Pertile mieszka w Predazzo. Ma żonę i dwie córki. Z wykształcenia jest księgowym. Kiedyś trenował skoki i kombinację norweską. Obecnie jest delegatem technicznym. Szefował zawodom FIS we Włoszech, był dyrektorem sportowym ds. narciarstwa klasycznego we włoskim związku narciarskim. Doradzał też Szwedom podczas organizacji MŚ w Falun.
Poza włoskim zna języki niemiecki i angielski. Ma świetną opinię w środowisku choćby ze względu na dużą komunikatywność.
Dawid Góra, WP SportoweFakty: W Polsce zainteresowanie skokami jest olbrzymie i każda pana decyzja będzie szeroko komentowana. Zdaje sobie pan z tego sprawę?
Sandro Pertile, następca Waltera Hofera: Wiem, że Polacy uwielbiają skoki narciarskie. Mam wielu przyjaciół w waszym kraju. Nie jestem szczególnie popularny, ale moje życie cały czas krąży wokół tej dyscypliny.
ZOBACZ WIDEO Michal Doleżal: Czuję odpowiedzialność, ale mam najlepszych zawodników na świecie
Nie obawia się pan odpowiedzialności?
Nie. Jestem szczęśliwy, że dostałem taką możliwość i entuzjastycznie nastawiony do tej funkcji. Choć wiem, że zastąpienie Waltera Hofera będzie dużym wyzwaniem, ale to także przyjemność. Szczególnie dla kogoś, kto kocha skoki.
W którym momencie dowiedział się pan, że zostanie dyrektorem Pucharu Świata?
Oficjalnie 2 czerwca. Nieoficjalnie, to był naprawdę długi proces, który posuwał się krok po kroku. Przyspieszył dopiero w ciągu ostatnich kilku miesięcy.
Jednak już wcześniej wiedział pan, że ma dużą szansę na tę posadę.
Szczerze mówiąc, jeszcze rok temu w ogóle nie myślałem o objęciu posady dyrektora. Wiedziałem, że jestem jednym z kandydatów, którzy mają spore szanse, ale nie myślałem o tym szczególnie poważnie. Jednak pracowałem przy organizacji konkursów, pracowałem dla FIS-u, także jako delegat techniczny. Po jakimś czasie zrozumiałem, że mam naprawdę sporą szansę na zastąpienie Hofera. Wciąż byli jednak inni kandydaci. Także z dużym potencjałem. Jestem szczęśliwy, że ostatecznie wybór padł na mnie.
Problemy ze znalezieniem organizatora MŚ w 2025 roku. Trondheim może wycofać kandydaturę >>
Mamy się przygotować na zmiany czy na stabilizację?
Nie potrzebujemy rewolucji. Musimy kontynuować pracę, jaka była wykonana do tej pory, a poprawiać tylko detale. Krok po kroku. Pierwszą sprawą, jaką chcę zrobić, to zebranie opinii, które wskażą, gdzie popełniono błędy. Nie możemy ich powtórzyć. Chcę pozyskać mnóstwo informacji, a potem, przed spotkaniem w Zurychu, zorganizować nowy zespół. Walter będzie pierwszą osobą, która będzie przy mnie, ale drużyna jest przecież znacznie większa.
Co ma pan na myśli mówiąc o popełnionych błędach?
Mam na myśli błędy ludzkie. Musimy zrozumieć, które decyzje podejmowane w przeszłości nie były w stu procentach poprawne. Na razie tylko zbiorę informacje.
Walter Hofer powiedział mi, że pan, podobnie, jak on, również chce popularyzować skoki w nowych krajach. Albo takich, w których ta popularność już wygasła.
Uważam, że skoki narciarskie powinny interesować ludzi w większej liczbie państw niż teraz. Obecnie mamy jakieś sześć krajów, gdzie są popularne. Potencjał jest znacznie większy. Skoki narciarskie mogą być jeszcze większą dyscypliną niż są teraz.
Mówiąc o nowych krajach, ma pan na myśli Stany Zjednoczone, Kanadę, Kazachstan, Rosję, Turcję?
Z mojej perspektywy wszystkie kraje są mile widziane. Każdy kraj, który znajdzie się w naszej rodzinie powinien otrzymać pomoc, aby skoki narciarskie rosły w siłę.
A co z matematyką w skokach narciarskich? Mam na myśli np. przeliczniki za wiatr, zmiany belki itd. To wystarczy, czy potrzeba kolejnych zmian?
Najpierw, jak powiedziałem wcześniej, zbiorę potrzebne mi opinie. Przyznaję jednak, że w mojej ocenie, za dużo matematyki w skokach sprawia, że dyscyplina staje się trudna do zrozumienia.
Czyli prezentuje pan bardziej romantyczne podejście, z dala od nadmiaru liczenia wszystkiego, co tylko się da.
Tak, ale najważniejsze jest idealne wypośrodkowanie tego, o czym pan mówi. Co za dużo, to niezdrowo.
W Polsce zainteresowanie skokami jest tak duże, że tłumy ludzi podziwiają skoczków również na żywo podczas zawodów. Czy, wobec tego, jest szansa na trzeci weekend podczas PŚ ze skokami narciarskimi w naszym kraju?
Czuję, że to byłoby olbrzymie wyzwanie dla nas. Widać to, kiedy przyglądamy się kalendarzowi PŚ. Jest mnóstwo konkursów, a kalendarz w dużej mierze jest taki sam, jak w poprzednich latach. Nie mówię "nie", ale to naprawdę nie jest takie proste.
Ale zdarza się, że w niektórych miastach organizatorzy mają problemy z przeprowadzeniem konkursów. Ze względu na brak śniegu czy wiatr. W Polsce wszystko jest zapięte na ostatni guzik i nigdy nie mamy kłopotów. Nawet, kiedy konkursy organizujemy na samym początku PŚ.
Rozumiem, ale istnieje naprawdę wiele miast, które chcą organizować konkursy. Na razie jest za wcześnie, aby odpowiedzieć, czy w Polsce mogłoby odbywać się więcej konkursów. Musimy usiąść i przedyskutować kalendarz. Terminarz na kolejny sezon jest ustalony.
Poważna kontuzja Andreasa Wellingera. Niemiec opuści cały sezon! >>
Był pan już w Polsce?
Tak, byłem zarówno w Wiśle, jak i Zakopanem. W tym drugim mieście zresztą bywałem szczególnie często.
Co sądzi pan o samych zawodach w Polsce?
Są naprawdę niesamowite. Pierwszy raz w Zakopanem byłem w 2004 roku. Pracowałem wtedy nad przygotowywaniem igrzysk olimpijskich w Turnie. Doświadczenia Zakopanego były bardzo pomocne.
Ma pan kontakt z Polskim Związkiem Narciarskim lub skoczkami?
Świetnie współpracowało mi się z Łukaszem Kruczkiem, byłym trenerem włoskiej kadry. Trzy lata temu ściągałem go do Włoch. Znam też Apoloniusza Tajnera, Adama Małysza czy Kamila Stocha. Zresztą, znam sporo ludzi w naszej rodzinie skoków, ale oczywiście nie wszystkich.
Trzymamy za pana kciuki. Gratuluję nowego wyzwania i pierwszego w historii wywiadu dla polskich mediów!
Nie tylko dla polskich mediów. Jest pan pierwszą osobą z zagranicy, która do mnie zadzwoniła! Dziękuję serdecznie.