Od kilku lat w skokach narciarskich, w wynikach zawodników, liczą się nie tylko odległość i noty za styl. Bardzo ważne, a często najważniejsze, są dodane bądź odjęte punkty za wiatr i zmianę belki startowej.
W sobotę było jednak inaczej. To właśnie minimalnie, dokładnie o pół metra, lepsza odległość w dwóch skokach Johanna Andre Forfanga zadecydowała o jego triumfie z Piotrem Żyłą. Norweg uzyskał 135,5 oraz 129 metrów. Z kolei wiślanin 133 oraz 131 metrów.
Pod względem przeliczników za wiatr o 0,2 punktu więcej odjęto Forfangowi. Co prawda w finale miał najgorsze warunki z całej stawki (dodane 0,7 punktu), ale w pierwszej serii miał odjęte aż 10,9 oczka. Z kolei Żyła w obu seriach miał odejmowane punkty za wiatr pod narty, ale w premierowej kolejce otrzymał 4,9 punktu za niższą belkę startową niż ta, z której startował Norweg.
Bardzo podobnie sędziowie ocenili także styl obu skoczków. W tym elemencie, biorąc pod uwagę oba skoki, podopieczny Stefana Horngachera był lepszy o pół punktu. Ta różnica plus minimalnie mniej odjętych punktów z przeliczników za wiatr i belkę nie wystarczyło jednak Polakowi do drugiego w karierze zwycięstwa w konkursie PŚ.
ZOBACZ WIDEO Kiełbasińska wzięła udział w nagiej sesji. "W tym sporcie jesteśmy trochę ekshibicjonistkami"
Wszystko przez odległość. W tym elemencie Forfang był lepszy od Żyły o 0,9 punktu. W pozostałych Żyła nadrobił tylko 0,7 i dlatego zabrakło mu 0,2 "oczka". Warto jednak pamiętać, że to tylko matematyka. Forfang po prostu zasłużył na zwycięstwo. W finale, jeśli wierzyć przelicznikom za wiatr, musiał oddać skok w ekstremalnych warunkach (niska belka, minimalne podmuchy w plecy), a mimo to poradził sobie znakomicie.
Czołową trójkę sobotniego konkursu w Niżnym Tagile, za Forfangiem i Żyłą, uzupełnił Japończyk Ryoyu Kobayashi, lider Pucharu Świata. Początek niedzielnych zawodów o 15:45. Na 14:30 zaplanowano natomiast kwalifikacje.
Skoki narciarskie to nie rzut dyskiem...