Kilka dni temu zachwycaliśmy się regularnymi lotami skoczków powyżej 200. metra. Były nawet skoki ponad 240. metr. Zawody oglądało się z wielką przyjemnością. Szok skoczkowie i kibice przeżyli jednak szybko.
Tydzień po fantastycznych lotach w Bad Mitterndorf musieli przestawić się na rywalizację, gdzie uzyskanie 100 metrów jest już wielkim osiągnięciem. Do tego lot trwa bardzo krótko, a podczas rywalizacji można usnąć z nudów, gdy kilku albo nawet kilkunastu skoczków ląduje w to samo miejsce.
Nie wszyscy skoczkowie chcieli uczestniczyć w przeskoku skoczni do lotów na obiekt K-90. Do Rasnova nie przyjechał przede wszystkim Ryoyu Kobayashi. W ten sposób Japończyk najprawdopodobniej stracił już szansę na Kryształową Kulę. Nie chciał się jednak w Rumunii męczyć. Jego technika jest stworzona do skoczni znacznie większych.
ZOBACZ WIDEO: Skoki narciarskie. Piekielnie trudne zadanie Dawida Kubackiego. "Stefan Kraft się obroni!"
Podobnie jak Słoweńców i Norwegów. Dlatego Timi Zajc, Domen Prevc i Robert Johansson, skoczkowie z czołówki tego sezonu, także Rasnov sobie odpuścili. Trenują i czekają na końcówkę sezonu, już bez skoczni normalnych, ale za to z obiektami do lotów jak w Vikersund i Planicy.
Sam rywalizacja na skoczniach K-90 jest zdecydowanie mniej atrakcyjna niż na obiektach K-120, nie mówiąc już o skoczniach do lotów. A czy dla samych skoczków sytuacja, że w jeden weekend rywalizują na obiekcie K-200, a cztery dni później na K-90 jest kłopotem?
- To nie jest problem dla skoczków - odpowiada Wojciech Fortuna, mistrz olimpijski w skokach z Sapporo i dodaje: - Przed zawodami w Rasnovie mieli przecież treningi i szybko przestawili się na mniejszy obiekt. To są profesjonaliści, a nie nowicjusze. Nie mogą mieć żadnych problemów z tym. Po jednym skoku muszą wyczuć mniejszy obiekt i już wszystko powinno być w porządku.
Potwierdziły to wyniki piątkowego konkursu w Rumunii. Ci skoczkowie, którzy byli w czołówce zmagań na skoczni do lotów w Bad Mitterndorf, zajęli także wysokie miejsca w Rasnovie.
Na pewno jednak rywalizacja w Rumunii nie jest tak ciekawa jak w Austrii czy na innych dużych skoczniach. Ta dyscyplina rozwija się, skoczkowie chcą latać coraz dalej i konkursy na K-90 dla nich jak i dla kibiców nie są już atrakcyjne.
Trzeba jednak podkreślić, że w sezonie 2019/2020 FIS zorganizował aż tyle konkursów na normalnych skoczniach, bo trochę nie miał innego wyjścia. Przecież w prowizorycznym kalendarzu PŚ na ten sezon nie było ani jednego konkursu na normalnej skoczni.
W terminie, w którym odbywają się zawody w Rasnovie, były planowane zmagania na skoczni dużej w Iron Mountain. Amerykanie nie wyremontowali jednak obiektu i konkursy zza oceanem nie mogły odbyć się. W ich miejsce wskoczyła Rumunia.
Z kolei w Predazzo, gdzie zaraz po 68. Turnieju Czterech Skoczni odbyły się dwa konkursy indywidualne na K-95, także były inne plany. We Włoszech planowano zawody na K-120. Na dużą skocznię zeszła jednak lawina śnieżna i trzeba było pilnie przenieść zmagania na mniejszy obiekt.
To pokazuje, że na szczęście FIS nie myśli o tym, żeby organizować po kilka konkursów PŚ na mniejszych skoczniach w sezonie. Po prostu tym razem wymusiła to sytuacja losowa. I największym szczęściarzem w tej sytuacji jest Karl Geiger. Niemiec wygrał dwa konkursy w Predazzo, jeden w Rasnovie. Zgromadził 300 punktów i dzięki temu wciąż realnie jest w grze o triumf w Pucharze Świata 2019/2020.
Czytaj także:
Severin Freund wrócił po ponad rocznej przerwie. "To długa droga"
Polscy kibice głosują w sondzie. Michal Doleżal rozbija konkurencję