"Nie mam żadnych pretensji". To dlatego Maciej Kot opuści start PŚ

WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski /  Na zdjęciu: Maciej Kot
WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: Maciej Kot

Maciej Kot zabrał głos po braku powołania na inaugurację Pucharu Świata w Lillehammer. - Przede wszystkim chciałbym nadmienić, że nie mam żadnych pretensji. Przegrałem rywalizację z Pawłem Wąskiem w uczciwej walce - mówi WP SportoweFakty.

W tym artykule dowiesz się o:

Jeszcze niedawno Maciej Kot wydawał się natomiast pewniakiem do składu po tym, jak w Wiśle wygrał konkurs Letniego Grand Prix, a w oddawanych skokach przypominał najlepszą wersję siebie.

Mimo braku powołania na zawody w Norwegii doświadczony skoczek nie zamierza się poddawać. Podkreśla, że już zdiagnozował problem i wie, co należy poprawić. W szczerej rozmowie z nami odnosi się także do startów w minionym sezonie.

Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty: Miniony sezon w pana wykonaniu przebiegał dynamicznie, a także obfitował w zloty i upadki. Jak on wyglądał z twojej perspektywy?

Maciej Kot, reprezentant Polski w skokach narciarskich: Przypominał sinusoidę i zgadzam się z pana opinią. Lepsze momenty przeplatałem gorszymi, co jest procesem naturalnym dla zawodowego sportowca. Zacząłem dosyć dobrze, pojawiło się światełko w tunelu. Dostałem szansę w Pucharze Świata, na którą zapracowałem, ale jej nie wykorzystałem i wypadłem z kadry na ponad dwa miesiące.

Z czego to wynikało?

Oczywiście przede wszystkim z mojego słabszego skakania. Pewne elementy przestały się ze sobą zazębiać. Skoki narciarskie są specyficzną dyscypliną. Czasami nawet trudno zdiagnozować problem. Choć ten może być z pozoru drobny, potrafi wywołać lawinę i poskutkować spadkiem pewności siebie. W moim przypadku skakałem dobrze do pewnego momentu, przyszedł wspomniany Puchar Świata i obniżyłem loty.

Potem otrzymał pan szansę w Sapporo.

Tak, walczyłem wówczas o powołanie na mistrzostwa świata do Trondheim, na czym mi bardzo zależało. Niestety nie zdołałem przekonać do siebie trenera, w samym Sapporo wypadłem przeciętnie. W Pucharze Kontynentalnym wywalczyłem kwotę krajową dla reprezentacji Polski, wróciłem do kadry na Puchar Świata w marcu, lecz w żadnym konkursie nie udało się awansować do drugiej serii.

Na pewno odczuwałem niedosyt z tego powodu. Dlatego wcześniejszy sezon porównywałbym do sinusoidy. Działo się naprawdę wiele. Niemniej rywalizacja dała mi nadzieję na poprawę w nadchodzącym Pucharze Świata. Po raz kolejny udowodniłem sobie, że jest o co walczyć i nie mogę myśleć o zakończeniu kariery. Kocham ten sport, to część mojego życia. Niekiedy jest trudno i pod wpływem niepowodzeń pojawiają się różne myśli, ale nie należę do osób, które szybko się poddają.

Nowy trener, nowe nadzieje? Czy raczej zmiana Thomasa Thurnbichlera na Macieja Maciusiaka wiele dla pana nie zmienia?

Jestem bliższy drugiej tezie. Z kilku względów. Bardzo cenię zarówno Thomasa, jak i trenera Maćka. Z jednym i drugim bardzo dobrze mi się współpracuje. Z Maciejem Maciusiakiem znamy się bardzo długo. Jego dołączenie do sztabu nie jest dla mnie czymś nowym i zagadkowym, zdaję sobie sprawę z metod pracy, które stosuje. Z kolei sam pracuję indywidualnie z Wojtkiem Toporem, dlatego mój rytm treningowy nie zostanie jakoś drastycznie skorygowany i będzie raczej podobny do dotychczasowego.

Oczywiście decydujący głos w kontekście powołań ma trener Maciusiak, będziemy się konsultować i współpracować. Szkopuł polega na tym, by wypracować taką formę, która pozwoli mi prezentować poziom umożliwiający walkę o wysokie lokaty w Pucharze Świata. Wtedy otrzymam swoje szanse i zdaję sobie z tego sprawę.

Jak pan czuje się przed nadchodzącym sezonem?

Zależy, czy miałbym na to pytanie odpowiadać w charakterze oficjalnym albo prywatnym. Nie chcę obiecywać złotych gór, by potem nie spełnić zadeklarowanych celów. Mogę powiedzieć, że jakieś przemyślenia na tym etapie mam i zawsze wyznaczymy sobie ze sztabem szkoleniowym pewne minimum.

To dotyczy nie tylko zajmowanych lokat, ale także zaliczenia kamieni milowych w innych elementach. Inna sprawa, że takowe się zazębiają i tworzą jedną całość. Jeśli wszystko ze sobą współgra, wtedy pojawia się zadowalający efekt na skoczni. W przygotowaniach czułem się silny, silniejszy niż w ubiegłych sezonach, cele także wyznaczyliśmy wyższe.

Niemniej początek jest dla mnie trudny, bo nie udało się wywalczyć powołania na inaugurację PŚ w Lillehammer. Dlatego jestem ostrożny, skupiam się na ciężkiej pracy i staram się nie rzucać słów na wiatr. Efekty przyjdą same, a przynajmniej żywię głęboką nadzieję, że tak się stanie.

Trener Maciusiak nie chciał szerzej komentować braku powołania dla pana. Co zawiodło?

Przede wszystkim chciałbym nadmienić, że nie mam żadnych pretensji i na jego miejscu sam bym tak postąpił. Przegrałem rywalizację z Pawłem Wąskiem w uczciwej walce, więc naturalna kolej rzeczy jest taka, że na swoją szansę muszę jeszcze poczekać. Chciałbym podkreślić, że wszystkich cieszy lepsze skakanie Pawła, które było widoczne w Zakopanem, bo to ważny punkt całej reprezentacji. U mnie odżyły stare problemy. Bardzo frustrujące, trudne do skorygowania. To drobnostka, ale wpływająca wyraźnie na całokształt dyspozycji.

O jakim problemie dokładnie mówimy?

Z pozycją najazdową. To kluczowy element. Nie tylko wpływa na prędkość na progu, ale całą dalszą fazę skoku. Przez lata miewam kłopoty w tym elemencie i niestety często nie jesteśmy w stanie stwierdzić, co zawodzi. Na nagraniach wszystko wygląda dobrze, a ja jednak czuję się niekomfortowo i trudno mi przejść płynnie do kolejnych etapów.

Pocieszający jest fakt, że ciało załapało automatyzmy i jeśli pozycja najazdowa jest właściwa, skoki wychodzą zadowalająco. Dlatego wiem nad czym pracować i właśnie to czynię. W Wiśle było dobrze, w Zakopanem już gorzej. Nie mogę powiedzieć, że nie lubię tej skoczni, mimo tego problem powrócił. Pozostaje mieć nadzieję, że szybko się z nim uporamy.

Widzę szansę, by taki scenariusz się ziścił, ale musimy włożyć jeszcze dużo pracy w poprawę tego elementu. Wtedy lepsze próby nadejdą w sposób naturalny i myślę, że powołanie do Pucharu Świata będzie kwestią czasu. Wierzę, że to wydarzy się relatywnie szybko.

Rozmawiał Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty

Komentarze (6)
avatar
Nie dla wojny z Rosją
20.11.2025
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Szczęść Boże, tu nawet modły nie pomogą na lepsze skakanie Polaków. 
avatar
Półhejter
20.11.2025
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Ty Zeniu lepiej nie wkładaj swoich paluchów do sportu. Idź pobiegaj, zrób trochę pompek, najlepiej w stójce przy ścianie. I potem skomentuj, jak było fajnie. 
avatar
Zeniu Kisiel
20.11.2025
Zgłoś do moderacji
4
3
Odpowiedz
Tylko PO wsadziło swoje paluchy do SPORTU , od razu B@JZEL !! 
avatar
Rajmund Keta
19.11.2025
Zgłoś do moderacji
9
3
Odpowiedz
Czyli dalej polityka blokowania miejsc dla młodych skoczków?? Dla Żyły i Kubackiego STOP!!! 
avatar
DziedzicPruski
19.11.2025
Zgłoś do moderacji
14
1
Odpowiedz
Wzloty i upadki? Jakież to pan skoczek Kot miał wzloty w zeszłym sezonie? Coś mnie chyba ominęło... :D 
Zgłoś nielegalne treści