Do imprezy sezonu, mistrzostw świata w Seefeld, został miesiąc. To ostatni dzwonek na przygotowanie formy a wielu utytułowanych skoczków nie może być pewnych wyjazdu na mistrzostwa.
Kolejne zawody Pucharu Świata opuści Norweg Daniel Tande. Trzeci zawodnik ubiegłego sezonu zdobył do tej pory zaledwie 17 punktów. Przed Turniejem Czterech Skoczni odgrażał się, że namiesza w konkursach. Skończyło się absolutną klapą, ani razu nie wszedł do "30". W pośpiechu chował się do szatni, był załamany i nie zamierzał nawet odpowiadać na pytania dziennikarzy. Trener Alexander Stoeckl nie zabrał go do Predazzo i Zakopanego, Tande odpuści też starty w Sapporo.
- Rozmawiałem z Danielem po finałowym konkursie w Bischofshofen i wspólnie uznaliśmy, że najlepszym możliwym wyborem będzie odesłanie go na treningi do Norwegii - powiedział Stoeckl, cytowany przez serwis skijumping.pl.
ZOBACZ WIDEO: Polacy nie wytrzymali presji? "Ogromną rolę w najbliższych dniach odegra Horngacher"
Na formie Tandego odbiły się problemy zdrowotne z wiosny 2018 roku. Zdiagnozowano u niego zespół Stevensa-Johnsona, groźną chorobą dermatologiczną, będącą powikłaniem po przyjęciu antybiotyku. Schorzenie atakuje skórę i błony śluzowe, po pęknięciu pęcherzów tworzą się nadżerki.
- Myślałem, że umieram. Lekarze stwierdzili, że znalazłem się w szpitalu w najlepszym momencie. Gdy rany zajmują 10 procent powierzchni ciała, to aż 30 procent pacjentów umiera - tłumaczył Tande w rozmowie z NRK. Pięciokrotny zwycięzca zawodów Pucharu Świata znacznie schudł i z opóźnieniem dołączył do kadry.
O ile Norwega można usprawiedliwić, to Niemcy są niemile zaskoczeni formą Andreasa Wellingera. Złoty i srebrny medalista olimpijski z Pjongczangu zaczął sezon od drugiego miejsca w Kuusamo, potem popadł w przeciętność. Podczas Turnieju Czterech Skoczni był wielką nadzieją rodaków, a nie kwalifikował się do trzydziestki! Na razie sztab trenerski (i sam zniecierpliwiony zawodnik) nie za bardzo mają pomysł na wyjście z kryzysu. Po zaledwie 10 punktach zdobytych w Predazzo Wellinger pojechał do domu, do rywalizacji wróci w Japonii (26-27.01).
W największym kryzysie od dawna znalazł się Peter Prevc. Słoweniec, który trzy sezony temu wygrał 15 konkursów, jest cieniem samego siebie. Po słabiutkich występach wycofał się z Turnieju Czterech Skoczni już na półmetku, potrenował w domu, wrócił w Predazzo i... znowu klops, miejsca w piątej i szóstej dziesiątce, zupełnie nie przystające do medalisty mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich.
Trener Bertoncelj wybrał chyba jedyną słuszną drogę, zaordynował treningi w domowym zaciszu. Powodów takiego stanu rzeczy trzeba szukać w problemach zdrowotnych Prevca. Przed sezonem przeszedł dwa zabiegi stawu skokowego i musiał nadrabiać straty po długiej rekonwalescencji.
Swoje oczekiwania zweryfikował Severin Freund, który dołączył do Pucharu Świata po dwuletniej walce z kontuzjami. Od stycznia 2017 roku dwukrotnie zerwał więzadła krzyżowe w kolanie i zdawał sobie sprawę, że od czołówki dzieli go sporo, ale rzeczywistość okazała się bardzo brutalna. Wystąpił tylko w niemieckiej części Turnieju Czterech Skoczni, od tego czasu startuje w zawodach niższej rangi, Pucharze Kontynentalnym. Tam też nie zachwyca, w siedmiu konkursach tylko raz stanął na podium.
Na razie bez przełomu u Gregora Schlierenzauera. Rekordzista pod względem pucharowych triumfów odbudowuje się w Pucharze Kontynentalnym. Ostatni raz skakał w nim 13 lat temu, jako junior. Pomimo dwóch niezłych wyników (4. i 9. miejsca), wydaje się, że będzie mu trudno wrócić do wysokiej formy jeszcze w tym sezonie.
MŚ w Seefeld potrwają od 19 lutego do 3 marca.