[b]
Szymon Łożyński, WP SportoweFakty: Co było decydujące, że u was epidemia nie rozprzestrzeniła się tak bardzo jak w wielu europejskich krajach? (w Czechach - na poniedziałkowy wieczór - było 8527 zakażonych i 298 zgonów, w poniedziałek przybyły 52 nowe przypadki).[/b]
Michal Doleżal: Krajowe władze bardzo szybko i skutecznie zareagowały po pierwszych przypadkach koronawirusa w Czechach. Obostrzenia były trafione. Nie zlekceważyliśmy choroby jak niektóre kraje, które walkę z COVID-19 zaczęły z opóźnieniem.
Jak w pierwszej fazie pandemii wyglądało pana życie codzienne?
Większość czasu przebywałem w domu w Czechach. Oczywiście z umiarem, ale korzystałem ze świeżego powietrza. Wychodziłem na rower czy na spacery, kiedy było to już dozwolone. W jednym miejscu nie da się przecież wysiedzieć zbyt długo.
Można powiedzieć, że Czechy wróciły już do normalności?
Otwarte są już centra handlowe. Dzieci 9-tej klasy uczą się już w szkołach. W najbliższym czasie zostaną otwarte także przedszkola i klasy 1-5. Oczywiście musimy przestrzegać przepisów sanitarnych, ale życie - mimo że jeszcze nie jest tak jak przed pandemią - pomału wraca do normalności.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Robert Lewandowski założył maseczkę i... popełnił błąd. Celowo
Przyjechał pan do Polski spotkać się ze skoczkami. Musiał pan odbyć kwarantannę, czy swobodnie może się pan przemieszczać na granicy polsko-czeskiej?
Mam zaświadczenie z PZN, że pracuję w Polsce. Dlatego nie mam problemów z przekroczeniem granic. Jak będę wracał do Czech, to będę miał wykonany test na obecność koronawirusa. Zresztą pierwszy test mam już za sobą. Gdy przyjechałem do Polski, to pojechaliśmy do Krakowa i tam zostaliśmy przetestowani.
Jak wyniki?
Były negatywne, czyli nie mamy koronawirusa.
W końcu, po ponad miesięcznych rozmowach tylko przez wideokonferencję, mógł się pan spotkać z podopiecznymi.
Wreszcie. To było fajne uczucie ich znowu zobaczyć. Bezpośredni kontakt jest zdecydowanie najlepszy. Rozmawiałem ze skoczkami, przedstawiłem im swój plan i wiedzą jaką drogą będziemy podążać.
Dlaczego kadrę A rozszerzono aż do 12 skoczków? Nie będzie miał pan zbyt dużo podopiecznych do przypilnowania na treningach?
Nie. To nie będzie problem. Sztab jest rozbudowany, będziemy dzielić tą główną grupę na mniejsze podgrupy podczas treningów na sali czy na skoczni. Trener podczas konkretnych zajęć będzie miał pod opieką dwóch, trzech zawodników i skupiał się przede wszystkim na nich. Taki system daje najlepszą efektywność.
Jeden z pana asystentów, Zbigniew Klimowski, będzie pracował z juniorami. Nie żałuje pan, że ceniony asystent nie będzie już teraz tak blisko głównej reprezentacji jak w ostatnich latach?
Gdy Zbyszek otrzymał tą propozycję, to ja powiedziałem od razu, że ciągle jest bardzo potrzebny naszej kadrze. Nie chciałem mu jednak blokować podjęcia pracy z juniorami. Zbyszek w naszej kadrze odpowiadał głównie za kombinezony. Teraz jego rolę przejmą Andrzej Zapotoczny i Radek Zidek. Ja też zawsze mogę pomóc przy kombinezonach.
W kwietniu, kiedy ograniczenia związane z pandemią były największe, musieliście mocno zmienić plany treningowe?
Nie. Zajęcia wyglądały podobnie. Ten pierwszy okres po zakończeniu sezonu zwykle i tak poświęcony był na indywidualne treningi zawodników. Co prawda w poprzednich latach w kwietniu trenowaliśmy już grupowo, ale tym razem każdy ze skoczków ćwiczył indywidualnie. Zawodnicy byli w regularnym kontakcie z trenerami i przygotowania w kwietniu przebiegały zgodnie z planem.
Jak wypadły testy fizyczne, które wykonaliście zawodnikom w maju, już na wspólnym spotkaniu?
Bardzo dobrze. Zarówno ja, jak i profesor Hernitsch jesteśmy zadowoleni z wyników. Poziom chłopaków pod względem fizycznym jest bardzo dobry. Zawodnicy są też zmotywowani, ten zamknięty czas przez koronawirusa nie wpłynął na nich negatywnie.
Nie wiadomo, czy Letnie Grand Prix w ogóle się odbędzie. Ewentualny brak tego cyklu będzie dla was problemem?
Żadnym. Letnie zawody zawsze służyły przede wszystkim jako treningi. Jeśli tym razem ich nie będzie, to nic się nie stanie. Będziemy mieli po prostu więcej czasu na spokojne zajęcia na skoczni bez rytmu zawodów.
Gdy podsumowywał pan sobie poprzedni sezon, to więcej znalazł pan plusów czy minusów?
Dużo było pozytywnych rzeczy. Na dużych turniejach spisaliśmy się świetnie. Dawid Kubacki wygrał Turniej Czterech Skoczni, a Kamil Stoch triumfował w Raw Air. Do tego doszło parę zwycięstw w Pucharze Świata. Niedosyt jednak pozostał, bo tylko trójka skoczków pokazywała pełnię swojego potencjału.
Reszta skakała poniżej oczekiwań. To już jednak za nami. Koncentrujemy się na tym, żeby całościowo podnieść poziom drużyny. Chciałbym, żeby lepiej skakali Maciek Kot i Jakub Wolny, ale też najmłodsi skoczkowie.
Zastąpił pan Stefana Horngachera. Presja była ogromna. Podołał jej pan. Sukcesy indywidualne były nadal. Teraz będzie zatem pracowało się panu łatwiej?
Na pewno jest to zupełnie inna praca niż jako asystent. Po tym pierwszym sezonie czuję się już inaczej. Co prawda nigdy nie będzie łatwo, ale wiem już z czym wiąże się praca jako pierwszy trener. Zebrałem bezcenne doświadczenie.
W trakcie minionego sezonu Kamil Stoch dawał do zrozumienia, że może zakończyć karierę. Pan w trakcie Pucharu Świata i już po zakończeniu cyklu rozmawiał z nim o jego przyszłości?
Nie wiem, czy jego słowa były dobrze odebrane. Wiedziałem i wiem, że Kamil chce kontynuować karierę. Widać to chociażby po jego nastawieniu do indywidualnych treningów, które teraz odbywa. Jestem przekonany, że będzie dalej skakał.
Niedawno Piotr Żyła przyznał, że po upadku w Wiśle długo nie mógł wrócić do swojego skakania. Zaobserwował pan u niego, że ma blokadę przed pełnym powrotem do skoków?
Piotrek w Wiśle dość mocno uderzył głową o zeskok. Po takim upadku nigdy nie jest łatwo wrócić. Na pewno to miało wpływ na jego skoki w pierwszej części sezonu. Później jednak wrócił na właściwe tory. Cały czas brakowało mu jednak takiej stabilności w skokach konkursowych. Wygrał jeden konkurs, ale stać go na więcej triumfów w zawodach.
Mistrzostwa świata w lotach w Planicy przełożono na pierwszą połowę grudnia 2020 roku. Nie za wcześnie na tak ważne zawody?
Sam fakt, że mistrzostwa będą tak wcześnie w sezonie, nie jest kłopotem. Ustalimy do nich plan przygotowań. Kłopotem mogą okazać się natomiast zawody w Niżnym Tagile, które zaplanowano tydzień przed mistrzostwami. To mi się nie podoba. Do Rosji jest długa droga, do tego dochodzi różnica czasu. Zawody w tak odległym miejscu przed mistrzostwami nie powinny mieć miejsca.
Czytaj także:
To koniec kariery Noriakiego Kasaiego? Nie znalazł się w kadrze Japonii
FIS modyfikuje zasady ws. kombinezonów i butów