Do takiego obrazka w tym sezonie jesteśmy już przyzwyczajeni. Gdy tylko Kamil Stoch siedzi na belce startowej, pasek na grafice telewizyjnej pokazujący wiatr w plecy znacząco przyspiesza (co oznacza mocniejsze podmuchy). Wtedy, kibice, sam zawodnik i jego trener, możemy tylko bezradnie rozłożyć ręce.
Przy obecnych kombinezonach (bardzo podatnych na warunki pogodowe) i stosunkowo nisko ustawionych belkach startowych, skoczek ze zdecydowaniem mocniejszym wiatrem w plecy - jeśli nie nie jest on równy dla wszystkich przez cały konkurs - jest praktycznie skazany na porażkę. Tak było w tym sezonie już kilka razy w przypadku Kamila Stocha.
Czytaj także: Szymon Łożyński: Niepotrzebny taniec jury z belkami
Najświeższy przykład dotyczy pierwszej serii niedzielnego konkursu 68. Turnieju Czterech Skoczni w Oberstdorfie. Warunki przez cały konkurs były dość stabilne. Pojawiał się albo minimalny wiatr pod narty, albo słabe lub średnie podmuchy w plecy. Wyjątkiem był niestety Stoch. Gdy już siedział na belce startowej, niekorzystny wiatr przybierał na sile. Otrzymał jednak zielone światło i od razu był na przegranej pozycji.
ZOBACZ WIDEO: Sergiu Hanca kupił dom biednej rodzinie. Zobacz jak mieszkają
Jak przyznał później sam w wywiadach, pierwszy jego skok "był super". Z takim wiatrem w plecy (0,76 m/s i dodane 9,9 punktu - najwięcej ze wszystkich 50 zawodników) Stoch zrobił wszystko, co mógł. Problem w tym, że 124,5 metra to było za mało, żeby włączyć się do walki z najlepszymi w niedzielnym konkursie.
Gdyby taka sytuacja przydarzyła się trzykrotnemu mistrzowi olimpijskiemu po raz pierwszy w tym sezonie, byłoby to łatwiej samemu zawodnikowi jak i jego kibicom zaakceptować. Problem polega jednak na tym, że to już kolejny konkurs w krótkim odstępie czasu, w którym Kamil Stoch ma wyjątkowego pecha do warunków.
Wicemistrz świata z Seefeld na bardzo silny wiatr w plecy trafił także w drugiej serii niedzielnego konkursu w Engelbergu (tuż przed świętami Bożego Narodzenia). Na półmetku tych zawodów był piąty i tracił niewiele nawet do lidera. Z podmuchami wiatru przekraczającymi 1,5 m/s (dodane ponad 20 punktów) nie miał jednak szans skoczyć daleko i zamiast awansować spadł z 5. na 9. miejsce.
Na złe warunki przynajmniej w jednym konkursowym skoku Kamil Stoch trafiał też w fińskim Kuusamo, czy Niżnym Tagile. Nie pozostaje zatem nic innego jak poczekać aż zła, wietrzna passa dla polskiego mistrza odwróci się o 180 stopni. Wtedy Stoch szybko powinien być znów wśród najlepszych, bo przecież w formie jest wysokiej. Udowodnił to w pierwszym konkursie w Engelbergu. Gdy warunki były sprawiedliwe i wszystkim dość mocno wiało w plecy, wtedy na naszego reprezentanta nie było mocnych.
Czytaj także: reaktywacja Dawida Kubackiego! Polak w imponującym stylu stanął na podium konkursu w Oberstdorfie
Osobną jeszcze kwestią, którą warto poruszyć przy pechu Kamila Stocha, jest postawa Borka Sedlaka, który zapala zielone światło skoczkom. Co prawda zarówno w Engelbergu, jak i Oberstdorfie, gdy Polak siedział na belce, wiatr mieścił się w przyjętym korytarzu na zawody. Nie stałoby się jednak nic złego, gdyby Czech przytrzymał, a nawet na chwilę zdjął Stocha z belki startowej. Po chwili przecież - zwłaszcza w niedzielę w Oberstdorfie - silne podmuchy w plecy ustały i 32-latek mógł oddać skok w znacznie korzystniejszych warunkach, tak jak rywale.