65. Turniej Czterech Skoczni był niezwykły dla Biało-Czerwonych. Zwyciężył Kamil Stoch, Piotr Żyła był drugi, a Maciej Kot czwarty.
- Trudno będzie o powtórkę z historii, ale cuda się zdarzają. Chłopaków stać na wielkie wyniki, choć pamiętajmy, że inni nie śpią - powiedział "Przeglądowi Sportowemu" Adam Małysz.
Być może niespodziankę sprawi Stefan Hula, który w ostatnich dniach zaskoczył i nieoczekiwanie sięgnął po mistrzostwo Polski. - Wszyscy mówią "dziadek", a on przecież jest tylko rok starszy od Kamila. Ludzie kojarzą jednak, że jest w kadrze od bardzo dawna. Tymczasem on im jest starszy, tym lepszy. To ciekawe zjawisko, bo z reguły z wiekiem jest coraz trudniej o postępy, a wszystko wymaga większej pracy. Młodszym jest łatwiej, ale Stefanek nie odpuszcza i ma na koncie pierwszy tytuł mistrza Polski. Trzymam za niego kciuki.
Małysz swój debiut w TCS zaliczył w sezonie 1994/1995. Wówczas nie było takich funduszy, na jakie obecnie może liczyć kadra skoczków.
- Związek nie miał pieniędzy, żeby mnie wysłać, więc miał jechać tylko Wojtek Skupień. Żebym mógł pojechać musiało się więc złożyć kilku biznesmenów. Nie chodziło o wielkie pieniądze, bo zazwyczaj spaliśmy z Wojtkiem i Pavlem Mikeską w jednym pokoju. Mnie wprowadzali na lewo. Zdarzało mi się spać z Wojtkiem w jednym łóżku albo na podłodze. Dzisiaj to nie do pomyślenia, wszystko się zmieniło - wspomina "Orzeł z Wisły".
W piątek odbędą się kwalifikacje do inaugurującego 66. TCS konkursu w Oberstdorfie.
ZOBACZ WIDEO: "To, co robi Horngacher i Małysz, jest fascynujące. Takich wyników nie miał wcześniej nikt"