Zmarł w nocy z 3 na 4 lutego 2019 roku. Był najwybitniejszym skoczkiem w historii. Jako jedyny zdobył wielkiego szlema. Wygrał igrzyska olimpijskie, mistrzostwo świata, mistrzostwo świata w lotach, Puchar Świata i Turniej Czterech Skoczni. Wygrywał z dziecinną łatwością. Nie dawał rywalom żadnych szans. Przeskakiwał ich o kilka metrów, jak w najlepszych latach Małysz, Schlierenzauer, Stoch czy teraz Granerud.
- To był wybitny, fenomenalny zawodnik - mówił po śmierci Fina Wojciech Fortuna. W Pucharze Świata wygrał aż 46 konkursów. Więcej triumfów ma tylko Gregor Schlierenzauer. Na podium stał 76-krotnie. Ostatnio, po sukcesie w Willingen, przebił go Kamil Stoch. Sukcesy przyszły błyskawicznie, trwały seriami i sam Matti Nykaenen ich nie udźwignął.
Alkohol lał się strumieniami
Szybko uaktywnił się jego rozrywkowy tryb życia. Chętnie uczęszczał na imprezy, na których nie brakowało alkoholu. W 1991 roku, gdy na mistrzostwach świata był tylko tłem dla najlepszych, powiedział "dość". Zakończył karierę. Oficjalne powodem był uraz kręgosłupa. Nieoficjalnie już wtedy mówiło się o jego problemach alkoholowych. Nykaenen nie ukrywał, że lubi sięgnąć do kieliszka. - To moja decyzja, nikt mnie do tego nie zmusza - powtarzał.
ZOBACZ WIDEO: Prawdziwe legendy skoków narciarskich. Niezwykłe spotkanie po latach
Kręciły się wokół niego osoby, które chciały zrobić na jego sławie biznes. Fin kochał muzykę, potrafił śpiewać i spróbował swoich sił w branży muzycznej. Wydał płytę, która okazała się hitem. Rozchodziła się jak świeże bułeczki. Sprzedano ponad 25 tysięcy egzemplarzy. Jeździł na koncerty, gdzie alkoholu nie brakowało. Jego problemy potęgowały się.
Popadł w alkoholizm. Roztrwonił pieniądze. Długi zaczęły go zżerać. Musiał dorabiać. Pracował jako kelner w barze czy striptizer w klubie nocnym. Pieniędzy nadal brakowało. Nie miał skrupułów, żeby zacząć wyprzedawać swój sportowy dorobek. Chciał sprzedać pięć medali olimpijskich, w tym cztery złote. Pokłócił się jednak z biznesmenem, do transakcji nie doszło i medale trafiły do fińskiego muzeum.
Czwarta żona przeszła piekło
Problemy finansowe szły w parze z kłopotami sercowymi. Nykaenen miał pięć żon. Niestety alkoholizm spotęgował u Fina agresję, którą wyładowywał na życiowej partnerce. W 2003 roku miał zaatakować nożem swoją czwartą żonę. Trafił na cztery miesiące do więzienia. Wyciągnął wnioski? Zmienił swoje postępowanie? Nic z tego.
Szybko wrócił za kratki. Tym razem spędził w murach więziennych ponad dwa lata. W domku letniskowym wpadł w szał. Był pod wpływem alkoholu. Nie myślał racjonalnie. Zranił nożem starszego od siebie mężczyznę. Po tej odsiadce trafiał do więzienia jeszcze dwa razy i znów za ataki na swoją czwartą żonę. Kobieta kilkanaście razy wnosiła o rozwód. Wreszcie dopięła swego i rozstała się z Finem. Ten szybko znalazł pocieszenie w ramionach innej partnerki. Ożenił się po raz piąty.
Kilka lat przed śmiercią znów odezwała się w nim miłość do skoków. Wystartował w rywalizacji weteranów. Próbował również swoich sił jako trener. Chciał założyć własny klub, ale nic z tego nie wyszło. Miał pretensję do fińskiej federacji, że ta nie wykorzystuje jego doświadczenia w skokach do pracy szkoleniowej.
W 2018 roku zdiagnozowano u Nykaenena cukrzycę. Cierpiał na coraz częstsze zawroty głowy i nudności. W nocy z 3 na 4 lutego poszedł się umyć do łazienki. Długo z niej nie wychodził. Zmartwiona żona poszła sprawdzić, co się stało. Gdy otworzyła drzwi, zobaczyła nieprzytomnego męża. Lekarzom nie udało się go uratować. Przyczyną śmierci było zapalenie trzustki, na które złożyły się wieloletnie problemy z alkoholem.
Czytaj także:
Tyle Murańka zarobił za swój życiowy wynik. Coraz lepsze finanse Piotra Żyły
Od zamieszania testowego do życiowego wyniku. Poleciał dalej niż Adam Małysz