Dokładnie 11 września 2024 roku Daniel Andre Tande oficjalnie poinformował, że zakończył karierę. Norweg w ostatnim czasie podczas rozmowy z NRK ujawnił, że obecnie zmaga się z ciężką depresją.
30-latek był gościem specjalnym podczas inauguracji Pucharu Świata w skokach narciarskich w Lillehammer. Wówczas ujawnił, że postanowił zarejestrować się jako bezrobotny.
- Mam tak mało do zrobienia codziennie, że ciężko jest mi wstać z łóżka, a później, jak już to zrobię, to leżę cały dzień na kanapie. Nie mam żadnych planów, a przyszłość kojarzy mi się z pustką i ciemnością - powiedział na antenie stacji.
ZOBACZ WIDEO: Aż trudno uwierzyć, że ma 41 lat. Była gwiazda wciąż w formie
Tande przyznał jednak, że jeżeli chodzi o rynek pracy, to przyciągnąć może tylko i wyłącznie znanym nazwiskiem. - Przez lata kariery mało myślałem o wykształceniu i o tym co będę robił po jej zakończeniu i teraz jestem w kropce - dodał.
Sporym problemem dla Norwega jest również to, iż, jak ujawnił, cierpi na dysleksję, która utrudniała mu naukę i zdawanie testów. Przez to właśnie nienawidził szkoły, a jedynym miejscem, w którym się odnajdywał, była skocznia.
30-latek może jednak liczyć na pomoc ze strony Norweskiej Federacji Narciarskiej. Ta bowiem włączyła go już do programu, który pomaga byłym sportowcom odnaleźć się na rynku pracy.
Tande nie zakończyłby kariery, gdyby nie upadek w Planicy w 2021 roku. Wówczas tuż po wyjściu z progu runął na zeskok i trafił do szpitala, gdzie wprowadzono go w śpiączkę farmakologiczną.
- Po wybudzeniu zdałem sobie sprawę z tego, że tego dnia otarłem się o śmierć i pojawiła się bariera psychiczna - wyjaśnił były już skoczek, który mimo prób nie był w stanie pokonać strachu.