Kilkanaście dni temu, w drugiej serii konkursu Pucharu Świata w Hizenbach, Eirin Maria Kvandal zaliczyła bardzo groźny upadek od razu po lądowaniu. Skoczkini długo nie podnosiła się z zeskoku, aż w końcu opuściła go na noszach. Skoczkini narzekała na ból w kolanie. Wstępne badania w Linzu nie wykazały żadnych złamań, ale obawiała się uszkodzenia więzadeł.
Na dokładniejsze badania i diagnozę musiała jednak poczekać kilka dni dłużej, bo po powrocie z Austrii do Norwegii trafiła na kwarantannę. W końcu jednak otrzymała wiadomość, której zapewne nigdy nie chciałaby dostać.
Skoczkini zerwała więzadła krzyżowe, łąkotkę, a także więzadło poboczne w prawym kolanie. Tym samym zdecydowanie przedwcześnie zakończyła sezon i czeka ją długa, żmudna rehabilitacja.
ZOBACZ WIDEO: PŚ w Zakopanem. Dawid Kubacki: Nieprzespane noce? Mam złote dziecko
- Jest gorzej, niż się obawiałam. Miałam nadzieję, że uszkodziłam tylko więzadło krzyżowe - powiedziała norweska zawodniczka, cytowana przez telewizję NRK.
Sezon 2020/21 był pierwszym dla Eirin Marii Kvandal w Pucharze Świata w skokach narciarskich. Skoczkini już w swoim drugim starcie, w Ljubno, odniosła dość sensacyjny triumf. W pierwszym konkursie w Hinzenbach po raz kolejny stanęła na podium (trzecie miejsce), ale trzeci konkurs zakończył się dla niej fatalnie.
Czytaj także: Mistrzostwa świata w Oberstdorfie. Stefan Horngacher ogłosił skład