- Na skoczni dużej, według przepisów, mamy rozstawionych siedem czujników za wiatr. Ten ostatni czujnik włącza pomiar wiatru, kiedy skoczek jest w środku fazy lotu i trwa to 5 sekund. Czyli jeszcze 2, 3 sekundy po wylądowaniu zawodnikowi sczytuje po prostu wiatr - podkreślił dla WP SportoweFakty Jakub Kot, stały ekspert stacji Eurosport.
- Nie mi to oceniać, czy jest to sprawiedliwe, natomiast ewidentnie u Kobayashiego musiało wystąpić, że miał naprawdę dobry wiatr i przy lądowaniu te korzystne podmuchy zaczęły mu słabnąć, a zaraz po wylądowaniu w ogóle ucichło. Przez te 2 sekundy po wylądowaniu sczytało mu już ten wiatr niekorzystny i stąd taka bonifikata - tłumaczył dalej były skoczek narciarski.
- Przy tak niskiej belce i przy takim wietrze (teoretycznie w plecy - przyp. red.) Kobayashi nie byłby w stanie skoczyć tak daleko (133,5 metra). Nie ma takiej możliwości. To nie jest jednak błąd ani oszustwo. Wszystko odbyło się zgodnie z przepisami. Tak działają te przeliczniki, czy to jest logiczne, to już każdy ma swoje zdanie - dodał ekspert Eurosportu.
ZOBACZ WIDEO Skoki narciarskie. Apoloniusz Tajner chce nowego skoczka w rodzinie. "Za pięć lat zaczniemy próby"
Przypomnijmy, co stało się w niedzielę w Niżnym Tagile. Przez cały konkurs wiatr był bardzo silny, najczęściej pod narty. Belka była ustawiona nisko. Gdy w 1. serii Stefan Kraft w znakomitym stylu uzyskał 140 metrów, było niemal pewne, że będzie prowadził na półmetku. Nagle na twarzach kibiców, dziennikarzy i samych skoczków mogło się pojawić zdziwienie, gdy zdecydowane prowadzenie objął Ryoyu Kobayashi po skoku na... 133,5 metra.
Czytaj także: ta statystyka pokazuje kuriozum z Kobayashim. Bez przeliczników Japończyk daleko
Okazało się bowiem, że Japończykowi dodano aż 12,6 punktu (4,9 za niższa belkę i 7,7 za wiatr w plecy!). Ciężko było w to uwierzyć! W przekazie telewizyjnym ewidentnie widać było, jak pod koniec lotu wiatr pomaga Kobayashiemu skoczyć jeszcze dalej. Gdyby na skoczni rzeczywiście były takie warunki jak pokazały przeliczniki, to Azjata wylądowałby na buli i konkurs skończyłby się dla niego po 1. serii.
W drugiej kolejce Kobayashi nie miał już sprzyjających warunków, co tym razem przeliczniki już pokazały (teoretycznie skakał w zupełnej ciszy) i wylądował na 113. metrze. I tak stanął jednak na trzecim stopniu podium, za sprawą kuriozalnie wysokiej noty w 1. serii.
- Przepisy są dobre, kiedy wiatr jest dość słaby np. od 0,5 m/s w plecy do 0,5 m/s pod narty. Gdy jednak podmuchy zmieniają się z sekundy na sekundę, to przeliczniki nie mogą być miarodajnym wskaźnikiem tego, co dzieje się na skoczni. Natury zresztą nigdy nie oszukamy i przeliczniki nigdy nie będą w stanie w stu procentach pomóc skoczkowi przy niekorzystnym wietrze i w stu procentach przeszkodzić, gdy ma korzystne warunki - podkreślił Jakub Kot.
Niedzielny konkurs w Niżny Tagile wygrał Stefan Kraft. Austriak w obu seriach, według przeliczników, trafił na dobry wiatr pod narty. Wspaniale to wykorzystał i po skokach na 140 oraz 134,5 metra zasłużenie wygrał. Drugi był Szwajcar Killian Peier. Najlepszy z Polaków, Kamil Stoch, sklasyfikowany został na 15. pozycji (relacja z konkursu TUTAJ).