Sędziowie punktowali Stocha jak chłopca - rozmowa z Wojciechem Fortuną

Newspix / TEDI / Na zdjęciu: Wojciech Fortuna
Newspix / TEDI / Na zdjęciu: Wojciech Fortuna

Ostatni konkurs sezonu Pucharu Świata miał niesamowite zakończenie. Severin Freund ocalił Kryształową Kulę po tym, jak Jurij Tepes pokonał Petera Prevca. Niesmak wzbudziły niektóre decyzje arbitrów.

Po pierwszej serii niedzielnego konkursu w Planicy na znakomitym, drugim miejscu plasował się Kamil Stoch. Wśród polskich kibiców panowało jednak oburzenie. Chodziło o noty, jakie sędziowie przyznali Polakowi za pierwszy skok, na odległość 235 m. Dwukrotny mistrz olimpijski lądował telemarkiem, ale został oceniony na 18,0-19,0. Z kolei Jurij Tepes, który wybitnym "stylistą" nie jest, otrzymał za swoją próbę trzy "dwudziestki". Wysokie oceny zebrał także walczący o Puchar Świata Peter Prevc.

Stoch już w sobotę był zdegustowany decyzjami arbitrów. Wolał jednak trzymać język za zębami. - Nie mówmy o tym, nawet się nie chcę wypowiadać, bo na to nie mam wpływu - mówił polskim dziennikarzom, po czym dodał: - Zastanawiam się, czy sami sędziowie mają wpływ na te noty, jakie wystawiają.
[ad=rectangle]

W przerwie między seriami niedzielnego konkursu krytycznie o pracy sędziów wypowiadał się także były fizjoterapeuta kadry skoczków i ekspert TVP Rafał Kot. - Za niskie noty dla Kamila, a sędziowie szaleją z notami, jeżeli chodzi o dwóch Słoweńców - Tepesa i Prevca. Trzeba być konsekwentnym: albo dajemy te wysokie noty wszystkim, albo obniżamy do 19 - mówił Kot.

O decyzjach sędziów, niedzielnym konkursie w Planicy i całym sezonie rozmawialiśmy z Wojciechem Fortuną, mistrzem olimpijskim z Sapporo.

Michał Fabian: Za pierwszy skok Kamil Stoch otrzymał zbyt niskie noty? 

Wojciech Fortuna: Tak. Sędziowie trochę punktowali Kamila jak chłopca. Z niedowierzaniem na to patrzyłem. Za pierwszy skok należały mu się wyższe noty, po 19,5-20,0. Po pierwsze, to jest podwójny mistrz olimpijski. Po drugie - za samą długość, 235 metrów. Słoweńcy może trochę patriotycznie do tego podeszli. Różnie bywało podczas rożnych zawodów na świecie. Można było Kamilowi śmiało dać po punkcie więcej.

Tymczasem po skokach Słoweńców - Tepesa i Prevca - dwudziestki pojawiały się regularnie.

- Sypały się jak z rękawa. Tata Tepes tam rządzi tym wszystkim, tymi cyframi... Do końca nie wiemy, jak to się odbywa. Z tą matematyką nie mogę się zgodzić. Krytykować nie chcę, żeby mnie ktoś o coś nie posądził, ale na pewno młodemu Tepesowi trochę sędziowie pomagali. Z drugiej strony, Słoweńcy trochę zginęli od własnej broni. Wysokie noty dla Tepesa sprawiły, że Prevc nie wygrał zawodów i nie zdobył Kryształowej Kuli.

To był niesamowity finisz sezonu, po 31 konkursach Freund i Prevc zgromadzili identyczną liczbę punktów. Spodziewał się pan takiej dramaturgii?

- Ta dramaturgia wynikła z tego, że Freund nie wystartował w Sapporo. Jak się okazało, nie wolno lekceważyć żadnego konkursu skoków. Gdyby pojechał do Japonii, to już w sobotę wszystko byłoby rozegrane. Niemcowi jednak zdecydowanie należało się to zwycięstwo, wygrywał więcej razy od Prevca. Słoweńcy? Pokazali, że stać ich na rekordy, na dalekie skakanie. Myślę, że Prevc twardo będzie walczył o wygraną w kolejnym sezonie Pucharu Świata.

To ironia, że Prevcowi sukces w tegorocznej klasyfikacji PŚ de facto odebrał kolega z drużyny.

- W skokach narciarskich koleżeństwo kończy się na rozbiegu. Przecież Prevc nie mógł powiedzieć do Tepesa: "słuchaj, wiesz co, gdybyś może mniej skoczył, to ja ci coś odpalę za to...". Tu nie ma dyskusji, to jest indywidualny sport. Tepes poszedł na całość, skoczył 244 m, pokazał, gdzie jest jego miejsce. Potwierdził, ze jest jeden z najlepszych "długościowców". Zresztą wszyscy Słoweńcy - może poza Kranjcem - odnaleźli się w lotach.

Można żałować, że sezonu na podium nie zakończył Stoch. Po pierwszej serii ustępował tylko Prevcowi.

- Kamil to naprawdę wielki kozak, inteligencja polskiego narciarstwa. Po tylu perypetiach, po operacji, po chorobie, po przeziębieniach potrafił ustanowić rekord Polski w długości lotu. W niedzielnym konkursie ten drugi skok mu do końca nie wyszedł. Pewnie był nastawiony na zwycięstwo, też przecież mógł Prevcowi pokrzyżować plany. Gdyby drugi skok Kamila był tak dobry jak ten pierwszy, Prevc mógłby skończyć na trzecim miejscu.

Jak pan oceni sezon w wykonaniu Biało-Czerwonych?

- Nie mogę powiedzieć, że był to stracony sezon. Nasi zawodnicy zdobyli brązowy medal na MŚ, jak to mawiał mój trener Fortecki - wynik poszedł w świat. Z konkursu na konkurs było coraz lepiej. Klemens Murańka bił życiowe rekordy. Myślę, że w przyszłym sezonie czy za dwa lata Klimek będzie dla nas wielkim zaszczytem, będzie zdobywał medale. Cieszę się, że zrobił takie postępy, bo ja o niego walczyłem. Podpowiadałem przed Soczi, żeby go wziąć, by nabierał doświadczenia.

Źródło artykułu: