Medal na igrzyskach jest realny - rozmowa z Maciejem Kotem

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

W rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Maciej Kot przyznaje, że jest zadowolony z kończącego się sezonu. Przyznaje też, że medal na przyszłorocznych igrzyskach olimpijskich jest realny.

W tym artykule dowiesz się o:

Dawid Góra: Kończy się najlepszy sezon w pana karierze.

Maciej Kot: To jest najlepszy sezon tak mój, jak i całej drużyny. Patrząc na lato i zimę trzeba przyznać, że ciągle utrzymywałem się w czołówce jeśli chodzi o polską kadrę. Zresztą, wartość naszej drużyny stanowi fakt, że wszyscy stawiamy się na równi z resztą. Nikt nie myśli o sobie, jak o liderze czy wiceliderze. Nie przyjmujemy takich ról. Ponadto, sezon jeszcze się nie skończył, do rozegrania zostały przecież mistrzostwa Polski. Dopiero po nich przyjdzie czas podsumowań i analizy dotyczącej błędów, jakie popełniliśmy, a także tego, co zrobiliśmy dobrze. Trzeba wyciągnąć właściwe wnioski.

Zazwyczaj nawet ze swoich przyzwoitych wyników nie był pan do końca zadowolony. Jaki jest pana nastrój po zakończeniu Pucharu Świata?

- Myślę, że jestem ambitnym zawodnikiem i zawsze uważałem, że "mogło być lepiej". Nawet kiedy udaje mi się wywalczyć niezłą lokatę to od razu analizuję konkretne skoki. Po chwili stwierdzam, że np. pierwsza próba mogła być znacznie lepsza. Staram się zawsze iść do przodu i nie osiadać na laurach. Przyznaję jednak, że kilka razy w tym sezonie takie podejście mnie zgubiło - usilne dążenie do miejsca na podium zagłuszyło radość ze skakania, a przyjemność zastąpiła frustracja. Z jednej strony trzeba się cieszyć ze sportowej ambicji, a z drugiej nie można zapominać również o przyjemności, jaką daje oddawanie kolejnych skoków.

Jednak generalnie rzecz ujmując, z wyników w Pucharze Świata chyba jest pan zadowolony.

- Nastrój mam bardzo dobry, choć ostatni konkurs w Planicy nie poszedł po mojej myśli. Trudno jednak jednymi zawodami psuć efekt całego sezonu. Uzbierałem ponad 400 punktów - wcześniej mogłem tylko o tym marzyć. Udało mi się osiągnąć miejsce w czołowej dwudziestce PŚ, no i zdobyłem medal MŚ w drużynie, który jest wisienką na torcie. Szkoda tylko, że podczas konkursu indywidualnego w Predazzo nie zrealizowałem swoich celów. Ale i tak jest dobrze - mam nadzieje, a wręcz pewność, że w przyszłym sezonie będzie jeszcze lepiej.

Teraz stanie pan przed koniecznością ponownego wypracowania formy przed igrzyskami olimpijskimi.

- Wiadomo, że po ponad miesięcznej przerwie, kiedy nie mamy kontaktu ze skokami wciąż bazujemy na doświadczeniach z poprzedniego sezonu - tego, jak się skacze przecież nie można zapomnieć. Jednak "czucie" skoczni i formę buduje się od nowa, od pierwszych treningów w lecie. Cały okres letni trzeba dobrze przepracować, żeby na początku zimy być w dobrej dyspozycji. Potem pozostaje tylko kwestia przyzwyczajenia się do śniegu. Należy to jednak zrobić szybko, bo sezon w zimie zaczyna się wcześnie. Czasu na budowanie formy na początku Pucharu Świata przecież już nie ma.

Zawsze powtarzał pan, że może skakać jeszcze lepiej. Czy w głowie układają się już marzenia odnośnie wyników w przyszłym sezonie zimowym?

- Nie myślałem jeszcze o przyszłym sezonie. Dopiero przyjdzie czas na analizę minionego sezonu i wyznaczanie celów na przyszły. Moje marzenia są jednak tak samo jasne, jak każdego innego skoczka - chcę przywieźć medal z Soczi. Teraz będzie trochę czasu na to, aby skonfrontować marzenia z realiami.

Patrząc na ostatnie pana wyniki i optymistycznie zakładając zwyżkę formy, te marzenia są chyba całkiem realne.

- Tak, ten medal jest realny. W tym sezonie było parę konkursów, w których do podium zabrakło mi naprawdę niewiele. Poziom jest bardzo wyrównany, o wynikach decydują detale i ułamki punktów. To nie jest tak, że kilku najlepszych skoczków dzieli przepaść - kiedy już się wchodzi do pierwszej dziesiątki, to podium jest blisko. Piotrek Żyła cały czas "kręcił" się w okolicach dziesiątki i wystarczył jeden konkurs, aby trochę zaryzykować, postawić wszystko na jedną kartę i oddać lepsze skoki od innych. Efektem tego była wygrana w Oslo. Potem Piotrek znowu zaryzykował i znowu stanął na podium. Droga do zwycięstwa jest stosunkowo krótka. Potrzeba jednak cierpliwości.

Źródło artykułu: