Przez wiele lat odpowiedzialny za zapalenie zielonego światła skoczkom (pozwalającym na start z belki) był Miran Tepes. Słoweniec często wzbudzał jednak kontrowersje. Polscy kibice mieli pretensje, że Tepes nie poczekał i puszczał w złych warunkach np. Adama Małysza. Gdy Słoweńca zastąpił Borek Sedlak, sympatycy skoków narciarskich nad Wisłą mogli mieć nadzieję, że Czech lepiej sprawdzi się w tej roli i nie będzie wzbudzał kontrowersji.
Na razie jednak również do pracy Sedlaka pojawiają się zastrzeżenia. Co prawda Czech nie popełnia rażących błędów, ale już kilka razy (między innymi w tym sezonie) zabrakło mu wyczucia przy zapalaniu zielonego światła skoczkom.
Czytaj także: Jakub Kot wyjaśnił kuriozalny przelicznik wiatru dla Kobayashiego w 1. serii
Na początku wyjaśnijmy jedno - Sedlak w momencie włączenie zielonej lampki na pewno puszcza skoczka w bezpiecznych warunkach. - Przed konkursem zostaje ustawiony korytarz wietrzny. Borek Sedlak może zapalić światło tylko i wyłącznie wtedy, kiedy cały ten korytarz pali mu się na zielono. Inaczej system automatycznie mu to blokuje - wytłumaczył Rafał Kot.
ZOBACZ WIDEO: Puchar Świata w Wiśle 2019. Anita Włodarczyk o skokach narciarskich. "Nie sądziłam, że będę to tak przeżywać!"
Tyle tylko, że Czechowi w niektórych sytuacjach brakuje trochę wyczucia. Chodzi o konkursy, w których warunki są dość stabilne i tylko na moment zmieniają się. Tak było chociażby w Wiśle, w konkursie drużynowym na inaugurację sezonu 2019/2020. W tych zawodach wiatr tylko momentami przekraczał 1 m/s w plecy. Niestety stało się tak, gdy na belce startowej usiadł Piotr Żyła.
Co prawda pomiary mieściły się w korytarzu i Sedlak mógł od razu zapalić światło. Konkurs przebiegał jednak sprawnie i nic nie stało na przeszkodzie, żeby Czech chwilę poczekał i puścił Żyłę w bardziej korzystnych warunkach. Tak się jednak nie stało. Polak szybko otrzymał zielone światło. Przy mocnym wietrze w plecy nie mógł wiele jednak zrobić.
Podobna sytuacja miała miejsce w Kuusamo i w Niżnym Tagile. W Finlandii w drugiej serii w mocno niekorzystnych warunkach skok oddał Kamil Stoch. Z kolei w Rosji w podobnej sytuacji był lider Pucharu Świata Daniel Andre Tande. Zarówno Polak jak i Norweg oddali skoki przy wietrze w plecy, mimo że przez większą część konkursu był mocny wiatr pod narty.
Najlepszym rozwiązaniem byłoby wtedy, żeby Czech - widząc trudne warunki - zapalił na chwilę czerwone światło, odczekał kilka sekund, i ponownie zaprosił zawodnika na belkę startową. Tak jednak nie było i własnie dlatego kibice mogą mieć zastrzeżenia, że Borkowi Sedlakowi brakuje nieco wyczucia. Tym bardziej, że był skoczkiem i wie, jak niekorzystne warunki - nawet jeśli mieszczą się w korytarzu - mogą przeszkodzić zawodnikowi w walce o najwyższe cele.
Czytaj także: Kamil Stoch i Dawid Kubacki wciąż w czołówce. Sprawdź klasyfikację finansową Pucharu Świata
W obronie Czecha staje jednak Rafał Kot. - Oczywiście, że jeśli widać, iż warunki się mogą zmienić, to może Borek Sedlak chwilę jeszcze poczekać, ale musimy zdawać sobie sprawę, że trudno jest to przewidzieć. Może być przecież tak, że przez czekanie wiatr się jeszcze pogorszy i wtedy mielibyśmy jeszcze większe pretensje, bo korytarz był otwarty, a został przytrzymany. Tak naprawdę Czech jest zatem między młotem a kowadłem - zwrócił uwagę były fizjoterapeuta polskich skoczków.
- Borek Sedlak na pewno nabierze jeszcze doświadczenia. Nie jest stronniczy, stara się robić swoją pracę jak najlepiej - dodał rozmówca WP SportoweFakty.