie. Decyduje także sylwetka w locie. Za jeden i drugi aspekt można otrzymać pięć punktów. Wówczas wychodzi ocena 20 - tłumaczy nasz rozmówca.
- Gdy skoczek ląduje przed punktem konstrukcyjnym, musi się to odbić na ocenach. Prawdopodobnie w trakcie lotu poszło coś nie tak, zajął złą pozycję. Inaczej nie wylądowałby blisko. Zdarzają się wyjątki, ale one potwierdzają regułę. Już za skrzyżowane narty w locie odejmuje się punkty. Bardzo ważna jest także sylwetka. W środowisku mówimy o czymś takim, jak "nordyckie body" czy też nakręcenie. Zawodnik musi wyłożyć się na nartach, zrobić to dosyć agresywnie. Wtedy nawet szybując nisko nad zeskokiem najpewniej poleci daleko i otrzyma wyższe noty - dodaje.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: młody Messi bohaterem. Zobacz jego bramkę
Jesteśmy jednymi z najlepszych na świecie
Za błędy na arbitrów są nakładane sankcje. To właśnie ten element najbardziej wpływa na ich pracę. - Pomyłki bywają kosztowne i mogą wiązać się z obciążeniem finansowym. Czasu na podjęcie decyzji jest mało, niekiedy kierujesz się instynktem. Dlatego ci lepsi niekiedy na tym korzystają. Margines błędu to pół punktu, o tyle można się pomylić w stosunku do not innych sędziów. Reguła nie dotyczy zawodników twojego kraju. Jeśli jako jedyny wyszedłeś przed szereg, a pozostali byli zgodni, jako sędzia musisz liczyć się z tym, że otrzymasz karę. W dodatku takowe są najbardziej surowe, jeśli błąd wkradł się przy ocenie reprezentanta twojej narodowości - mówi były sędzia.
- Sędzia musi zakończyć sezon ze skutecznością wynoszącą co najmniej 98. proc. Inaczej nie dostanie licencji na imprezy mistrzowskie i Puchar Świata. Wtedy musi odzyskać renomę w Pucharze Kontynentalnym. Sam spotkałem się z taką sytuacją, ale wróciłem szybko, bo w zawodach niższej rangi okazałem się bezbłędny. Polskich arbitrów ogólnie należy pochwalić. Myślę że są jednymi z najlepszych na świecie, a niestety mają niewspółmiernie mało okazji do pracy. Miejmy nadzieję, że to się zmieni - podsumowuje Edward Przybyła.
Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz także:
- Nie kryje rozczarowania zachowaniem Kubackiego. "Zalewa go frustracja"
- Bezlitosna prognoza. "Mogę postawić wszystkie pieniądze"