W listopadzie 2013 roku Krzysztof Biegun osiągnął jeden z największych sukcesów w swojej karierze. Stanął na najwyższym stopniu podium Pucharu Świata w niemieckim Klingenthal. Trener Łukasz Kruczek miał wtedy powody do dumy. Nie dość, że po raz pierwszy w roku kalendarzowym w PŚ triumfowało trzech Polaków, to na dodatek Biegun został liderem klasyfikacji generalnej PŚ.
- To niesamowita niespodzianka, nikt nie spodziewał się takiego wyniku. Ja również. Jestem bardzo dumny! - pisał wtedy na Facebooku Adam Małysz.
Sukces mu zaszkodził
Biegun już wtedy miał na swoim koncie srebrny medal mistrzostw świata juniorów zdobyty z drużyną na początku 2013 roku. Miał to być też cel 19-latka w kolejnym sezonie. Jednak po udanym występie w Klingenthal Kruczek włączył go do kadry na PŚ. Nie udało mu się jednak powtórzyć tak udanego rezultatu. Dość powiedzieć, że do zdobytych w Niemczech 100 punktów przez cały sezon dorzucił tylko 44 "oczka".
Z czasem sam skoczek potrafił przyznać, że sukces w Kligenthal bardziej mu zaszkodził, niż pomógł. - Najbardziej wkurza mnie to, że wszyscy porównują mnie do tego Klingenthal. Wiadomo, super że tak wyszło. Dużo ludzi pamięta mnie jednak tylko z tego. Tak naprawdę miałem dużo dobrych wyników, jak choćby w mistrzostwach świata juniorów... Są wyniki, które cieszą mnie chyba nawet bardziej niż tamto zwycięstwo - opowiadał po latach w rozmowie ze skokipolska.pl.
ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 90. Urszula Radwańska: Mój cel to powrót do czołowej "30" światowego tenisa
Brak powołania na igrzyska
W sezonie 2013/2014 Biegun wrócił za to spełniony z mistrzostw świata juniorów, gdzie polska drużyna sięgnęła po złoty medal. Młody skoczek padł jednak ofiarą sukcesu kadry prowadzonej przez Kruczka. Wyniki pozostałych skoczków były bowiem na tyle dobre, że dla sportowca z Gilowic zabrakło miejsca w reprezentacji na zimowe igrzyska olimpijskie w Soczi. Wybór padł na Dawida Kubackiego, który był bardziej przewidywalny.
Biegun swoje ostatnie punkty w Pucharze Świata wywalczył w styczniu 2014 roku w Zakopanem. Później pojawiał się jedynie na konkursach organizowanych w Polsce. Regularnie punktował za to w Pucharze Kontynentalnym. Nadzieją dla niego była współpraca z psychologiem Łukaszem Miką z Fundacji "Myśl Pozytywnie, Działaj Odważnie". Punktów jednak nadal nie było.
Łączenie pracy z karierą skoczka
Słabe wyniki przekładały się na brak zarobków, a sportowiec potrzebował środków do życia. To zmusiło Bieguna do łączenia treningów z pracą fizyczną. Zatrudnił się jako kierowca. Jeździł busami i samochodami dostawczymi po całej Europie. To odbijało się na jego formie fizycznej. Bywał niewyspany, przybierał na wadze.
Jak sam ujął, zaczął męczyć się skokami. Przychodził na treningi bez konkretnego celu. Chciał tylko zrobić swoje i wrócić do domu. - Po dużym sukcesie i dłuższym dołku już sam nie wiedziałem co robić, by było dobrze. To mnie dołowało, przez co w codziennym życiu też nie byłem sobą, wesołym normalnym chłopakiem. Byłem ciągle przybity, brakowało mi wiary w siebie - mówił portalowi skokipolska.pl.
Usunięcie z kadry
Jesienią 2017 roku środowiskiem wstrząsnęła informacja o usunięciu z kadry dwóch skoczków. Chodziło o Krzysztofa Bieguna i Andrzeja Stękałę. - To była decyzja sztabu i Adama Małysza, który jest dyrektorem koordynatorem ds. skoków narciarskich i kombinacji norweskiej. Wniosek natomiast był Stefana Horngachera. Trener już w maju, powołując kadrę, jasno podał kryteria. Do października miała trwać weryfikacja. Skład kadry B miał został zmniejszony do siedmiu zawodników - argumentował wtedy w rozmowie z naszym portalem Andrzej Kozak, wiceprezes Polskiego Związku Narciarskiego.
Obaj otrzymali jednak zapewnienie ze strony PZN, że mogą liczyć na dalsze wsparcie i powrót do kadry, jeśli ich forma pójdzie w górę. Jako przykład podawano im Piotra Żyłę, który niegdyś również został odsunięty od zajęć z pierwszą drużyną i nie był powoływany na PŚ. Żyła zaczął wtedy trenować indywidualnie z Janem Szturcem na skoczni w Wiśle. Wspólnie zaczęli pracować nad techniką, co pozwoliło skoczkowi z Cieszyna odbić się od dna.
U Bieguna takiego przełomu nie było. Nie było też sportowej złości. Decyzję o usunięciu z kadry przyjął tak, jakby była to formalność. Kolejny wyjazd w trasę samochodem. - W ogóle nie jestem na bieżąco z tematami, kompletnie nie wiem co się dzieje - mówił w rozmowie ze skokipolska.pl, czym tylko utwierdzał w przekonaniu, że skoki zeszły w jego życiu na dalszy plan.
Po dwóch miesiącach Bieguna i Stękałę przywrócono jednak do kadry i mieli możliwość skakania wspólnie z juniorami. Za odbudowę ich formy wziął się trener Maciej Maciusiak. - Głodu skakania zbytnio nie odczuwam. Przede wszystkim wróciła szansa i pomyślałem, że głupio byłoby jej nie wykorzystać. Chcę spróbować, bo jest to coś, co się robi całe życie. Cieszę się, że tu jestem, choć wciąż sporo rzeczy jest do poprawy - mówił po powrocie do kadry Biegun w rozmowie z WinterSzus.pl
Pożegnanie z klasą
Sukcesy Adama Małysza i Kamila Stocha sprawiły, że skoki stały się w Polsce niezwykle popularne. Pojawiły się pieniądze, a co za tym idzie większa liczba chętnych do uprawiania tego sportu. Biało-Czerwoni zaczęli osiągać sukcesy w kategoriach juniorskich, ale później nie zawsze przekładało się to na zwycięstwa w seniorskim świecie. Ich lista robi się coraz dłuższa. Mateusz Rutkowski, Jan Ziobro, czy wspomniany wcześniej Andrzej Stękała. To tylko najnowsze przykłady.
Zresztą sam Ziobro niegdyś wspominał, że Biegun ma większy talent od niego. On również miał okazję wygrywać PŚ w skokach, był z kadrą na igrzyskach w Soczi, zdobył nawet z reprezentacją brązowy medal mistrzostw świata. W ubiegłym sezonie wszyscy jednak żyli tym, w jaki sposób żegnał się z kadrą i skokami. - Wielu ludzi z otoczenia chce mnie zniszczyć - mówił wtedy jednym ze swoich nagrań Jan Ziobro.
Biegun jest o trzy lata młodszy od Ziobry. Jednak na skoczni również więcej go nie zobaczymy. Decyzja o zakończeniu kariery była zaskoczeniem, ale jeśli przeanalizujemy wyniki 24-latka z ostatniego okresu, należy uznać ją za racjonalną. - W życiu trzeba coś robić. Nie mam już 18 lat i muszę sam na siebie zarabiać. Postanowiłem skończyć karierę skoczka, bo realia tego wymagają. W ostatnich miesiącach treningi na skoczni łączyłem z wymagającą pracą na kilku frontach. Choć wielokrotnie zdarzały mi się nieprzespane weekendy, kiedy to głównie byłem kierowcą samochodu dostawczego czy busów turystycznych. Pomimo pracy i niewyspania, w poniedziałki stawiałem się na treningach w Szczyrku - wytłumaczył Biegun w najnowszej rozmowie ze skijumping.pl.
Tak jak zwycięstwa Małysza i Stocha pomogły wypromować się Ziobrze czy Biegunowi, tak teraz padają oni ofiarą tego sukcesu. Do kadry pukają przecież kolejni utalentowani skoczkowie (Jakub Wolny, Tomasz Pilch), więc słabsi muszą ustąpić miejsca. W przypadku Bieguna należy docenić, że rozstał się ze skokami w zgodzie. Nie wywołał afery niczym Ziobro, nie szukał winnych w środowisku. Potrafił przyznać sam przed sobą, że ostatnie wyniki w Letniej Grand Prix nie należały do najlepszych, więc musiał zdecydować się na ten odważny krok.
Teraz piłeczka jest po stronie PZN i klubów. Bo Biegun jest tylko pierwszym z młodych skoczków, którzy pod naporem następców powiedzą "pas". Dyscyplina nie może sobie pozwolić na to, by zmarnować wiedzę i zapał tych chłopaków. Sportowiec z Gilowic już zapowiada, że bardzo chętnie rozpocząłby pracę z młodzieżą, której chciałby przekazać to, czego sam nauczył się w trakcie swojej kariery. Oby okazało się to możliwe.