Zasady są proste - podczas turniejowych konkursów zawodnicy rywalizują w parach i zwycięzca zawsze ma zapewniony awans do drugiej kolejki. Wynik triumfatora nie ma wówczas znaczenia - może skoczyć słabo, ale jeśli jego konkurent był jeszcze gorszy, to i tak uzyskana odległość daje przepustkę do finałowej rundy.
Regułą jest, że taki system, skądinąd bardzo atrakcyjny dla telewizji i dla kibiców, potrafi dać awans zawodnikowi z gorszą notą i jednocześnie wyeliminować tego, który miał lepszy wynik punktowy, ale przegrał w innej parze i nie załapał się do grona pięciu "lucky loserów".
Jak wyglądało to w tym roku? Podczas niedawnego Turnieju Czterech Skoczni we wszystkich konkursach awans do drugiej serii wywalczyli zawodnicy z czwartej dziesiątki pod względem not punktowych. Szczególnie widoczne było to w niemieckich zawodach - Oberstdorfie awansował Markus Schiffner, który miał trzydziesty ósmy wynik, a w Garmisch-Partenkirchen Robert Johansson, posiadacz trzydziestej dziewiątej noty. Obaj wygrali jednak pojedynki KO, więc wzięli udział w drugich seriach. Nie inaczej było w Innsbrucku i Bischofshofen, gdzie punkty Pucharu Świata wywalczyli m.in. Daniel Huber (trzydziesty trzeci wynik) i Andreas Kofler (trzydziesta szósta nota).
System KO potrafi być czasem nieco niesprawiedliwy wobec zawodników, którzy nie zmieścili się wśród "szczęśliwych przegranych", a oddali niezły skok, ale wszyscy się już do niego przyzwyczaili, gdyż daje dodatkowe emocje.
ZOBACZ WIDEO Czas słodkiego lenistwa na Dakarze dobiegł końca (źródło: TVP SA)
{"id":"","title":""}