Kamil Stoch jak Justin Bieber. Popularność Polaka odczuwają też inni skoczkowie

WP SportoweFakty / Jakub Janecki / Na zdjęciu: Kamil Stoch
WP SportoweFakty / Jakub Janecki / Na zdjęciu: Kamil Stoch

Popularność Kamila Stocha urosła już do rangi zjawiska. Polak jest porównany do Justina Biebera, błyszczy w cyklu Raw Air i to za nim jeżdżą tłumy kibiców, które ratują frekwencję w Norwegii.

Telewizja "NRK", która z uwagą śledzi najazd polskich kibiców na skandynawskie skocznie, podkreśla, że na miejscu pojawiają się oni już kilka godzin przed zawodami i pozostają do zgaśnięcia świateł.

Wszystko za sprawą Kamila Stocha, który osiągnął popularność rzadko spotykaną w świecie sportu. Porównuje się ją raczej do tej, którą cieszą się gwiazdy pop - takie jak Justin Bieber. To też buduje niesamowitą presję, z którą jednak 30-latek radzi sobie znakomicie. Gdy przychodzi mu oddawać skoki, ogromne zainteresowanie zostawia na boku, a przecież jego poczynania śledzi w telewizji 10 mln polskich kibiców.

Norwegowie są zszokowani skalą histerii, jaka zapanowała wokół Stocha. Podczas zawodów w Polsce nie można spokojnie wyjść z hotelu, czy udać się do sklepu, bo gdyby zawodnicy mieli rozdać autografy wszystkim chętnym, bądź zrobić z nimi zdjęcia, taka "wycieczka" zajmowałaby im kilka godzin.

Zainteresowanie skokami narciarskimi nad Wisłą odczuwają skoczkowie z innych krajów. Np. Daniel Andre Tande otrzymuje sporo listów (zarówno tradycyjnych, jak i tych wysyłanych pocztą elektroniczną). Część z nich pochodzi właśnie z Polski.

ZOBACZ WIDEO Maciej Kot. Skoczek z licencją rajdowca

O swoich doświadczeniach z pobytu w naszym kraju opowiedział też Johann Andre Forfang. - Gdy graliśmy w hali w siatkówkę, na zewnątrz stał radiowóz, by nas chronić. To coś zupełnie innego niż w Norwegii. Ja mogę spokojnie jechać autobusem do Vikersund, ale Stoch nie ma komfortu nawet tutaj - podkreślił.

Skoczkowie z jednej strony mogą się cieszyć tym olbrzymim zainteresowaniem, z drugiej jednak bywa ono wielce kłopotliwe. - To prawie przerażające, choć staramy to traktować jak zabawę - przyznał Andreas Wellinger. - Czasem jednak jest strach przed wyjściem z hotelu - dodał Robert Johansson.

Zdarzyć może się wszystko. - Ludzie proszą o zdjęcia lub autografy w dziwnych miejscach, np. gdy idę do kościoła. Staram się jednak ich zrozumieć. Jestem fanem innych sportowców i gdybym spotkał swojego bohatera, pewnie też poprosiłbym o zdjęcie czy podpis - przyznał Stoch.

Dawid Kubacki z kolei przypomniał osobliwą historię z zawodów w Planicy w 2013 roku. - Wtedy z trybun zbiegł nagi mężczyzna. To było bardzo dziwne.

Źródło artykułu: