Polska reprezentacja inauguracyjne zmagania na Vogtland Arenie rozpoczęła od wyjątkowo udanych kwalifikacji. Przez piątkowe eliminacje w imponującym stylu pomyślnie przebrnęli wszyscy nasi rodacy, a awans do konkursu indywidualnego z najwyższą notą wywalczył Piotr Żyła, z kolei trzeci był Dawid Kubacki, a piąty - Jan Ziobro. To wszystko sprawiło, że biało-czerwoni do "drużynówki" przystępowali jako główni faworyci bukmacherów, ale ostatecznie nie stanęli nawet na podium. Drugi z wymienionych skoczków zauważa w dzień zmagań zespołowych błyskawiczną reakcję jury i żałuje, że finałowa runda została anulowana. - Cóż, decyzja była w sobotę podjęta bardzo szybko, chyba nawet nie minęło dziesięć minut przerwy. Szkoda, bo sądzę, że mogliśmy wspólnie powalczyć o lepsze miejsce, ale trzeba przyjąć decyzję sędziów. Co do samych zawodów, to nie byłem niczym zaskoczony. Mój skok był całkiem w porządku, ale warunki, na jakie trafiłem, nie pozwoliły mi za bardzo powalczyć o odległość. Oczywiście nie był to jakiś super skok i gdyby wyszedł mi odrobinę lepiej, to można by było jeszcze parę metrów urwać - ocenia podopieczny Łukasza Kruczka.
23-latek z Nowego Targu w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl podsumowuje też niedzielne wydarzenia w Klingenthal. Polak przyznaje, że przy tak długo przeciągających się zawodach niezwykle ciężko jest zachować odpowiednią koncentrację. - Konkurs był szalony i o równych warunkach można było tylko pomarzyć. Wiadomo, że takie zawody są męczące, bo praktycznie przez cały dzień trzeba było być w gotowości. Na szczęście mieliśmy zapewniony obiad i przynajmniej nie musieliśmy siedzieć głodni. Trzeba było także bardzo uważać, żeby się nie wychłodzić przed skokiem, a to również kosztuje sporo energii. W ogólnym rozrachunku zawody możemy zaliczyć jednak do udanych. Mamy czterech zawodników w "10", mi też udało się zdobyć punkty, choć nie tyle, ile bym chciał. Teraz trzeba się przygotować do następnego startu i tam walczyć o kolejne "oczka" - mówi ambitny skoczek.
"Mustaf" tłumaczy, że przy tak mocno napiętym kalendarzu nie ma możliwości celebrowania sukcesów. - Na jakiekolwiek świętowanie czas przyjdzie dopiero po sezonie - odpowiada rozsądnie Kubacki.
Zdaniem brązowego medalisty mistrzostw świata w drużynie zacięta rywalizacja pomiędzy kadrowiczami przynosi same korzyści. - Do treningów nie potrzebuję większej motywacji, ale taki stan rzeczy jest dobry, ponieważ według mnie przy większej konkurencji wszyscy z ekipy zaczynają lepiej skakać - uważa przedstawiciel klubu TS Wisła Zakopane.
Nasz reprezentant sądzi, że gdyby nie postawa Gregora Schlierenzauera i Andersa Bardala, konkurs w Klingenthal mógłby zostać unieważniony. - Moim zdaniem schodząc z góry zrobili nam prezent. Wydaje mi się, że gdyby poczekali na decyzję sędziów, to zawody zostałyby odwołane, a tak wszyscy chętni skoczyli i zawody musiały być zakwalifikowane jako odbyte. Skoro warunki nie pozwalały na dokończenie serii, to jury mogło je anulować, nawet jeśli zostałby tylko jeden zawodnik - myśli polski skoczek.
Piąty zawodnik letniej Grand Prix 2010 ze względu na obszerny program startów i liczne treningi nie ma okazji poświęcać się swojemu hobby, jakim jest sklejanie modeli samolotów. - Tego czasu jest niestety bardzo mało i moja pasja jest trochę zaniedbana, ale nic na to nie poradzę. Wiedza z aerodynamiki na pewno pomaga całej naszej drużynie - mówi w wywiadzie dla naszej strony członek kadry narodowej.
Po inauguracji Pucharu Świata w Klingenthal skoczkowie nie mają zbyt wiele czasu na odpoczynek i regenerację sił przed kolejnymi startami. Kwalifikacje do zawodów w Kuusamo zaplanowano już w najbliższy czwartek. Z czym kojarzy się Kubackiemu Ruka? - Z dużym mrozem i przenikliwym wiatrem - odpowiada Polak.