Do tragedii mogło dojść podczas sobotnich kwalifikacji w Lillehammer. Gdy Kristoffer Eriksen Sundal siedział na belce startowej i przygotowywał się do rozpoczęcia skoku, na jego plecy osunęła się platforma z reklamami sponsorów Pucharu Świata.
Siła uderzenia w Norwega była na tyle duża, że skoczek nie był już w stanie opanować sylwetki i mimo braku zielonego światła ruszył z belki startowej w dół (zobaczcie TUTAJ). Sundal zachował jednak zimną krew i oddał dobry skok. Pewnie awansował do konkursu i w nim wywalczył wysokie 6. miejsce.
- Szczerze? Totalnie mnie to zaskoczyło. Ale w ogóle nie myślałem o oddaniu skoku, kiedy nagle znalazłem się na najeździe. Zastanawiałem się tylko nad tym, czy właśnie zrujnowano mój dzień, czy nie zostanę zdyskwalifikowany - powiedział dla TVP Sport Sundal.
Eksperci nie mieli jednak wątpliwości: w Lillehammer doszło do skandalu i organizatorzy mieli mnóstwo szczęścia, że nie skończyło się to poważnym wypadkiem (więcej TUTAJ).
Na zdarzenie stanowczo zareagował także Sandro Pertile. Szef Pucharu Świata ujawnił, jakie były jego pierwsze odczucia, gdy zobaczył sytuację z norweskim skoczkiem.
- Nikt nie spodziewał się takiej sytuacji. To jednak nie powinno się zdarzyć. Świetnie zachował się tutaj sam skoczek, który skoncentrował się na tyle, że oddał skok - powiedział nam Włoch.
- Zareagowaliśmy natychmiast i od razu sprawdziliśmy stan maszyny, która opuszcza i podnosi do góry planszę z logami sponsorów - dodał.
Pertile zapewnił, że FIS błyskawicznie wyciągnął wnioski z sobotniego zdarzenia.
- Skoczek nie będzie miał możliwości wejścia na belkę do momentu, gdy maszyna z planszą będzie w ruchu - zapewnił dyrektor Pucharu Świata.
Sobotni konkurs wygrał Niemiec Pius Paschke, a najlepszy z Polaków Paweł Wąsek zajął 14. pozycję. Niedzielny ma rozpocząć się o 16:00, ale prognozy pogody są pesymistyczne. Ma wiać i sypać śnieg.
- Zdajemy sobie sprawę, że będzie to trudny dzień - podkreślił Sandro Pertile.
Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty