Ekstremalne warunki na skoczni. Reakcja polskiego skoczka mówi wszystko

Sprawdziły się niekorzystne prognozy. Warunki na skoczni w Bischofshofen są ekstremalnie ciężkie dla zawodników. Najlepiej to, co dzieje się na obiekcie, oddały słowa Pawła Wąska tuż po skoku.

Szymon Łożyński
Szymon Łożyński
Paweł Wąsek PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Paweł Wąsek

Korespondencja z Bischofshofen, Szymon Łożyński

Pogoda robi wszystko, by storpedować końcówkę 70. Turnieju Czterech Skoczni. We wtorek w Innsbrucku wiało tak mocno, że o skakaniu nie było mowy. Jury próbowało sztucznie przedłużyć spektakl, ale już od około południa było i tak wiadomo, że na Bergisel niemożliwa jest do rozegrania nawet jedna seria.

Po odwołaniu konkursu, szybko ustalono nowy plan końcówki turnieju. I tak organizatorzy zmagań w Bischofshofen zgodzili się rozegrać dodatkowy konkurs w środę, w zastępstwie za Innsbruck. Meteorolodzy nie mieli jednak dobrych wiadomości. Zapowiadali najpierw ulewę, która później miała zmienić się w deszcz ze śniegiem, a wieczorem w opady gęstego, mokrego śniegu.

Na razie niekorzystny scenariusz sprawdza się. Podczas treningu i kwalifikacji do wieczornego konkursu panowały ekstremalne warunki na rozbiegu. Mimo pracy tzw. wydmuchiwaczy, zawodnicy jeździli na rozbiegu bardzo wolno i musieli się mocno napracować, by stabilnie dojechać do progu i wybić się na tyle dobrze, by oddać daleki skok.

ZOBACZ WIDEO: Trener polskich skoczków do zwolnienia? Tajner tłumaczy sytuację Doleżala

Do tego szczególną uwagę skoczkowie muszą zachować przy lądowaniu. Przy opadach deszczu ze śniegiem zeskok jest miękki. Wystarczy chwila nieuwagi i nawet dobry pod względem odległości skok można przepłacić poważnym upadkiem. Na szczęście w kwalifikacjach niemal wszyscy bezpiecznie wylądowali. Tylko Manuel Fettner miał przygodę tuż na granicy linii, do której sędziowie oceniają skok. Austriakowi odpięła się narta, ale na jednej dojechał do linii i dopiero wtedy niegroźnie się przewrócił.

Nie zmienia to jednak faktu, że warunki w Bischofshofen są trudne, a wieczorem mogą być jeszcze gorsze. Wtedy spodziewane są intensywne opady mokrego śniegu, które mogą jeszcze bardziej spowalniać skoczków na najeździe i mocno wpłynąć na stan zeskoku.

Z trudnymi warunkami dobrze poradziło sobie czterech Biało-Czerwonych. Do pierwszej serii konkursu awansowali: Piotr Żyła, Paweł Wąsek, Jakub Wolny i Dawid Kubacki. Na uwagę zasługuje zwłaszcza próba Żyły, który po skoku na 128. metr był 16. Mistrz świata długo musiał jednak czekać na swój skok. Podczas jego próby tory na pewno nie były w idealnym stanie, dlatego to jak sobie poradził w takich warunkach zasługuje na duży plus.

Pochwalić można także Pawła Wąska, który wylądował na 126. metrze. Polski talent cieszył się z odległości, jaką uzyskał, ale przede wszystkim zwrócił uwagę na ekstremalne warunki na skoczni. - Jest trudno. Wygląda to niefajnie. Na rozbiegu skoczek się nie nudzi, bo trzeba walczyć, żeby utrzymać pozycję. Jest naprawdę co robić - wyjaśnił pod skocznią.

Szybko obiekt opuścił natomiast Andrzej Stękała. Wydawało się, że drużynowy brązowy medalista MŚ w lotach pomału - jak Żyła - wraca do wysokiej formy. W kwalifikacjach, z mocnym wiatrem w plecy, kompletnie sobie jednak nie poradził. Wylądował na 112. metrze i środowe główne zawody obejrzy już pewnie w hotelu.

Początek konkursu, który nie będzie łatwy do przeprowadzenia ze względu na pogodę, o 16:30. Transmisja w TVN, Eurosporcie 1 oraz na WP Pilot.

Czytaj także:
Polacy poznali rywali w konkursie. Dwóch z nich czeka bardzo trudne zadanie
Jeden skok i wydarzył się dramat. Wielki gest mistrza olimpijskiego

Kibicuj polskim skoczkom w Pilocie WP (link sponsorowany)

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×