Klemens Murańka w pierwszej serii konkursu na Vogtlandarena (HS140) uzyskał 126,5 m, co dało mu 29. miejsce. W serii finałowej lądował na 127. metrze i awansował o dwie pozycje.
Po konkursie zakopiańczyk był chyba najbardziej zadowolonym zawodnikiem z ekipy Michala Doleżala. Na punkty Pucharu Świata czekał bowiem... 1100 dni. Poprzednio punktował 10 grudnia 2016 r., w pierwszym z dwóch konkursów w Lillehammer. Również zajął 27. miejsce.
- Buzuje we mnie! Pierwsze punkty od trzech lat. Bardzo ważny dzień, który mnie kopnie w tyłek i popcha dalej - do czołówki Pucharu Świata, pomalutku krok po kroczku - mówił Murańka w rozmowie z reporterem TVP.
ZOBACZ WIDEO "Klatka po klatce": najlepsze akcje KSW 52, zobacz je w zwolnionym tempie
25-latek przyznał, że w Klingenthal skakało mu się bardzo dobrze, miał w sobie sporo energii. - To były skoki z jajem - dodał.
Z postawy Murańki zadowolony był trener Michal Doleżal. - O to walczyliśmy. Dla niego to bardzo ważne przed kolejnymi zawodami. Będzie mocniej wierzył w to, co robimy i w którym kierunku idziemy - powiedział Czech w rozmowie z TVP.
Niedzielny konkurs w Klingenthal wygrał Ryoyu Kobayashi. Najlepszy z Polaków Piotr Żyła był dziewiąty (wyniki TUTAJ>>).
Czytaj także: Skoki narciarskie. Puchar Świata Klingenthal 2019. Piotr Żyła: Założyłem sobie, że nie będę łajdaczył