Szymon Łożyński: To był kabaret. Po takim konkursie trudno zrozumieć, o co chodzi w skokach (komentarz)

PAP/EPA / SERGEI ILNITSKY / Na zdjęciu: Ryoyu Kobayashi
PAP/EPA / SERGEI ILNITSKY / Na zdjęciu: Ryoyu Kobayashi

Jeśli skoczek, którego niesie wiatr, dostaje dużo dodatnich punktów, a w drugiej serii ląduje tuż za bulą i staje na podium konkursu Pucharu Świata, to jest to kabaret, a nie skoki narciarskie. Czy ktoś jeszcze rozumie, o co w nich chodzi?!

Po pierwszej serii niedzielnego konkursu Pucharu Świata w Niżnym Tagile można było złapać się za głowę. Podczas skoku Ryoyu Kobayashiego widać było doskonale, jak w końcowej fazie lotu Japończyk ma korzystne warunki i dzięki nim leci powyżej 130. metra.

Tymczasem nagle na grafice telewizyjnej Azjata, nie wiadomo skąd, ma dodane prawie 8 punktów za wiatr (łącznie aż 12,8 bo jeszcze niższa belka)! Kuriozum, cyrk i same przekleństwa nasuwają się na język! Bo przecież, jak to możliwe, że Japończyk skacze prawie 7 metrów bliżej niż Kraft (Austriak uzyskał 140 metrów), a ma nad nim prawie 10 punktów przewagi?! Kibice z jednej strony mogą mieć poczucie niesprawiedliwości, a z drugiej bezradności.

Czytaj także: zdenerwowany Piotr Żyła odmówił wywiadu

To, że Japończyk niezasłużenie prowadził na półmetku pokazała druga seria. W niej Kobayashi miał już warunki zbliżone do tego, co zupełnie niezrozumiale pokazały przeliczniki w pierwszej kolejce (skakał w ciszy w finale). I wtedy wylądował już na bule, uzyskując 113 metrów. Tutaj jednak jeszcze i tak wyszła pierwsza seria, bo mimo lądowania na bulę Japończyk i tak skończył na 3. miejscu. Z takim skokiem? O co chodzi w ogóle w tej dyscyplinie? Można powiedzieć po takich zawodach.

ZOBACZ WIDEO Skoki narciarskie. PZN nie zapłacił ani złotówki za nowe buty. "Na badania jest specjalny grant"

W niedzielę tak naprawdę jednym sprawiedliwym wynikiem był triumf Krafta. Owszem wyciągnął w obu seriach korzystne losy wietrzne, ale pięknie je wykorzystał. Zwłaszcza jego premierowa próba na 140. metr była niemal idealna. Gdyby w niedzielę Austriak nie wygrał, byłaby to duża niesprawiedliwość. Na szczęście nie miało to miejsca, co trochę uratowało FIS i organizatorów przed kompromitacją.

Na razie sezon 2019/2020 to wielka walka skoczków z loteryjnymi warunkami. Niestety zupełnie przegrywają tą batalię do tej pory Biało-Czerwoni. Zwykle trafiają na złe warunki, do tego nie skaczą jeszcze najlepiej (nie ma charakterystycznego błysku) i kończy się to na razie przeciętnymi, a tylko w nielicznych przypadkach dobrymi rezultatami. Powodów do paniki jeszcze jednak nie ma.

Zobacz klasyfikację generalną Pucharu Świata po niedzielnym konkursie

Poczekajmy do Klingenthal (chociaż tam również może wiać), a najlepiej do Engelbergu. W Szwajcarii zwykle nie wieje mocno i to własnie tam powinniśmy dopiero zweryfikować formę poszczególnych skoczków, między innymi Polaków. Jeśli w Engelbergu będzie źle, to wtedy rzeczywiście możemy mieć powody do niepokoju. Na razie zachowajmy spokój i poczekajmy.

Szymon Łożyński

Źródło artykułu: