PŚ w Lahti. Podróż Polaków z przygodami. W hotelu byli nad ranem

PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Grzegorz Sobczyk i Michal Doleżal
PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Grzegorz Sobczyk i Michal Doleżal

Podróż polskich skoczków na weekend Pucharu Świata w Lahti nie należała do najprzyjemniejszych. Jej kulisy przedstawił Michal Doleżal w rozmowie ze sport.tvp.pl.

W tym artykule dowiesz się o:

Siedmiu reprezentantów Polski (Kamil Stoch, Dawid Kubacki, Piotr Żyła, Andrzej Stękała, Paweł Wąsek, Jakub Wolny i Aleksander Zniszczoł) miało wystartować w środowy wieczór (około godz. 20) z Warszawy do Helsinek, ale lot mocno się opóźnił. To był dopiero początek przygód w drodze do Lahti.

- Gdy w końcu ruszyli i wylądowali w Finlandii, na miejscu okazało się, że autokar, który miał czekać na nich podstawiony na lotnisku, nie przyjechał. Był kilkadziesiąt minut później - powiedział Michal Doleżal w rozmowie ze sport.tvp.pl.

Opóźniony start samolotu, opóźniony przyjazd autokaru - to jednak nie wszystko. Gdy zawodnicy w końcu dotarli na miejsce, czekały ich jeszcze obowiązkowe testy na koronawirusa. Do hotelu dotarli około czwartej rano - dodał szkoleniowiec Polaków.

W czwartek trener dał im trochę więcej wolnego, aby mogli odpocząć po wymagającej podróży i złapać świeżość na piątkowe treningi i kwalifikacje.

Te ostatecznie nie doszły do skutku. Silny wiatr pokrzyżował plany organizatorów, którzy zdecydowali się odwołać piątkowe skoki. Według planu, w sobotę ma odbyć się konkurs drużynowy, a w niedzielę indywidualny.

Czytaj także:
PŚ kobiet w Ljubnie. Dwie Polki z awansem do niedzielnego konkursu. Wielki pech Anny Twardosz

ZOBACZ WIDEO: Skoki. Dawid Kubacki wie, co zrobił źle. "Stary, szkolny błąd"

Źródło artykułu: