Podczas pierwszych zawodów Pucharu Świata w skokach w Wiśle doszło do wypadku. Piotr Żyła źle wylądował i upadł na zeskok. Szybko się podniósł, jednak widać było, że ma zakrwawioną twarz. Miał kłopot z jasnym myśleniem, ale szybko okazało się, że - na szczęście - nic poważnego się nie stało. Więcej o wypadku znajdziecie TUTAJ.
Skoczek został przebadany na wszystkie możliwe sposoby. Upierał się od początku, że nic mu nie jest i że ma zamiar skakać podczas najbliższego konkursu. Wszystko wskazuje na to, że tak właśnie będzie i Żyła pojawi się na skoczni w Kuusamo.
Zawodnik opowiedział, w rozmowie z TVP Sport, o swoich wrażeniach z nieszczęsnego upadku. - Kiedy patrzyłem w telewizji, upadek nie był fajny, ale z mojej strony to, co się działo, nie było niczym strasznym. Trochę mi nartę "przykantowało". Później się trochę położyłem na śnieg, niestety twarzą. Jeszcze później mnie przekoziołkowało. Miałem spóźnione reakcje - powiedział reprezentant Polski.
Kibice obserwowali zachowanie Żyły, który odganiał ludzi chcących mu pomóc. Sam opowiadał, że wydawało mu się jakby wszystko trwało sekundę. - Poczułem pieczenie na twarzy, dużo złości. Wiadomo, kiedy coś parzy, człowiek jest zły. Miałem nagle 250 procent mocy - powiedział.
Przyznał, że był gotowy do kolejnego skoku, ale nie miał ani szybki w kasku, ani nart. No i nie zakwalifikował się do drugiej rundy. Piotr Żyła potwierdził, że czuje się dobrze, wszystko jest w porządku i nie ma żadnych obaw przed kolejnymi występami na skoczni.
CZYTAJ TAKŻE Skoki narciarskie. Michal Doleżal o upadku Żyły. "Ugięły się pode mną nogi"
CZYTAJ TAKŻE Skoki narciarskie. Puchar Świata Wisła 2019. Ewa Żyła, matka Piotra, była przerażona wypadkiem syna
ZOBACZ WIDEO Skoki narciarskie. Michal Doleżal o upadku Żyły. "Ugięły się pode mną nogi"