Biegun zdradził brutalną prawdę o skokach narciarskich. "Trzeba być regularnie w czołowej trzydziestce"

Getty Images / Jens Ulrich Koch / Na zdjęciu: Krzysztof Biegun
Getty Images / Jens Ulrich Koch / Na zdjęciu: Krzysztof Biegun

W wieku 24 lat Krzysztof Biegun zakończył karierę skoczka narciarskiego. Po spektakularnym sukcesie w 2013 roku później nie osiągał już wiele dobrych wyników. Dlatego musiał łączyć pracę ze sportem. Teraz Polak zdradził brutalną prawdę o skokach.

- Nigdy się nie obrażę na moją dyscyplinę. I można dzięki skokom fajnie żyć, ale tylko pod warunkiem, że regularnie jest się w czołowej trzydziestce Pucharu Świata. Ja nie byłem, a doszedłem do wieku, w którym trzeba się jakoś utrzymać. Niby uprawiałem sport na wysokim poziomie, ale brakowało, żeby walczyć z najlepszymi. Nie chcę zrzucać wszystkiego na brak pieniędzy, ale stabilność jest potrzebna, żeby walczyć z czystą głową. Inaczej robi się nerwowo. Poza tym trzeba szukać innej pracy, a to trudno łączyć z treningiem - powiedział Krzysztof Biegun w rozmowie z Kamilem Wolnickim dla "Przeglądu Sportowego".

Po wielkim sukcesie w 2013 roku, gdy zawodnik z Gilowic wygrał inauguracyjny konkurs Pucharu Świata w Klingenthal i został na krótko liderem cyklu, wydawało się, że podbije dyscyplinę i o finanse nie będzie musiał się martwić. Tymczasem stało się zupełnie odwrotnie. Od niemieckich zawodów Krzysztof Biegun jeszcze tylko cztery razy w swojej karierze awansował do czołowej trzydziestki Pucharu Świata.

Skoki nie przynosiły więc mu zarobku, a czas leciał nieubłaganie. Zawodnik potrzebował pieniędzy na życie, więc zaczął pracować jako kierowca. Najpierw dowoził pizzę, a później jeździł busami do 3,5 tony po Europie. Druga z wymienionych prac była dla niego bardzo wyczerpująca.

- Wyjeżdżałem na trzy tygodnie i jeździłem z Włoch do Francji i odwrotnie. Dostałem w kość. Trzeba było ogarnąć dokumenty i, przede wszystkim, radzić sobie ze zmęczeniem, bo siedziałem za kierownicą po 40 godzin. Rekord to 46 godzin jazdy bez przerwy. Bałem się sprzeciwić, bo byłem nowy, a zależało mi na pracy. Mówili, że tak trzeba i tyle, więc nie dyskutowałem. Tylko po tylu godzinach człowiek reaguje tak, jakby był pod wpływem jakichś środków. Robi się niebezpiecznie, po prostu - zwrócił uwagę były już skoczek.

Krzysztof Biegun zdecydował się zatem na zmianę pracodawcy, ale nadal był zawodowym kierowcą. Mimo to stawiał się na treningach i robił co mógł, być odbudować formę i przynajmniej nawiązać do sukcesu sprzed pięciu lat. Ostatecznie się to nie udało i były lider Pucharu Świata podjął decyzję o zakończeniu kariery.

Po tym co o zarobkach w świecie skoków powiedział 24-latek z Gilowic, warto przypomnieć kibicom jak wygląda rozliczenie się z zawodnikami w tej dyscyplinie. Tak jak powiedział Krzysztof Biegun, w Pucharze Świata od światowej federacji narciarskiej (FIS) nagrody pieniężne otrzymują tylko skoczkowie, którzy zajmą miejsca od 1. do 30 w konkursie indywidualnym. Triumfator zawodów dostaje 10 tysięcy franków szwajcarskich, a zawodnik z 30. pozycji 100 franków.

ZOBACZ WIDEO Lewandowski o Lidze Narodów: Nie wiem o co chodzi. Dla mnie to nie są mecze o coś

Źródło artykułu: